Berlinale '16 - Death in Sarajevo

Berlinale '16 - Death in Sarajevo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Death in Sarajevo
Death in Sarajevo Źródło: © Margo Cinema & SCCA/pro.ba
„Death in Sarajevo” Denisa Tanovića, który za swój obraz otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia w kategorii Nagroda Specjalna Jury, to film rozgrywany na dwóch płaszczyznach - ideologicznej oraz emocjonalnej.

Ideologia związana z wewnętrznym konfliktem Bośni i Hercegowiny przedstawiona jest w sposób prosty, acz nietypowy - poprzez ukazanie rozmów w programie telewizyjnym, który nagrywany jest na dachu Hotelu Europa, w którym rozgrywa się cała akcja filmu. Dzięki takiemu rozwiązaniu widz dostaje zbiór różnych punktów widzenia na wydarzenia, które rozegrały się w 1914 roku, gdy Gavrilo Princip zastrzelił Franciszka Ferdynanda, co uznawane jest za jedną z przyczyn wybuchu I Wojny Światowej. Po dziś dzień toczą się spory, czy Gavrilo był bohaterem, czy zwykłym terrorystą. Poprzez ukazanie różnych głosów na ekranie, reżyser chce pokazać, iż problem ten nadal jest żywy w kulturze krajów byłej Jugosławii. Stanowi też próbę zarysowania szerszej publiczności jednego z punktów zapalnych waśni między nimi. Rozmowy pełne są historycznych informacji, ale sposób ich prezentacji, w podgrzanej dyskusji sprawia, że docierają do widza lepiej niż z podręczników historii.

Strona emocjonalna dzieła związana jest zaś z główną bohaterką - recepcjonistką oraz prawą ręką menagera hotelu - Lamiją (Snežana Vidović, swoim wyglądem przywodząca na myśl Jennifer Lopez), która musi poradzić sobie z większą niż zwykle ilością problemów, wynikającą z faktu, iż do miasta zjechało się wielu zagranicznych dygnitarzy, mających uczestniczyć w upamiętnieniu rocznicy śmierci Księcia. Jedną z niedogodności jest próba powstrzymania planowanego przez pracowników strajku, któremu zdaje się przewodzić matka bohaterki (Faketa Salihbegovix-Avdagic).

Snežana Vidović w filmie "Death in Sarajevo"

„Death in Sarajevo” świetnie się ogląda. Sposób prowadzenia historii, blisko bohaterów, z długimi ujęciami kamery, która stale podąża za aktorami, gdy ci kroczą po korytarzach, chwilami wręcz przypomina formułę „walk and talk” Aarona Sorkina. Praca operatora (Erol Zubcevic)  zasługuje na szczególną uwagę, gdyż to właśnie dzięki zdjęciom dramat bohaterów zyskuje na sile. Dużym atutem jest także fakt, iż akcja w całości rozgrywa się w gmachu pięknego hotelu w czasie rzeczywistym, bez żadnych przeskoków czasowych. Tak naprawdę jednak fakt ten jest tak sprytnie zakamuflowany, że dopiero przy głębszym przemyśleniu następuje realizacja tego stanu rzeczy. Podświadomie jednak wpływa to na większe zaangażowanie w historię. Dodatkowym plusem jest także niewymuszony, często zaskakujący i niespodziewany humor dzieła. Momentów, w których szerzej się uśmiechniemy jest naprawdę wiele, a ich pojawienie się sprawia, że jeszcze bardziej wciągamy się w opowieść, a bohaterowie stają się nam coraz bliżsi. Wszystko to razem sprawia, że „Smrt U arajevu” ogląda się z niemałym zaangażowaniem.

Ocena: 7,5/10

twitter