"Prasa pisała, że startuje 'Miś 2'. Ale mój film jest zupełnie inny, ja się wypowiadam w innej sprawie. To nie jest żadna kontynuacja 'Misia'" - powiedział Tym we wtorek PAP. Samego "Misia" określił, jako "wielkie zwycięstwo Staszka Barei nad całą zgrają obrzydliwców w tamtych czasach".
"W +Rysiu+ sięgnąłem po prostu po bohatera, którego publiczność zna. Pomyślałem, że nie będzie to nadużycie z mojej strony, jeśli przywrócę go do życia, tego beneficjenta epoki gierkowskiej. I zaryzykuję, by pokazać, co się z nim teraz dzieje. Właściwie nie chodziło mi o niego, tylko o to, co się może dziać dzięki temu wszystkiemu, czego teraz doświadczamy" - wyjaśnił.
Od początku prac nad "Rysiem" Tym zaznaczał, że nie będzie to film inspirowany autentycznymi wydarzeniami i postaciami. "Nie miałem nawet przez moment chęci robienia filmu z kluczem, czy filmu-szopki. Nie mam powodu, by robić z tego filmu manifest polityczny, czy obyczajowy. Nie ma w nim aluzji, ani sportretowań. Uważam, że fikcja jest szlachetniejsza i ciekawsza, niż cytaty z codzienności" - powiedział Tym.
Przyznał, że po zakończeniu prac nad komedią i po jej kampanii promocyjnej czuje się zmęczony. "Czy czuję satysfakcję po zrobieniu tego filmu? Nie wiem. Czuję zmęczenie. Nawet nie przypuszczałem, że to będzie tak dotkliwe przeżycie; tak czasochłonne i pracochłonne, tak ogromna robota" - powiedział.
"Ciekawi mnie, jak +Ryś+ zostanie przyjęty. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby ludzie śmieli się, oglądając ten film" - podkreślił Tym. Przyznał, że bardzo chciałby sprawdzić, czy ludzie będą się z "Rysia" śmieli, a jednak celowo nie usiadł z widzami na sali - ani podczas pokazu filmu dla dziennikarzy, ani jego uroczystej premiery. Wyjawił, że przed premierą komedii odczuwał dużą tremę.
Zaznaczył, że nie myśli o reżyserowaniu kolejnych filmów.
ab, pap