Igrzyska śmierci: Kosogłos część 2

Igrzyska śmierci: Kosogłos część 2

Dodano:   /  Zmieniono: 
Igrzyska śmierci: Kosogłos: część 2 / The Hunger Games: Mockingjay Part 2 (2015)
Igrzyska śmierci: Kosogłos: część 2 / The Hunger Games: Mockingjay Part 2 (2015) Źródło: Lions Gate Entertainment
„Igrzyska śmierci: Kosogłos, Część 2” jest adaptacją idealną, oddającą pełnię pomysłów książkowych, wiernie przenosząc je na ekran. Ze wszystkimi plusami i minusami tego rozwiązania.

„Igrzyska Śmierci” jako seria nie są tylko wysokobudżetowym filmem dla nastolatków. Starają się być także celnym komentarzem politycznym do sposobów działania władzy. Wszystko to ujęte jest jednak w nawias „dobrej rozrywki”, a całość powstała przecież z prostej przyczyny skakania po kanałach i nakładania na siebie reality show i fragmentów reportażu wojennego w głowie autorki pierwowzoru. Nietrudno jednak dostrzec chęci ujęcia głębszych znaczeń kryjących się pod przedstawionymi zdarzeniami. Najbardziej wyraźne widoczne jest to właśnie w finale historii, przypadającym na „część 2” ostatniego filmowego odcinka sagi. Dotyka on bowiem tematu otwartej wojny z oprawcą. 

Filmy z serii „Igrzyska Śmierci” często rozpoczynają się cold-openingiem. Sceną, która wrzuca widza od razu w wir akcji, bądź jest bezpośrednią kontynuację wydarzeń poprzedniego odcinka serii. Tak jest też tym razem. Film otwiera się zbliżeniem na twarz Katniss tuż po ataku Peety, wieńczącym poprzednią część. W scenie tej udało się twórcom znaleźć prosty sposób, aby po raz kolejny przedstawić widzowi główną bohaterkę. Na tle dramatycznych wydarzeń z finału „części 1”, dziewczyna chce wytworzyć jak największy dystans między sobą a chłopakiem, dlatego zgłasza się na ochotnika do kolejnej misji.

Władza wie jednak, jak ważna jest ona dla ogólnej sprawy, dlatego nawet te działania będą ujęte w ramy telewizyjnego show. Wątek tworzenia symbolu ze zwykłej dziewczyny jest zresztą jedną z rzeczy, które wyróżniają „Igrzyska śmierci” na tle innych serii młodzieżowych, pokazując dwoistość takiego rozwiązania. Stanowi ono bowiem grę wewnątrz gry, zabawę pozorami, tworzenie ikon, symboli. Z ich pomocą można dążyć zarówno do ładu, jak i chaosu. W tej części filmowej sagi pada zresztą wiele bardzo trafnych uwag dotyczących symboliki Kosogłosa. Nie zdradzając za dużo, napiszę tylko, że w tym kontekście piękny jest w szczególności list Plutarcha do Katniss, doskonale zamykający tę część rozważań poczynionych w całej serii książek i filmów. 

Ostatnia część sagi to film mocno zakorzeniony w swoich poprzednikach. Z wiadomych powodów przeszłe wydarzenia są tu cytowane często i gęsto, jednak w subtelny, naturalny sposób. Trafione jest na przykład wykorzystanie motywów muzycznych przewijających się we wcześniejszych odsłonach i użycie ich jako podkładu do scen o innym wydźwięku emocjonalnym. Zestawiając melodie, które kojarzą się z emocjonującymi scenami poprzedników, z nowymi sekwencjami finałowego odcinka, twórcy wzmagają emocje, towarzyszące wynikające z oglądania tych zdarzeń.

Film jest tym razem bardzo wyważony i przemyślnie skonstruowany. Nie czuć nadmiernego rozwleczenia akcji, co chwilami kłuło w oczy w poprzednim odcinku serii. Tutaj wszystko zdaje się być na swoim miejscu, a akcja zwalnia i przyspiesza w odpowiednich momentach, utrzymując dzięki temu uwagę widza. Wszystkie elementy zyskują też odpowiedni czas ekranowy. 

Wydarzenia filmowe dokładnie podążają za wydarzeniami książkowymi, z wdziękiem ukazując je na ekranie. Z jednej strony to bardzo dobrze. Z drugiej, jedną z wad finału pierwowzoru było to, że jest on jedynie zarysowany, powierzchownie oddając zakres politycznych konsekwencji przedstawionych zdarzeń. Twórcy w zasadzie przełożyli go na ekran, nie dodając nic od siebie. A szkoda, bo polityczny wyraz tych scen mógł zyskać jeszcze większe znaczenie, gdyby nieco go podrasować. Zaufano tu inteligencji widza, który sam ma wyłapać niuanse sytuacji.

Nowy odcinek to także powrót do aktorskiej formy wszystkich aktorów. Jennifer Lawrence znów potrafi zagrać rozpacz (w poprzednim odcinku miała z tym lekkie problemy), Josh Hutcherson i Liam Hemsworth z gracją ogrywają swoje strony nietypowego trójkąta miłosnego, a wszystkie sceny znowu kradnie Jena Malone, jako niebojąca się wygłaszać swojego zdania, nieco sarkastyczna Johanna Mason. Jej interakcje z Katniss ogląda się z prawdziwą przyjemnością, dlatego aż szkoda, że jest jej tak mało na ekranie.

„Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 2” nie jest filmem, po którego seansie człowiek aż krzyczy z zachwytu „ja chcę jeszcze raz”. Jest to jednak satysfakcjonujące zwieńczenie historii. Kropka nad i w opowieści, która starała się pogodzić odmienne światy historii młodzieżowej z wizją dystopijnej rzeczywistości, której zadaniem było pokazanie różnorodnych skutków tyranii oraz zatarcia granic między tym, co udawane, a co prawdziwe.  Mimo, że „Igrzyska” to przecież „tylko” telewizyjne show, poniesione ofiary były rzeczywiste.  Zwieńczenie historii w postaci „Kosogłosa: części 2” jest na tyle udane, że zapewniające uczucie sytości. Stanowi godne zamknięcie niezwykle ciekawej serii młodzieżowej, która przemówiła do ludzi w każdym wieku.

Ocena: 8/10