Elle - Cannes '16

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu "Elle" (2016)
Kadr z filmu "Elle" (2016) Źródło: Guy Ferrandis / SBS Productions
„Elle” Paula Verhoevena to obraz na zasadach „the best of” thrillera lat 90.

Wszystkie elementy, które znamy z tego gatunku filmowego, są tu na swoim miejscu. Włącznie ze spaniem z młotkiem przy boku, czy obowiązkową sceną z jeleniem.

Zaczyna się z grubej rury, cold openingiem. Pierwszy kadr to jednak zbliżenie na oczy kota, który przygląda się czemuś w oddali. W tle słychać wyraźne odgłosy walki. Kiedy po chwili zobaczymy końcówkę tej sceny - z zamaskowanym mężczyzną, który ucieka po gwałcie dokonanym na kobiecie, od razu zostaniemy wrzuceni w akcję. Następnie oglądamy, jak kobieta zbiera się z podłogi i idzie do łazienki. Gdy kładzie się w wannie pełnej bąbelków, dostajemy świetną wizualnie scenę, w której krew zaczyna wypływać, odznaczając się na pianie. Mocny, wyrazisty, choć prosty przekaz. Minimum formy, maksimum efektu.

Kobieta nie idzie na policję. Z powodów, które poznamy później, nie jest to dla niej dostępna opcja. Dalej prowadzi więc swoje życie. Ktoś jednak zaczyna nękać ją w Internecie. Tak zaczyna się historia, którą reżyser prowadzi z niezwykłą precyzją. Zaskakuje przede wszystkim niekonwencjonalnym podejściem do tematu i faktem, że kobieta zachowuje się w niestandardowy sposób. W sposób, którego nie spodziewa się po niej społeczeństwo. To największy atut dzieła Verhoovena. Ten niestandardowy model zachowania każe nam się zastanawiać co kobieta za chwilę zrobi, jak potoczy się ta historia. Obraz zawiera też świetną uwagę o tym, jak stan wiedzy potrafi diametralnie zmienić nasz sposób myślenia. Im więcej wiesz, tym inaczej postrzegasz pewne sprawy, zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie. Spora w tym zasługa scenariusza, powstałego na podstawie książki „Elle” francuskiego pisarza Phiippe Djian (stąd zresztą osadzenie akcji we Francji).

Kadr z filmu "Elle" (2016)

Ogromna w tym też zasługa wyrazistego rysu charekterologicznego samej Elle (Isabelle Huppert). Kobieta jest niezwykle wyrazistą postacią, która wie czego chce i nie boi się po to sięgnąć (znakomity moment „pokaż mi swojego fiuta to może nie zwolnię cię z pracy” (aczkolwiek wyrwany z kontekstu kreśli ją w nieco innym świetle niż cały film)). Jej bohaterka składa się z wewnętrznych przeciwieństw, a Huppert zagrała ją z taką gracją, że jesteśmy w stanie uwierzyć we wszystko, co robi, jakkolwiek kuriozalne się to nie wydaje na pierwszy rzut oka.

Kilkakrotnie zaskakuje strona formalna obrazu. Jest tu na przykład wyśmienity moment, gdy kamera zmienia sposób filmowania i nagle staje się bohaterem, nagle patrzy jego oczami. Przejście to jest tak nagłe, tak zaskakujące, że rzeczywiście silnie oddziałuje, podbijając dynamizm i wyrazistość akcji, świetnie się przy tym sprawdzając na ekranie.

W tym wszystkim dostajemy tu wiele scen, które budzą niezamierzony śmiech widza. Sytuacje, które ograne są w tak poważny sposób, będąc w rzeczywistości kuriozalne, wydają się błędem przy pracy, czymś co najbardziej przypomina thrillery lat 90., w których pełno było takich dróg na skróty, niewiarygodnych rozwiązań. Szybko jednak okazuje się, że reżyser wykorzystuje te elementy celowo, chcąc przy ich pomocy powiedzieć coś więcej o bohaterach. Człowiek kupuje więc chwile, jak wspomniany na początku moment z jeleniem, czy zaskakujące krwawe wstawki, będące wizjami bohaterów. Bo  tworząc thriller a la lata 90., reżyser wziął z niego wszystko. I dobre i złe strony. Zdaje się to wyjaśniać zdaniem, które pada w pewnym momencie seansu - „Shame/ nie jest tak mocnym uczuciem, by przestać coś robić”.

Z tego powodu zaraz po seansie zastanawiałem się co ten film właściwie robi w Cannes, na dodatek w konkursie głównym. Potem dotarło do mnie, że jest to wyśmienita zabawa gatunkiem. Stworzyć w 2016 roku film, który ogląda się niczym najlepsze thrillery lat 90., to bardzo ciekawe dokonanie. Podobne eksperymenty w ostatnich latach sprawdzały się niezwykle dobrze (żeby wspomnieć chociażby znakomitego „Gościa” Adama Wingarda), a „Elle”, wpisując się w ten nurt, spokojnie mogłaby być starszą siostrą „Nagiego Instynktu”.

Ocena: 7/10