Apoteoza błędu – recenzja „Drogi do mistrzostwa”

Apoteoza błędu – recenzja „Drogi do mistrzostwa”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu „Droga do mistrzostwa” (2016)
Kadr z filmu „Droga do mistrzostwa” (2016) Źródło: BMW Group Polska
Pięć profesji, pięć silnych osobowości, pięć bogatych życiorysów. Nie ma ram, w których zmieściliby się Kora, Agnieszka Holland, Rafał Olbiński, Tomasz Stańko i Janusz Gajos. Bartoszowi Konopce udało się jednak odnaleźć łączący ich mianownik – krętą drogę do mistrzostwa.

Praca z tak wybitnymi indywidualnościami była dla reżysera błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie. Z jednej strony niebanalni bohaterowie oznaczali niebanalny materiał; z drugiej – wyzwanie. Skondensowanie pięciu bujnych biografii w 54-minutowym dokumencie wiązało się bowiem z podwójnym ryzykiem: trywializacji i chaosu. By ominąć te pułapki, Konopka posłużył się teorią monomitu Josepha Campbella. Według niej pod każdą szerokością geograficzną ludzkość opowiada sobie podobne historie. Opierają się one na motywie przygody, podczas której bohater pokonuje kolejne przeszkody. Przekraczając swe ograniczenia, osiąga mądrość. „Droga do mistrzostwa” koncentruje się na trudnościach napotkanych przez zaproszone do projektu sławy; to pięć osobnych przypowiastek o dochodzeniu do samowiedzy.  

Droga do Mistrzostwa / Road to Excellence (2016)

Teoria Campbella pełni zatem funkcję kleju, który łączy poszczególne segmenty. Kora wspomina bolesny okres spędzony w domu dziecka, kiedy to „namiętnie popełniała samobójstwa”. Agnieszka Holland mówi o blokadzie zawodowej w Polsce oraz trudach emigracji. Tomasz Stańko wraca pamięcią do czasów, gdy problemy z uzębieniem postawiły jego karierę pod znakiem zapytania. Janusz Gajos odgrywa przed widzami swój koszmar, w którym długo błądzi po ciemnych korytarzach teatru, by w końcu dotrzeć na scenę. Puzzle te składają się na czytelny obraz drogi do mistrzostwa, która zawsze wiedzie pod górę. Sens filmu doskonale ujął Stańko: „cała wartość jazzowa polega właśnie na kunszcie improwizacji. A ta jest apoteozą błędu. To jest podstawa rewolucji, bo mutacje powodują rozwój. (…) Przecież pierwsze stworzenie, ryba, która wyszła na ląd, była mutantem, brakiem, dewiantem, była inna. Dzięki temu, kulawo, ale mogła przeżyć w innym świecie”. 

Nie bez przyczyny w powyższej wyliczance brak wzmianki o Rafale Olbińskim. O ile pozostałe segmenty konsekwentnie realizują temat „per aspera ad astra”, o tyle kilkanaście minut poświęconych malarzowi kręci się wokół… kobiet. Bohater rozdziału „Sprzymierzeńcy” tłumaczy swoją sztukę poprzez fascynację płcią piękną, opisuje proces twórczy i relację łączącą go z córką. Trudno odmówić Olbińskiemu uroku, a sam monolog to szalenie ciekawa wędrówka w głąb świadomości artysty, lecz część ta nijak się ma do reszty filmu. Teoria Campbella, rzekomy klej, okazała się ostatecznie zbyt słaba, by utrzymać w ryzach całą konstrukcję. „Drogę do mistrzostwa” zdominowało indywiduum.

Nie oznacza to jednak, że projekt należy do nieudanych. Choć niespójny, dokument ten skupia najbardziej zasłużonych reprezentantów różnych gałęzi polskiej kultury. Przynajmniej z tego względu wart jest już uwagi; kolejny powód stanowią koncepcyjne zdjęcia Jacka Podgórskiego. Wszelkie usterki można zatem nazwać apoteozą błędu, tak potrzebną Konopce w przebyciu jego drogi do mistrzostwa.   

Ocena: 6/10