Zbrodnia, która nie wstrząsnęła światem. Mocarstwa były zajęte wojną, gdy wymordowano półtora miliona ludzi

Zbrodnia, która nie wstrząsnęła światem. Mocarstwa były zajęte wojną, gdy wymordowano półtora miliona ludzi

Opublikowane w 1918 roku zdjęcie zamordowanych Ormian. Autorem fotografii jest Henry Morgenthau, ambasador USA w Imperium Osmańskim
Opublikowane w 1918 roku zdjęcie zamordowanych Ormian. Autorem fotografii jest Henry Morgenthau, ambasador USA w Imperium Osmańskim Źródło: Wikimedia Commons / Domena publiczna
– W zaledwie dwa lata 1915-1916, wymordowano ponad półtora miliona ludzi. To było precyzyjne zaplanowane morderstwo bez taryfy ulgowej, a Turcja wciąż nie chce przyznać, że do ludobójstwa w ogóle doszło – mówi w rozmowie z Wprost.pl Maciej Bohosiewicz, Przewodniczący Rady Armenian Foundation.

Kacper Świsłowski, Wprost.pl: W polskich kinach od 5 maja można obejrzeć „Przyrzeczenie”, film, którego akcja nierozerwalnie związana jest z ludobójstwem dokonanym przez Turków na Ormianach. Jak duża może być „siła rażenia” magii ekranu, do rozpropagowania tej historii, o której mało kto słyszał?

Maciej Bohosiewicz, Przewodniczący Rady Armenian Foundation: Ten film jest dlatego istotny, że po raz pierwszy, do kin wchodzi nie dokument, a film fabularny, w którym zobrazowana jest wyraźnie zagłada narodu ormiańskiego. My, w ramach swoich działań w fundacji propagujemy prawdę o tamtych wydarzeniach poprzez coroczny Marsz Milczenia, organizowany w dokładną rocznicę początku tych tragicznych wydarzeń (przypada ona 24 kwietnia każdego roku– red.). Idziemy wtedy na Mokotowie pod Ambasadę Turcji. Staramy się w ten sposób raz jeszcze nagłośnić sprawę ludobójstwa.

W przypadku kina, temat ten łatwiej może trafić do publiczności i zaistnieć na trwałe w świadomości społeczeństwa. Wtedy film będzie pełnił wspaniałą rolę również edukacyjną.

Ja o ludobójstwie Ormian usłyszałem dzięki zespołowi System of a Down, a gdy redakcyjna koleżanka usłyszała o filmie, od razu rzuciła: Kim Kardashian. W kulturze popularnej ten temat pojawił się trochę wcześniej.

Pełna zgoda! Serż Tankian, frontman zespołu System of a Down jest bardzo zaangażowany w te sprawy już od wielu lat. Co do samej Kardashian, możemy się śmiać, ale ona jest celebrytką z niesamowitą siłą przebicia. Gdy w 2016 roku pojawiła się w Armenii w towarzystwie swego męża i znajomych, transmitowano to przecież w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, pisano o tym w prasie. Od razu zaczęto stawiać pytania: O co w tym wszystkim chodzi? Jakie ludobójstwo?

Kardashian to Ormianka, i stąd takie jej nazwisko. Ludzie na co dzień o takich rzeczach nie wiedzą, ale one i tak przemawiają do ogółu. Dobrze, że tak się stało. Do tego właśnie zmierzały działania wielu organizacji pozarządowych, by taka produkcja filmowa wreszcie powstała. Film ukazuje spory kawałek historii, ale też w sposób hollywoodzki pokazuje też zwyczajne wydarzenia. Ludzie po wyjściu z kina będą już mieli jakieś informacje i zaczną lepiej kojarzyć o co chodzi z tym ludobójstwem.

Tylko jedno pytanie: Ile tej historii jest w hollywoodzkiej produkcji.

Mam tu książkę Franza Werfla pt. „Czterdzieści dni Musa Dagh”. Mieliśmy tę książkę od dawna w domu. Cegła dziś niemal niesprzedawalna, ale to ona posłużyła reżyserom za część scenariusza do tego filmu. To książka o tym, jak przez czterdzieści dni i nocy w 1915 roku Ormianie bronili się na tytułowej górze Musa Dagh, przed wojskami tureckimi.

