Strażnicy Galaktyki vol. 2 - o sile rodziny

Strażnicy Galaktyki vol. 2 - o sile rodziny

Strażnicy Galaktyki vol. 2 - o sile rodziny
Strażnicy Galaktyki vol. 2 - o sile rodziny Źródło: Marvel.com
„Strażnicy Galaktyki vol.2” Jamesa Gunna, czyli kontynuacja hitu Marvela sprzed trzech lat, to obraz o sile rodziny.

Pod koniec „Strażników Galaktyki” padło zdanie: „Dobrze, że nie oddaliśmy go ojcu, tak jak mieliśmy za zadanie”. W „Vol. 2” Peter Quill nie tylko odkrywa więc kim jest jego rodziciel, ale również udaje się na planetę nazwaną jego imieniem. Imieniem nieprzypadkowym i zdającym się zdradzać główną cechę charakteru bohatera, w którego z ogromną swobodą i wyczuciem wcielił się Kurt Russell. Ta relacja stanie się głównym motorem napędowym opowieści, dlatego większość seansu upłynie nam na oglądaniu rodzinnej sielanki.

Największą siłą części pierwszej było to, że twórcy pokazali ile luzu i humoru może kryć się w gatunku science-fiction i historii, w której ważą się losy świata. Drugim filarem tego sukcesu było to, że wzięli nas z kompletnego zaskoczenia. W zasadzie nikt nie wiedział czego spodziewać się po filmie, nie miał więc oczekiwań względem części pierwszej, dlatego reakcja publiczności była tak żywa i prawdziwa. Tworząc „dwójkę” ekipa filmowa wiedziała, że z oczywistych względów, nie uda im się powtórzyć tego samego efektu zaskoczenia. Opowiadają więc nową, inną historię.

Czytaj też:
Być jak Kevin Bacon

Pod wieloma względami „Vol 2” jest więc filmem spokojniejszym, dającym większy oddech swoim bohaterom, pozwalając im na spokojne rozwijanie relacji z innymi. Znakomicie spędza się z nimi czas, człowiek czuje się trochę, jak w gronie starych dobrych znajomych. Chwilami jednak ma się poczucie wkradnięcia się do historii lekkich dłużyzn, nadmiernych spowolnień akcji. Sukces części pierwszej w ogromnej mierze polegał właśnie na tym, że humor umiejętnie rozładowywał namacalne napięcie, które wyczuwalne było od samego początku. Od pierwszych scen wiedzieliśmy, że jakieś niebezpieczeństwo wisi nad galaktyką. Tutaj mamy sytuację odwrotną - wszystko płynie powoli i spokojnie, niemal „zgodnie z planem”, a wszelkie niebezpieczeństwa, przed którymi stają bohaterowie, zdają się nie nieść silnego rezonansu emocjonalnego. Liczne dowcipy nie rozładowują żadnego napięcia, stają się raczej celem samym w sobie. Żarty mają swoją siłę, gdy mają odpowiedni timing, padają we właściwym momencie. Kiedy jednak dostajemy kawalkadę humoru, w pewnym momencie jego oddziaływanie traci na pełni swojej mocy. Nadal jest więc bardzo zabawnie, ale, może nieco paradoksalnie, chwilami wydaje się, jakby twórcy za bardzo chcieli by było zabawnie. To sprawia, że napięcie, dzięki któremu drżymy o losy bohaterów, gdzieś znika.

Mimo nowego podejścia do historii, w wielu momentach część druga działa na zasadach sequela, która głosi: więcej tego samego. Najlepiej widać to w sekwencji otwierającej, w której nasi bohaterowie muszą zmierzyć się z wielkim kosmicznym potworem, wyglądającym jak otyła ośmiornica. Walka jest dynamiczna, pełna uników i trafnych ciosów, ale oko kamery pokazuje w tym czasie na zbliżeniu, jak Mały Groot tańczy w rytm skocznej muzyki, która leci z głośników, które z jakiegoś powodu trafiły na misję. Moment ten, będąc naturalnym rozwinięciem sceny po napisach z „jedynki”, jest niezwykle urokliwy, nie tylko ze względu na samego Groota, ale także, a może przede wszystkim, ze względu na opiekuńcze reakcje każdego z członków ekipy.

Te reakcje stanowią zresztą o największej sile drugiej odsłony „Strażników”. To pełnoprawna opowieść o rodzinie. Nie tylko tej biologicznej, ale przede wszystkim tej, którą tworzymy sami dla siebie z przyjaciół, których starannie dobraliśmy. Na dodatek, kiedy Drax powie: „Nie mam przyjaciół, mam rodzinę”, na sali uśmiechną się wszyscy fani serii „Szybcy i Wściekli”. W końcu ta mantra to kod zasad wedle których działa Dom, bohater grany przez Vin Diesela (szkoda więc, że (z oczywistych względów) wypowiedzi tej nie mógł wypowiedzieć Groot, który również mówi głosem tego aktora). Historia tworzenia się więzi rodzinnych potęgowana jest przez pojawienie się całej gamy nowych postaci, które wchodzą w różnorodne interakcje z członkami ekipy, pokazując rozwój bohaterów.

„Guardians of the Galaxy vol. 2” jest dobrym, momentami naprawdę świetnym filmem. Sęk tkwi w tym, że „Strażnicy Galaktyki” postawili poprzeczkę tak wysoko i tak bardzo odmienili wizerunek kina komiksowego, że nie sposób było ten poziom przeskoczyć.

Ocena: 7/10

plakat Imax "Strażników Galaktyki 2"