Krzysztof Oppenheim o „Oppenheimerze”: Nie rozłożył mnie na łopatki

Krzysztof Oppenheim o „Oppenheimerze”: Nie rozłożył mnie na łopatki

Film Christophera Nolana „Oppenheimer” trafił do kin 21 lipca
Film Christophera Nolana „Oppenheimer” trafił do kin 21 lipca Źródło:Newspix.pl / ZUMA/Beata Zawrzel
„W żadnej dziedzinie człowiek nie okazał się tak kreatywny, jak w metodach mordowania drugiego człowieka”. Nie wiem, kto jest autorem tych słów, ale z taką właśnie refleksją udałem się na wychwalany pod niebiosa obraz „Oppenheimer” Christophera Nolana.

Film na łopatki mnie nie rozłożył. Jeśli bowiem znasz – nawet pobieżnie – historię powstania bomby atomowej, treść cię nie zaskoczy. Możesz się spodziewać, że będzie to historia o wybitnym fizyku nazwiskiem Oppenheimer, który dostał propozycję przewodnictwa w Projekcie Manhattan, bohater trochę się będzie wahał, ale ofertę przyjmie. Potem budowa tej przerażającej broni zakończy się powalającym sukcesem, ale pan Oppenheimer trochę będzie zasmucony faktem, że usmażył około 200 tysięcy przypadkowych istot ludzkich. I to głównie cywilów, którzy na wojnę się nie pchali. No bo to przecież tak wypada, znaczy martwić się TAKIMI skutkami własnej działalności.

Więc potem, kiedy wojna się skończyła i Oppenheimer miał kontynuować pracę nad jeszcze skuteczniejszym wynalazkiem błyskawicznego ludobójstwa, tj. nad bombą wodorową, to odmówi dalszej współpracy i będzie jeszcze taką postawę manifestował. Wtedy straci ochronę rządu USA i wpadnie w kłopoty, ze względu na swoje wcześniejsze komusze zapędy.

Nolan: Chyba trochę niedobry ten Oppenheimer

Domyślałem się także, że Nolan nie zajmie jednoznacznego stanowiska w tej sprawie. Nie może przecież zbyt mocno z Oppenheimera tworzyć bohatera narodowego, no bo jednak ten fizyk ma „troszkę” za uszami. Ale nie może też mocno potępiać działań swojego kraju za akcję z bombą, bo po co mu problemy, jakie dotknęły Oppenheimera. Jak dla mnie Nolan okazał się w tej kwestii pospolitym tchórzem – wątek antywojenny w jego obrazie jest ledwie zauważalny.

Prawdą jest, że film wciąga, mimo że większość akcji to formuła „gadające głowy”. Ale czy to wystarczy, aby obraz ten się obronił?

Historia powstania bomby atomowej to przecież samograj na zrobienie ciekawego filmu, a Nolan jest świetnym reżyserem. Czy można było to zupełnie schrzanić? Szczególnie, kiedy na tę produkcję masz do wydania 100 mln dolarów, więc stać cię na naprawdę dobrych aktorów. Stąd też pewnie tak dobre recenzje „Oppenheimera”. Pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie, dalej będzie o tym, co w filmie podobać się nie musiało.

„Oppenheimer” jak … książka telefoniczna

Pamiętacie ten kawał o wariatach? Jeden przeczytał książkę telefoniczną, drugi pyta o wrażenia. Ten pierwszy odpowiada: ciekawa, ale za dużo bohaterów.

Film trwa trzy godziny. Opowiadając historię powstania tej tak straszliwej broni, Nolan chciał zmieścić w akcji jak najwięcej wątków. Pewnie też z tego powodu, że nie sam Oppenheimer tę bombę zbudował. Pojawia się więc na ekranie mnóstwo bohaterów. Samych fizyków było pewnie ze dwudziestu. I nie bez znaczenia jest, kto jest kim. Czasem jakiś pan (niech będzie to fizyk) pojawia się na początku filmu, a potem pod koniec, kiedy Oppenheimer jest przesłuchiwany, m.in. w sprawie swoich związków z komunistami.

