Trzy razy R – recenzja „Dnia Matki”

Trzy razy R – recenzja „Dnia Matki”

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Dzień Matki” / „Mother's Day” (2016)
„Dzień Matki” / „Mother's Day” (2016) Źródło: Monolith Films
Garry Marshall, specjalista od wdzięcznych komedii romantycznych („Pretty Woman”, „Uciekająca panna młoda”), tematem swego najnowszego filmu uczynił Dzień Matki. Nic dziwnego – matczyna miłość to nieskończone źródło wzruszeń.

„Dzień Matki” to kolejna odsłona „świątecznego” cyklu Marshalla, następca „Walentynek” i „Sylwestra w Nowym Jorku”. Reżyser ponownie zebrał plejadę gwiazd – Julię Roberts, Kate Hudson, Jennifer Aniston, Jasona Sudeikisa, Margo Martindale – by z jej pomocą wlać w serca widzów nieco ciepła. W tej kategorii nadal wygrywa Richard Curtis („To właśnie miłość”, „Czas na miłość”), lecz obu panów dzieli coraz mniejszy dystans. Marshall zdradza pewne ciągoty do niewydumanego, klozetowego poczucia humoru, jednak umie utrzymać je na wodzy. Pozostaje wierny zasadzie trzy razy R: rozerwać, rozbawić, rozczulić. 

„Dzień Matki” / „Mother's Day” (2016)

Na „Dzień Matki” składa się kilka luźno powiązanych historii, przy czym każda z nich podlega jednej, wiążącej je myśli: matczyna miłość nie ma sobie równych. Przekonujemy się o tym z perspektywy rozwódki, która musi dzielić się synami z nową żoną eks-męża (sprawę pogarsza fakt, że konkurentka ma aparycję modelki Victoria’s Secret), wdowca próbującego odgrywać role ojca i matki jednocześnie, a także dziewczyny wychowanej w rodzinie zastępczej. Do tego dochodzi wątek skłóconych z rodzicami Jesse i Gabi – jedna ukrywa przed nimi małżeństwo z Hindusem, druga związek z inną kobietą, z którą na domiar złego adoptowała dziecko. Dzięki tej mieszance Marshall udowadnia, że każda mama kocha swe pociechy miłością czystą i bezgraniczną. To bez żadnego znaczenia, czy jest ultrakonserwatywną mieszkanką przyczepy campingowej, gwiazdą telewizji, Hinduską, lesbijką etc.  

Ten ciepły przekaz płynie z ekranu wraz z solidną dawką humoru. Część gagów bawi szczerze, część wywołuje śmiech bardziej z powodu ich absurdu, jednak cel został osiągnięty – publika zrywa boki. Prym wiodą Jennifer Aniston i Jason Sudeikis, którzy potrafią „sprzedać” nawet ograny dowcip o zawstydzonym ojcu kupującym córce tampony. W niczym nie ustępuje im tylko Margo Martindale jako grubiańska mamuśka żywiąca wstręt do wszelkich oznak odmienności. Swobodna w swych rolach obsada sprawnie wydobywa komizm każdej sceny, nawet jeśli termin jego przydatności minął dekady temu.  

Rzecz jasna świat nie zawaliłby się, gdyby „Dzień Matki” nigdy nie powstał. Garry Marshall sięga po sprawdzone formuły i odpuszcza sobie jakąkolwiek próbę ich modyfikacji. Z tej nudy płynie jednak pewien rodzaj uczciwości. Od filmu dostajemy dokładnie to, czego oczekiwaliśmy: pogodny, budujący przekaz, gwiazdorskie uśmiechy i pokaźną dawkę humoru. Tak wiele i tak niewiele zarazem. 

Ocena: 5/10