Na Marginesie: Moonlight

Na Marginesie: Moonlight

plakaty do filmu "Moonlight" (2016)
plakaty do filmu "Moonlight" (2016)
"Na Marginesie" to nowy cykl wpisów, w których prezentować będziemy Wam luźne uwagi po seansie ważnych dla nas filmów. W pierwszym odcinku Marcin Czarnik i zbiór jego przemyśleń o Oscarowym "Moonlight".

Oscarowy „Moonlight” to opowiedziana w trzech rozdziałach (dzieciństwo, nastoletniość, dorosłość) historia Chirona, czarnoskórego chłopaka (Alex R. Hibbert, Ashton Sanders i Trevante Rhodes) dorastającego w niebezpiecznej dzielnicy. Ma pod górkę, bo wychowuje się bez ojca, jego matka Paula (Naomie Harris) bez przerwy jest na haju, a kumple z podwórka go nie znoszą. Traf chce, że poznaje Juana (świetny Mahershala Ali), handlarza narkotyków, który przez pewien czas bierze za niego odpowiedzialność.

Jeśli idzie o montaż, to niewiele w „Moonlight” tzw. elips – co, nawiasem mówiąc, jest znamienne dla kina autorskiego. Ujęcia, które widzowi będącemu na bakier z Jarmuschem, Dolanem, Zwiagincewem i resztą zdają się niepotrzebne, tu są lwią częścią scen czy sekwencji. Mocne strony tego typu narracji są przynajmniej dwie (słabych nie widzę). Po pierwsze te części filmu, które odznaczają się wyjątkowo dramaturgicznym potencjałem, mają bardziej dynamiczny charakter (wszyscy pamiętający scenę, w której Chiron przemierza szkolne korytarze, by znokautować swojego prześladowcę, wiedzą, o czym mówię). Po drugie – ta, powiedzmy, mało filmowa codzienność przestaje być zwyczajna. Jest noc. Paula nie wraca, najpewniej ćpa w jakiejś melinie. Chiron napełnia wannę, dźwiga większy od niego kubeł wrzątku, mydli się, gapiąc się w sufit. Czy potrzeba innego świadectwa potworności, jaką jest niepewność?

Przed każdym z trzech rozdziałów filmu na „czarnym ekranie” pulsuje światełko – równo jak metronom. Trudno o, nomen omen, jaśniejszy sygnał. Chiron potrzebuje stabilizacji, bezpieczeństwa, a porządek jego życia jest obrócony na nice. Przy tym światło w filmie Barry’ego Jenkinsa nie pozostaje bez znaczenia. Skóra bohaterów, przyłapanych na paleniu skręta, rozmawiających o tym, co czują, gdy w gorące popołudnie bryza uderzy ich w twarz, w świetle księżyca zdaje się niebieska. Obraz rozbijają też często bliki i flary. Sporo tu symboli, jeszcze więcej melancholii.

W „Moonlight” nie ma prostych rozwiązań, nieskomplikowanych postaci. Nie wiadomo, jak skończy Chiron, mimo że jego motywacje są jasne. Getto gettem, wrażliwiec wrażliwcem, ale ostatni rozdział filmu daje do zrozumienia, że wszystko jest względne. 

Czytaj także: pełna recenzja filmu

Czytaj też:
Moonlight - odnaleźć się w blasku księżyca