Jeśli zatem w filmie widzisz pięćdziesięciu bohaterów, a każdy jakąś cegiełkę do tej historii wnosi: powinieneś w trakcie oglądania robić szczegółowe notatki. Bo bez nich nie wszystko zrozumiesz, co chciał ci Nolan przekazać.

Drugi zarzut jest znacznie poważniejszy.

Co jest wg Nolana najważniejsze w historii bomby atomowej?

Ponad 50 proc. akcji filmu to przedstawienie dwóch (różnych) komisji, w których zeznawać mają właśnie Robert Oppenheimer, oraz w tej drugiej – niejaki Levis Strauss (przewodniczący Komisji Energii Atomowej Stanów Zjednoczonych), filmowy antagonista Oppenheimera. Obaj panowie podczas prac tych dwóch komisji, gdzie każda z nich ciągnie się pewnie dłużej niż miesiąc, niemal dzień w dzień walczą o to, aby nie pozbawiono ich tzw. certyfikatów bezpieczeństwa. Do końca nie wiesz, o co chodzi z tym certyfikatem, ale mniej więcej groziło im to, że zostaną pozbawieni dostępu do tajnych dokumentów. Pewnie związanych z kolejnymi fajnymi pomysłami na masowe mordowanie.

Spójrzmy na to z innej strony: powstała właśnie najbardziej przerażająca broń, a jej skuteczne użycie pozbawiło życia ponad 200 tysięcy zupełnie przypadkowych, niewinnych ludzi, a Nolan każe nam się emocjonować (przez większą część filmu!) walką tych dwóch kanalii, o to, aby nie pozbawiono ich jakichś tam „certyfikatów bezpieczeństwa”! Sorry, ale dla mnie jest to błąd niewybaczalny! W szczególności, że temat samej tragedii zrzucenia bomb na Nagasaki i Hiroszimę, Nolan niemal całkowicie pominął wymownym milczeniem.

„Nervus belli pecunia” – te słowa Cycerona wciąż aktualne

Z czego biorą się dzieci – wiadomo. Bocian przynosi. A z czego biorą się wojny? Też wiadomo – z niepohamowanej chciwości. Kiedy napada się na inny kraj, tudzież wywołuje wojnę domową, zawsze w tle jest chęć zdobycia w ten sposób majątku – poprzez grabież, nie własną pracę.

Ale aby wojnę prowadzić, najpierw trzeba sporo zainwestować. Wspominał już o tym Cyceron, oto jego znany cytat: „nervus belli pecunia”, czyli „pieniądze są nerwem wojny”.

Za czasów Cycerona, wielcy wodzowe Juliusz Cezar i Krassus nieprzerwanie prowadzili wojny, ale musieli swoim legionom za to suto płacić. Wtedy jednak, jeśli wyprawa była udana, zarabiał inwestor, ale też ponosił ryzyko, że na wojnie zginie. To właśnie spotkało Krassusa podczas wyprawy wojennej przeciwko Partom. Na przykładzie tego pana widzimy także, jak chciwość wpływa destrukcyjnie na mózg. Krassus w tym czasie był najbogatszym Rzymianinem. Nie musiał więc brać udziału w kolejnej wojnie.

