Riko prawie bocian - uwierzyć w siebie

Riko prawie bocian - uwierzyć w siebie

kadr z filmu "Riko prawie bocian" (2017)
kadr z filmu "Riko prawie bocian" (2017) Źródło: Kino Świat
"Riko prawie bocian" to animacja europejska w reżyserii Toby’ego Genzela i Rezy Memariego, opowiadająca o wróblu, który myśli, że jest bocianem.

W pierwszych scenach oglądamy, jak w wyniku brutalnego ataku (pokazanego poza kadrem) małe pisklę zostaje porzucone w gnieździe, w którym odnajduje go młoda pani bocian. Jako, że ptaszek jest całkiem sam, Jutrzenka (niezła Małgorzata Kożuchowska) postanawia go wziąć pod swoje skrzydła. Dosłownie.

Pierwsze miesiące życia małego pisklęcia nie stanowią problemu. Riko (Bernard Lewandowski) dogaduje się ze swoim bratem, Maxem psocąc tak, jak inne bociany. Schody zaczynają się, gdy przychodzi jesień i czas migracji ptaków na południe. Głowa rodziny zamiast sensownie wytłumaczyć latorośli, że ta nie może polecieć z nimi ku Afryce, gdyż może nie przetrwać tak dalekiej podróży, postanawia po prostu wylecieć z gniazda, pozostawiając młodego. Na szczęście „chłopak” budzi się w porę i próbuje dogonić stado. Jako, że jednak rzeczywiście jest mniejszy od swoich "pobratymców" nie ulatuje daleko. Kiedy przez przypadek spotyka Sowę Olgę (świetna Magdalena Boczarska), prosi ją o pomoc w odnalezieniu najbliższych. Tak rozpoczyna się właściwa część historii i opowieść o tym, że warto wierzyć we własne siły, niezależnie od tego, co mówią nam inni. Możesz stać się kim chcesz i przeciwstawić przeciwnościom losu, jeśli wystarczająco mocno się starasz, zdaje się mówić animacja.

Film, mimo swojego dydaktycznego elementu, pełny jest też różnorodnego humoru - zarówno wysokich, jak i niskich lotów. Próbując podobać się dzieciom w różnym wieku, twórcy miksują różne style humoru, co jakiś czas subtelnie wplatając do historii też elementy zrozumiałe dla starszego widza.


Efekt końcowy jest zadowalający. A choć można przyczepić się, że animacja mogłaby być chwilami bardziej dopieszczona, mniej "kwadratowa", opowiedziana historia jest na tyle wciągają, że film ogląda się z zainteresowaniem. Dostajemy plejadę różnorodnych przerysowanych postaci, które budzą mniej lub więcej sympatii. Show kradną jednak wróble, które stale podłączone do sieci (poprzez siedzenie na kablach elektrycznych), co chwila wydają z siebie charakterystyczne dźwięki social mediów i wykazują wszelkie objawy uzależnienia od Internetu. Fragmenty z bystrymi, choć nieco otępionymi stworzeniami, stanowią najlepsze części obrazu. Dla samych scenek z nimi, ukazującymi zgubne skutki za długiego siedzenia online, warto obejrzeć "Rico prawie bocian".

Europejski film jest więc całkiem sympatyczną bajką dla dużych i małych dzieci, która przysporzy kilku uśmiechów, a nawet kilku parsknięć śmiechem. Mimo wszystko - raczej nie wytrzyma próby ponownych seansów, ani nie zostanie w głowie na dłużej. Z drugiej strony - jako jednorazowa rozrywka na rozluźnienie, sprawdzi się całkiem nieźle.

Ocena: 6/10