Słowa podziwu dla "Habemus papam" i Stuhra

Słowa podziwu dla "Habemus papam" i Stuhra

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podziw, uznanie czy wręcz zachwyt włoskich komentatorów wywołał film "Habemus papam" Nanniego Morettiego, który w piątek wszedł na ekrany kin we Włoszech. Pojawiają się nawet opinie, że film z Michelem Piccoli i Jerzym Stuhrem to arcydzieło.

O tym, jak wielkim, nie tylko artystycznym wydarzeniem jest premiera oczekiwanego filmu Morettiego o przeżywającym głęboką depresję nowo wybranym papieżu, świadczy to, że jego analizy - i to bardzo przychylnej - dokonał znany katolicki publicysta, współautor książek napisanych z Janem Pawłem II i kardynałem Josephem Ratzingerem, Vittorio Messsori.

W obszernym komentarzu na łamach piątkowego wydania "Corriere della Sera" odnotowuje on, że nie jest to film antyklerykalny. Jednak w jego opinii nie jest on też ani "budujący" dla katolików , ani "nie rozweseli ateistów".

Messori bardzo chwali znakomitą, jego zdaniem, grę 85-letniego Michela Piccoli, który wciela się w postać francuskiego kardynała Melville, wybranego ku swemu przerażeniu na konklawe. Vittorio Messori zwraca uwagę na symbolikę sceny z konklawe, podczas której kardynałowie na czele z głównym bohaterem modlą się o to, aby nie ich wybrano. - Literatura antyklerykalna opowiada nam o cynicznych i ambitnych kardynałach, którzy nie zawahają się, nawet w obliczu zbrodni, by wyjść z Kaplicy Sykstyńskiej w białej papieskiej sutannie. Tutaj przeciwnie: wszyscy proszą Boga, aby oszczędził im dźwigania na barkach ciężaru papieskiego krzyża - pisze autor komentarza. Z wyraźną ulgą wskazuje, że wizerunek Kościoła katolickiego w "Habemus papam" jest "dobrotliwy" . "Nie ma nic polemicznego ani złośliwego", nie ma - jak zauważa - odwołań do skandali pedofilii czy finansowych w watykańskim banku.

Messori podsumowuje również postać rzecznika Watykanu, granego przez Jerzego Stuhra: - Dobry diabeł, bardziej bałaganiarz niż przebiegły lis. Katolicki publicysta konstatuje, że reżyser "nie nadużył" wolności artystycznej przedstawiając Watykan. W podobnym tonie, pełnym uznania dla najnowszego filmu Nanniego Morettiego, wypowiada się publicysta dziennika "La Stampa" Andrea Tornielli. Kładzie on nacisk na to, że w filmowym konklawe udział biorą kardynałowie, którzy w żadnym razie, wbrew utartym opiniom, nie są "karierowiczami".

- Nie ma walki o władzę, układów, podstawiania nogi, chwytów poniżej pasa, manewrów, kurialnych koterii, karierowiczostwa - zauważa. Według autora komentarza, znakomicie przedstawiony przez Morettiego strach przed wyborem przywołuje słowa, które powiedział kiedyś kardynał Giacomo Biffi: - Wybór na papieża to najgorsza rzecz, jakiej można życzyć człowiekowi.

- To jest komedia i komedią pozostaje - konstatuje Tornielli pisząc o "surrealistycznych" scenach turnieju siatkówki, zorganizowanego dla kardynałów za Spiżową Bramą.

Recenzentka dziennika "La Repubblica" stwierdza: - "Habemus papam" to dla niektórych arcydzieło Nanniego Morettiego. To film osoby świeckiej czy może ateisty, który jako taki ma głęboki szacunek dla tego, kto wierzy i któremu udaje się, poprzez ironię, fantazję, elegancję, wywołać wzruszenie i jednocześnie niepokój, dotykając kwestii wiary znacznie lepiej niż wiele filmów w zamierzeniach religijnych, wychodzących zazwyczaj fatalnie - ocenia. - To film o najwyższej inteligencji i wolności, pozbawiony z góry założonej tezy, nakręcony z uwagą, by nie zadowolić tych, którzy spodziewają się zbyt łatwej krytyki pod adresem watykańskiej hierarchii i jej ingerowania w nasze sprawy czy obecnego pontyfikatu" - zauważa autorka. Wśród "wspaniałych aktorów" wymienia Jerzego Stuhra.

em