To właśnie wykorzystanie takich, a nie innych inspiracji, sprawia, że tak entuzjastycznie wypowiada się pan o tym filmie?

Nie, nie tylko to. Ale w tym wypadku podoba mi się jedna konkretna rzecz. Gdy mówi się o ludobójstwie Ormian, to jest w tym zawarta wielka martyrologia. To są zawsze brutalne opowieści, zwłaszcza o tym, jak obchodzono się z Ormianami w tamtych czasach: to historie o zabijaniu dzieci, gwałceniu i mordowaniu kobiet, wywożeniu tysięcy ludzi na pustynię w celu zagłady, katowaniu ich w drodze i w ogóle o wyniszczaniu całego narodu.

Ale „Przyrzeczenie” pokazuje elementy, zawarte także w tej książce, że ci ludzie nie dali się prowadzić jak barany na rzeź. Dobrze się stało, że Ormianie podjęli walkę. To tak jak mówienie o holocauście Żydów, ale też celebrowanie rocznicy powstania w getcie warszawskim, że ludzie w którymś momencie wykazali niezwykły hart ducha i mimo straconej pozycji przeciwstawili się zbrojnie okupantowi. Potomkowie tamtych bohaterów nazywani są Musalerowcami. Nazwa wzięła się stąd, że funkcjonują dwie nazwy tej góry: Musa Dagh, to po turecku i Musa Ler. Ta druga, to po ormiańsku. Musalerzy byli i są darzeni wielką estymą w każdej społeczności ormiańskiej.

Odchodząc od samego filmu i próbując uporządkować: co tak naprawdę zadecydowało, że do ludobójstwa Ormian w ogóle doszło?

To nie tylko okres I wojny światowej i lata 1915-1918. Akcje przeciwko ludności ormiańskiej zaczęły w państwie osmańskim już wcześniej. Rok 1915 to tylko kumulacja tych ludobójczych działań. Już od połowy XIX wieku coś złego cały czas się działo. Wtedy doszło do zrywu niepodległościowego, który zakończył się tragicznie dla Ormian. Gdy w wyniku rewolucji roku 1908, którą poparli Ormianie, przestał rządzić sułtanat, (choć sułtan pozostał), do władzy doszli młodoturcy. Ormianie liczyli, że młodoturcy stworzą nowoczesne, w miarę demokratyczne państwo, w którym mniejszości będą mieć nowe, to znaczy równe prawa. Byli gotowi tworzyć z Turkami nowe państwo. Tak się jednak nie stało.

Młodoturcy opanowani ideą panturkizmu, tzn. ideą zjednoczenia pod swoją władzą wszystkich narodów turańskich, od Bosforu po Morze Żółte, ruszyli na wojnę z Imperium Rosyjskim. Na drodze stanęli im Ormianie. Zaczynają więc robić przeciw nim makabryczne rzeczy. Wskazują innym Turkom i muzułmanom (sami będąc ateistami) Ormian jako zdrajców, sprawców wszystkich klęsk na froncie kaukaskim, ukrytego wroga wewnętrznego, którego trzeba za wszelką cenę wytępić i wszelkimi sposobami zniszczyć. Było to zatem ludobójstwo, w dodatku zaplanowane od początku z niezwykłą skrupulatnością i pieczołowitością.

Matka i ciała jej pięciu dzieci - ofiar ludobójstwa Ormian

Pierwsze ludobójstwo XX wieku, kilka dekad przed tym, o czym zdecydowano podczas konferencji w Wannsee.

