„To tylko koniec świata”. Dzieło „reżysera matek”, którego styl czuje się od pierwszych scen

„To tylko koniec świata”. Dzieło „reżysera matek”, którego styl czuje się od pierwszych scen

Nathalie Baye, Gaspard Ulliel
Nathalie Baye, Gaspard Ulliel Źródło: Filmweb.pl
Kiedyś tytuły Xaviera Dolana były ciekawostką festiwali. „Zabiłem moją matką” pokazał przecież w Cannes jako wunderkind, 19-latek z czujnym spojrzeniem na świat i wyczuciem filmowej materii.

Dzisiaj ma 27 lat i stał się dojrzałym artystą. Z własnym charakterem pisma i wyrazistą wizją kina. W „To tylko koniec świata”, ekranizacji sztuki Jeana-Luca Lagarce’a, jego styl czuje się od pierwszych scen. Bo Dolan jak nikt inny z głośnej popowej muzyki, ostrych kolorów i skrajnych emocji umie stworzyć subtelne, wieloznaczne opowieści.

Główny bohater filmu, artysta, po latach nieobecności wraca do rodzinnego domu. Ale i do spraw, które zostawił niezałatwione, do rozgrzebanych ran, pielęgnowanych od dekad niedomówień. Przy jednym stole siadają pełen kompleksów, zamknięty w swoim pancerzu brat i siostra – jak żywa petarda, pragnąca uciec z kanadyjskiej prowincji. Matka, która zagaduje wszystko, jakby bała się, że cisza pozwoli wyjść szkieletom z szafy. Zagubiona w tej mozaice bratowa. Wszyscy łakną bliskości. Ale wzajemna przemoc unosi się w powietrzu. Jest tak wielka, że mężczyzna nie potrafi powiedzieć najbliższym, że umiera.

Dolan fenomenalnie reżyseruje ten rodzinny spektakl. „Dom to tam, gdzie boli” – śpiewa u niego Camille. I o tym jest ten film. O rodzinie, która czasem przynosi zawód. Ale jednocześnie bez niej byłoby jeszcze trudniej. Świetnie naszkicowane postacie pozwoliły pokazać kunszt aktorom. Lea Seydoux, Vincent Cassel, Marion Cotillard, Gaspard Ulliel wyszli ze swoich stref komfortu i świetnie wypełnili ten nasycony uczuciami świat Dolana.

Wszystkiemu zaś patronuje (matronuje?) wspaniała, dojrzała Nathalie Baye. Nie przypadkiem Dolan nazywa sam siebie „reżyserem matek”. Oddaje im hołd, nawet wtedy, gdy nie umieją porzucić własnych ograniczeń. Bo u niego na szacunek zasługuje samo uczucie. Wielka, bezkompromisowa miłość. Bo choć „To tylko koniec świata” jest filmem pełnym agresji, ostatecznie właśnie miłość wychodzi tu na pierwszy plan. Bez niej ta tragiczna próba bliskości nie miałaby jakiegokolwiek sensu. I – jak zdaje się mówić Dolan – wszystko inne też.