Kryminał na przekór. Recenzja serialu „Długa noc”

Kryminał na przekór. Recenzja serialu „Długa noc”

kadr z serialu "Długa Noc" (2016)
kadr z serialu "Długa Noc" (2016) Źródło: Galapagos Films
Mówi się, że jedna zła decyzja ciągnie za sobą szereg kolejnych. Nasir Khan wie o tym aż za dobrze. Kiedy na kilka godzin przywłaszcza sobie taksówkę ojca, spada na niego lawina niepowodzeń. Czy błądzić jest rzeczą ludzką? I czy telewizyjny kryminał może jeszcze czymś zaskoczyć? Odpowiedzi szukajcie w serialu HBO „Długa noc”.

„Długa noc” stawia na głowie wszelkie schematy znane kryminałom, co widać już na poziomie bohaterów. Akcja kręci się wokół Pakistańczyka Nasira Khana, głównego podejrzanego w sprawie zabójstwa młodej mieszkanki Nowego Jorku. Wschodnie korzenie mężczyzny automatycznie przywołują z pamięci widza serial „Homeland”, lecz tym razem terroryzm to ślepa uliczka – „Nasir jest amerykański jak baseball”. Jego winy pragnie dowieść sierżant Box, któremu daleko do wysportowanych i gorliwych detektywów poświęconych naprawie świata. Podstarzały śledczy, jedną nogą na emeryturze, sprawę Khana uznaje za rozwiązaną już w noc morderstwa Andrei Cornish. Ziarno zwątpienia próbuje zasiać adwokat Jack Stone, który wraz ze swą hinduską wspólniczką tworzy osobliwy prawniczy tandem. Ona jest żółtodziobem, on zaś specjalizuje się w obronie szumowin oskarżonych o drobne przewinienia. Atrybutami Stone’a nie są skrojony na miarę garnitur i przeszywające spojrzenie, lecz zaawansowana egzema, wysłużony płaszcz oraz para sandałów. Jedynie Andrea, brutalnie zadźgana dwudziestodwulatka, wpisuje się w pewien stereotyp ofiary. Widzieliśmy w końcu już wiele dobrze sytuowanych ślicznotek, które od problemów uciekały w seks i używki.

Wyśmienity pilot serialu to maraton niefortunnych zdarzeń, które zachodzą w życiu Nasira Khana. Ten wzorowy student „pożycza” taksówkę ojca, by dojechać nią na imprezę. Nie ma pojęcia, że jedna zła decyzja wplącze go w kabałę, której skutki odczuje boleśnie cała jego rodzina. Feralnej nocy bohater wykorzystuje swój roczny limit pecha i z domniemanym narzędziem zbrodni w kieszeni dostaje się w ręce policji. Co najdziwniejsze, nikogo nie interesuje wersja wydarzeń Khana. Siła obciążających go dowodów niemal natychmiast zamyka śledztwo. Nie uświadczycie tu górnolotnych wywodów o dążeniu do prawdy, bo ma ona znaczenie drugorzędne. Nawet jeśli Khan tylko pozornie pasuje do układanki – wątpliwość wzbudza jego nieposzlakowana dotąd opinia czy też fakt, że nie znaleziono na nim krwi ofiary – to policja jest zbyt opieszała i obojętna, aby pozyskać inne jej elementy. Tym sposobem bohater dostaje się między trybiki systemu, a cała opowieść nabiera kafkowskiego charakteru. Twórcy serialu (Richard Pricesce, scenarzysta „Prawa ulicy”, oraz Steven Zaillian, scenarzysta „Listy Schindlera”, „Gangów Nowego Jorku” i „Moneyball”) ukazują amerykański wymiar sprawiedliwości „no filter”, od kuchni, z naciskiem na jego słabości i absurdy. „Aspektakularny” proces Khana kontrastuje z tym, do czego przyzwyczaiły nas dramaty sądowe.

Realizm obecny jest także w wątku więziennym, czyli drugim filarze serialu HBO. Osadzony w Rikers Island bohater zderza się z bezdusznymi strażnikami i szerzącą się wśród więźniów patologią. Początkowo wystraszony, prędko uczy się reguł przetrwania i wkracza na szczyt tamtejszej hierarchii. Ilekroć widzimy ogolonego na zero Khana, próbujemy rozgryźć jego motywację. To poza? Tak zwany efekt Lucyfera? A może prawdziwa twarz Nasira – mordercy Andrei Cornish? Niepokój, który próbują wywołać Pricesce i Zaillian, ustępuje jednak poczuciu fałszu. Przemiana zahukanego studencika w zimnokrwistego kryminalistę przebiega w sposób nieprzekonujący, podobnie jak jego przyjaźń z więziennym inteligentem Freddiem, który trzyma w garści całe Rikers Island. Nawet jeśli twórcy odmalowują więzienie w nietypowych barwach – jako miejsce, gdzie bohater dorośleje i odnajduje bratnią duszę – to w fabułę wkrada się sztampa. Wątek ten, o wiele słabszy od sądowych potyczek Jacka Stone’a, w okolicach czwartego epizodu zaniża wysoki dotąd poziom produkcji HBO.

O ile jeszcze kilka lat temu transfery z kina do telewizji nie były oczywistością, to dziś niemal każdy aktor pragnie wzbogacić swoją filmografię o rolę w serialu. Gwiazdą „Długiej nocy” miał zostać James Gandolfini, jednak zmarł on wkrótce po nakręceniu pilotażowego odcinka. Decyzja o tym, by na jego miejsce zatrudnić Johna Turturro, okazała się castingowym strzałem w dziesiątkę. Grany przez niego Jack Stone to bez wątpienia jeden z najoryginalniejszych adwokatów, którzy narodzili się na potrzeby małego ekranu – czarna owca w świecie prawników, dobra dusza o prezencji menela. Występ Turturro złożył się na ciepłe przyjęcie „Długiej nocy” przez widzów i krytykę. Mimo że Pricesce i Zaillian planowali zamknąć serial w ośmiu epizodach, obecnie nie wykluczają, że powstanie drugi sezon. A że z kryminałem obchodzą się w wyjątkowo świeży sposób, pozostaje nam tylko czekać na efekty.