To było jak niszcząca wszystko maszyna. Nie było tak jak głoszą dziś Turcy, że po prostu jakiś oddział gdzieś pojechał i podpalił wioskę. To było przygotowane w bezduszny sposób, w skali całego państwa, a z perspektywy „państwa zbrodniarza”, było to zorganizowane w swoiście wspaniały sposób. Do mordowania zaprzęgnięto również przyrodę: tzn. ludzi pędzono na pustynię Deir el Dzor w dzisiejszej Syrii, by tam ginęli z pragnienia i z wycieńczenia. W zaledwie dwa lata (1915-1916 - red.) wymordowano ponad półtora miliona ludzi. To było precyzyjne zaplanowane morderstwo, wbrew niekiedy samym Turkom, których za spontaniczne ratowanie Ormian również zabijano, co film pokazuje.

W Libanie, w Anteliasie na terenie ormiańskiego katokolisatu jest taka mała kapliczka, miejsce pamięci pomordowanych Ormian – wewnątrz której, szklany trzymetrowy graniastosłup jest wypełniony czaszkami i piszczelami tych, którzy zginęli na pustyni. To robi niesamowite wrażenie, to wyraża więcej niż tysiące słów na temat ludobójstwa. To taka sama makabra jak Oświęcim i gablota wypełniona dziecięcymi bucikami. Jednak mimo zapisów, dowodów, dokumentów i świadków, Turcja wciąż nie chce przyznać, że do ludobójstwa w ogóle doszło, chociaż sama jako pierwsza uznała kiedyś ten fakt, skazując część sprawców na karę śmierci.

„Szklany trzymetrowy graniastosłup jest wypełniony czaszkami i piszczelami tych, którzy zginęli na pustyni. To robi niesamowite wrażenie, to wyraża więcej niż tysiące słów na temat ludobójstwa. To taka sama makabra jak Oświęcim”

Jednak mimo tylu dowodów Turcja wciąż zaprzecza temu, by takie wydarzenia w ogóle miały miejsce.

Choć dziś jest wiele krajów, które uznały ludobójstwo Ormian w 1915 roku za fakt, to ciągle walczymy o to, by Turcja oficjalnie przyznała jego zaistnienie i ustosunkowała się bardziej krytycznie do tej sprawy. To w ogóle niezwykle przewrotna sytuacja, ponieważ w 1920 roku, osądzono jednego z trzech członków rządzącego wówczas triumwiratu(Enwer Pasza, Talaat Pasza i Dżemal Pasza) odpowiedzialnego za to właśnie ludobójstwo. Można powiedzieć, że wtedy państwo przyznawało się do wydarzeń i do tej zbrodni. Potem, gdy Turcja stała się znów imperialna, narracja zupełnie się zmieniła.

Tureccy żołnierze eskortujący Ormian w 1915 roku

O tym „zapominaniu” w historii dosadnie wypowiedział się już... Adolf Hitler. Gdy wydawał rozkaz do zaatakowania Polski, wspomniał wtedy o Ormianach. Na odprawie dla dowódców powiedział wtedy: – Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo. A na uwagę: „co na to powie świat?” Odpowiedział: – Któż dziś pamięta o Ormianach.

Są nawet przesłanki, że Hitler na metodach młodoturków po prostu się wzorował. Miał zresztą informacje z pierwszej ręki. Oto Imperium Otomańskie na początku XX wieku bardzo blisko współpracowało z II Rzeszą. To Niemcy szkolili armię turecką, w tym owych zbrodniczych generałów i młodoturków z partii „Jedność i Postęp”. Jest to nawet wyraźnie wspomniane w filmie. Pokazane jest przyjęcie, na które została zaproszona, także przebywająca w Imperium Osmańskim, generalicja niemiecka. Zresztą... coraz więcej osób potwierdza, że Imperium Osmańskie, rządzone przez młodoturków, nie dałaby sobie rady z tak, że tak powiem, dużym logistycznie przedsięwzięciem, jak przeprowadzenie masowego ludobójstwa. Ten „Ordnung”, ta dokładność i precyzja – gdzieś się tego nauczyli.