Dwa tysiące lat później, mimo ogromnego rozwoju cywilizacji – wojny zostały. I także wywoływane są ZAWSZE z powodu chciwości, tyle że nieco zmieniły się okoliczności. Po pierwsze: przy obowiązującej od XX wieku „poprawności politycznej”, nie bardzo można celu rozpoczęcia rzezi przypadkowych ludzi nazwać po imieniu, że chodzi tylko o kasę. Wywołuje się więc wojny np. w imię demokracji. Żołnierze – czyli mięso armatnie – karmieni są bajkami, że walczą o jakieś tam wartości. Jak zatem znacząco obniżyć koszty związane z udziałem żołnierzy w bezsensownych, masowych mordach? Motywem patriotyzmu. Wiedział o tym Napoleon, oto jego słowa:

„Tylko w dwóch dziedzinach amatorzy są lepsi od zawodowców. W miłości i w umieraniu za ojczyznę”

Wojna to biznes, więc kiedy zależy ci na maksymalizacji zysków z danej inwestycji, musisz iść w kierunku obniżenia kosztów. Chcesz na wojnie więcej zarobić? Nakarm żołdaków patriotycznymi hasełkami, bo inaczej będziesz musiał suto zapłacić za płatnych zabijaków typu Grupa Wagnera.

Druga istotna zmiana, to, że inwestorzy finansujący wojny, nie są takimi frajerami jak Krassus i rzecz jasna w żadnych walkach nie biorą udziału.

Jak to było w przypadku II Wojny Światowej? Zarówno dojście Hitlera do władzy, jak i potem nakłady na niemiecką armię, oraz nieprawdopodobnie kosztowne prowadzenie działań wojennych finansowali bankierzy, w dużej części z Wall Street. Żeby nie było: te same instytucje pomagały także drugiej stronie, udzielając aliantom niebotycznie wysokich kredytów.

Oppenheimer i paru innych bohaterów filmu co pewien czas używają argumentu, że jak zrzuci się te dwie „bombki”, to „nasi” chłopcy nie będą dalej ginąć na wojnie w Japonii. Słaby to argument dla każdego homo sapiens (a na pewno do tej grupy możemy zaliczyć Oppenheimera), bo przecież sprawa finansowania tej wojny nie była tajemnicą. Z jego punktu widzenia, to największe ludobójstwo XX wieku, w którym śmierć poniosło ponad 50 mln osób, to także „zasługa” „ich” chłopców. Tych co robią w bankowości, lub zarabiają gigantyczne pieniądze na produkcji broni.

Oddajmy jeszcze na koniec głos Churchillowi:

„Zakończyć wojnę jest bardzo łatwo. Znacznie trudniej jest wojnę rozpocząć”

Rzeczywiście, to jest zmora inwestorów z Wall Street! Jak namówić rzesze ludzi, żeby stanęli przeciwko sobie z bronią w ręku (lub z bombami w samolocie), wywołać w nich mordercze instynkty i aby ci zaczęli się wzajemnie zabijać? Nie mając ku temu żadnych, osobistych powodów.

Sam widzisz, że taki bankier wcale nie ma łatwego życia. Szczególnie, jeśli powiesz wojakom prawdę: że walczą w imię Rotschildów, ku chwale Lockheeda oraz dziesiątek innych koncernów, które na wojnie zarobią miliardy dolarów. Czy chciałbyś w takim boju brać udział? Gdzie na szali za garść dolarów stawiasz swoje życie?

Nie da się wybaczyć Nolanowi, że opowiadając tak ważną dla dziejów świata historię, kompletnie zbagatelizował wątek antywojenny.

W szczególności, że w tak marginalny sposób poruszył temat bezprzykładnego ludobójstwa bezbronnych mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki. Głównie ludności cywilnej. Widać reżyser uznał, iż nie ma sensu męczyć odbiorców filmu kwestiami pobocznymi, skoro w tym czasie toczy się gra o naprawdę wielką stawkę. O certyfikaty bezpieczeństwa dwóch wybitnych obywateli USA, w tym właśnie Oppenheimera. Cóż w tej historii może być ważniejsze?

Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”. Od lipca 2016 roku prowadzi kancelarię antywindykacyjną www.krzysztofoppenheim.pl, oraz usługi w zakresie pośrednictwa i doradztwa finansowego www.oppen-kredyt.pl

Źródło: Wprost