Mimo tej całej machiny zaprzeczeń sprzed lat, sprawa nie przepadła w niepamięci. Społeczność międzynarodowa, zwłaszcza w ostatnim czasie, w związku z obchodami stulecia ludobójstwa, coraz wyraźniej dopomina się o prawdę. Nie chce być dłużej oszukiwana propagandą. We Francji zaprzeczanie ludobójstwu, dokonanemu na Ormianach jest karane grzywną. Dzięki temu jednym z warunków ewentualnej akcesji Turcji do Unii Europejskiej – co mocno zaakcentowali Francuzi – było uznanie ludobójstwa Ormian za fakt historyczny. Szerokim echem w świecie odbiła się też rezolucja Bundestagu sprzed roku na ten temat, w której uznano niezaprzeczalność ludobójstwa Ormian w 1915 roku w państwie tureckim.

„Ormianie byli w Polsce od siedmiu wieków. Mieli też swoje »małe ludobójstwo« na Kresach, na Pokuciu, gdzie UPA, gdy rozprawiało się z Polakami, rozprawiło się też z tamtejszymi Ormianami”

Są jakieś „akcje odwetowe” ze strony tureckiej za nagłaśnianie prawdy o tamtych wydarzeniach?

Podam przykład z krajowego podwórka. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zalewski wielokrotnie przypominał taką sytuację, że gdy stawiano chaczkar, tj. krzyż ormiański, w Krakowie, to ambasada turecka na to zareagowała bardzo ostro. Doszło do tego, że pisano noty protestacyjne, a Turcy zaprzestali rozmów w sprawie wykonania jakiegoś intratnego dla obu stron kontraktu w Krakowie.

Jak układają się relacje turecko-ormiańskie teraz?

Granice między obu państwami są zamknięte, ale Turcy i Ormianie ze sobą handlują mimo tego obostrzenia sytuacji. Życie nie znosi próżni, oni to jakoś wspólnie obchodzą, ale jest to robione po cichu. I tyle można o tym powiedzieć.

Gdyby miał pan krótko opisać współczesną Armenię, to...

Armenia to piękny, ale biedny kraj, kiepsko położony, z kiepskimi sąsiadami. I wszystko się tam przelicza, kalkuluje. Ludność para się tym, co robiła od tysięcy lat, czyli handlem, biznesem.

A jacy są Ormianie?

To przyjacielski naród, dla większości życzliwy, zwłaszcza dla Polaków. Ormianie lubują się w historii, także w swojej rodzinnej, życiu codziennym, w grach i zabawach rozwijających intelekt. W Polsce gra w szachy dopiero pojawi się w renesansie, a tam gra w szachy była bardzo popularna już od starożytności w według starych podań to Ormianie nauczyli jej starożytnych Rzymian. Jest ona dzisiaj nawet w szkolnym programie nauczania.

Co zaś się tyczy zamiłowania do historii, to Ormianie są zdania, że to co działo się w przeszłości, rzutuje także na przyszłość. Nie pamiętając historii, swojego narodu, nie masz prawa do istnienia w przyszłości. Kiedyś byłem w jakiejś niewielkiej ormiańskiej wiosce, gdzie pasterz opowiadał mi historię Armenii. Ja oniemiałem, wydawało mi się, że jestem na wykładzie uniwersyteckim. A to był tylko prosty człowiek.

„W naszych kręgach mówi się, że jak w Warszawie Ormianin zatnie się w palec, to w Montrealu tego samego dnia płaczą z jego powodu.”

Czytając o Armenii, zwłaszcza Polacy, mogą zwrócić uwagę na religijne zróżnicowanie kraju, stosunkowo duże, jak na jego wielkość.

W Armenii jest kościół ewangelicki, katolicki i narodowy Apostolski. „Najmocniejszy” i najliczniejszy jest narodowy Apostolski Kościół Armenii, który ma nawet własnego „papieża” tj. Patriarchę Wszystkich Ormian, zwanego Katolikosem, a zasiadającego na katedrze w „ormiańskim Rzymie”, czyli w dawnej stolicy, Eczmiadzynie. To kościół ortodoksyjny, ale nie prawosławny, który nie uznaje prymatu, czyli zwierzchności papieża ani Konstantynopola. Ale same różnice doktrynalne z katolicyzmem są minimalne. Co więcej, Jan Paweł II był serdecznie zaprzyjaźniony z Katolikosem Karekinem II. Doszło do tego, że gdy papież przybył do Armenii, to został na nocleg w rezydencji katolikosa, a nie jak to bywało zwyczajowo, w swojej nuncjaturze.

Wspomniał Pan wcześniej, że Armenia „kalkuluje”. Jak bardzo?

Największym partnerem biznesowo-handlowym Armenii jest Iran. To niesamowite, ponieważ Persowie w przeszłości walczyli z Ormianami, ale pomimo tych zaszłości obydwa narody się zawsze szanowały. W Iranie jest duża diaspora ormiańska, historyczna, która cieszy się ogromnym szacunkiem Irańczyków. Największym tego przejawem jest to, że pomimo panującej w Iranie prohibicji, jest jedno miejsce, gdzie można spożywać alkohol. To ormiańska restauracja Ararat w stolicy Teheranie. Ormianie dostali takie prawo i tam można serwować zarówno piwo jak i wino. A to już o czymś świadczy.

Diaspora trzyma się razem?

W naszych kręgach mówi się, że jak w Warszawie Ormianin zatnie się w palec, to w Montrealu tego samego dnia płaczą z jego powodu. Kiedyś, w ramach swojej pracy, spotkałem się z takim przypadkiem. Gdy pomagaliśmy jednemu Ormianinowi, to z czterech krajów dostaliśmy telefony, by mu pomóc. Diaspora bardzo się wspiera nawzajem. Te rodziny rzeczywiście o siebie walczą. Jak się Ormianie spotykają ze sobą za granicą, to się z tego niesłychanie cieszą. Nas jest niezwykle mało, stąd i ta radość.

„Gdy pytam Ormian, dlaczego wybrali akurat Polskę, to najczęściej słyszę w odpowiedzi, że Polska to dla nich ojczysty »drugi kraj«.”

A jak wygląda diaspora ormiańska w Polsce?

Społeczność Ormian w Polsce jest względnie nowa, to stare społeczeństwo zostało zasilone osobami, które dotarły do Polski po wielkim trzęsieniu ziemi w 1988. Jesteśmy uznani mniejszością narodową. W Polsce żyje około czterdziestu tysięcy Ormian, ale należy pamiętać, że jesteśmy społecznością migrującą.

Ormianie mają sentyment do Polski?

Jest taka pewna, historyczna ciągłość. Gdy pytam Ormian, dlaczego wybrali akurat Polskę, to najczęściej słyszę w odpowiedzi, że Polska to dla nich ojczysty „drugi kraj”. Czasami pada też odpowiedź, że polscy królowie pomagali Ormianom. Przypomnę, że obchodzimy 650-lecie wydania statutów ormiańskich przez Kazimierza Wielkiego. U Ormian był stale obecny przekaz, że dawna Polska była dla Ormian zawsze otwarta. Zachował się też przekaz, że Polska i Polacy, to przyjazny kraj i naród dla Ormian. Nie spotkałem się też, co wielokrotnie podkreślam, z jakimiś przejawami niechęci czy wrogości wobec Ormian u Polaków, a obracałem się w wielu środowiskach i jako Polak i jako Ormianin.

Może ta wzajemna dobra współpraca wynika ze zrozumienia? Polski naród też sporo przeszedł.

Coś w tym jest. W szczególności, że Ormianie byli w Polsce od siedmiu wieków. Mieli też swoje „małe ludobójstwo” na Kresach, na Pokuciu, gdzie UPA, gdy rozprawiało się z Polakami, rozprawiło się też z tamtejszymi Ormianami, zwłaszcza w 1944 r. w miasteczku Kuty, nieformalnej stolicy tamtejszych Ormian. Doświadczamy również życzliwości ze strony społeczności żydowskiej. Jeden i drugi naród doświadczył tego samego dramatu totalnej zagłady. To działa w obie strony. To są wspólne doznania, tych dwóch niesamowitych kataklizmów. Można powiedzieć, że pamięć zagłady łączy te trzy narody.

Czytaj też:
„Przyrzeczenie” już w polskich kinach. Ten film odkłamuje historię

Źródło: WPROST.pl