Karlowe Vary - półmetek

Karlowe Vary - półmetek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Karlowe Vary - półmetek
Karlowe Vary - półmetek
Festiwal Filmowy w Karlovych Warach obchodzi w tym roku 50-lecie. Oto relacja z półmetka tegorocznej edycji.

Karlowe Wary już na dobre przyzwyczaiły się do festiwalowego rytmu. Ogromne kolejki, wiecznie pędzący do sali widzowie, zaczytani dziennikarze – miasto tętni filmowym życiem, od którego tylko na chwilę dają oddech nocne imprezy i długie rozmowy przy piwie. W powietrzu można wyczuć ekscytację kinomaniaków, a w holach Hotelu Thermal spotkać odsypiających długie maratony widzów. Właśnie dobiliśmy do połowy 50. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Niestety obyło się bez spektakularnych premier i zaskakujących opowieści.

Konkurs Główny prezentuje filmy nierówne – raczej pierwsze reżyserskie kroki niż wyszukane koncepcje fabularne. Z dotychczas wyświetlonych obrazów najlepiej wypada „Czerwony pająk” Marcina Koszałki, któremu udało się stworzyć niesamowity nastrój tajemniczości i przygnębienia. Jeśli słysząc o sprawie seryjnego mordercy z Krakowa, spodziewaliście się zobaczyć trzymający w napięciu thriller, to nie tędy droga. Koszałka przygląda się ludziom z niesamowitą emocjonalną surowością. Tworzy zarys rozwijającej się relacji pomiędzy Stanikiem (Adam Woronowicz) a Karolem Kremerem (Filip Pławiak). Dziwna fascynacja młodzieńca, jego psychiczne motywacje i zachowania są obserwowane z dokumentalną zaciekłością. Reżyserowi udało się stworzyć głęboki i intrygujący klimat, gdzie lata 60. stanowią tylko tło do dyskusji o fascynacji złem i zbrodniami. Szczególnie w kontekście współczesnej kultury masowej, czyniącej z morderców maskotki i celebrytów. Wzmożone zainteresowanie przemocą można również zaobserwować w filmach konkursowych, które poświęcają dużo miejsca siłowemu rozwiązywaniu problemów.

Na uwagę zasłużył kanadyjski film „The Sound of Trees”, w którym nie tyle istotne są ramy fabularne, co uchwycenie chwil życia. Francois Péloquin skupia się na momentach, które kształtują osobowość bohaterów, wpływają na ich zachowania i wybory. Jeremie (Antoine L’Ecuyer) to zafascynowany rapem nastolatek, który próbuje odnaleźć się w kanadyjskiej prowincji. Nuda i stagnacja dają przyzwolenie do eksplorowania coraz to nowszych form rozrywki, nie zawsze zgodnej z prawem. Péloquin opowiada głównie obrazami, krótkimi spojrzeniami nakreśla relacje między bohaterami, co zdecydowanie przemawia na plus przewidywalnej opowieści. „The Sound of Trees” jest fabularnym debiutem filmowca, który wcześniej zajmował się reżyserowaniem teledysków i reklam, lecz produkcję tę można uznać za dobry początek.

Ciekawy klimat stworzyła Eva Neymann w „Song of Songs”, stosując nieśpieszną narrację i wysublimowane wizualnie kadry. Motyw przewodni stanowi tekst „Pieśni nad pieśniami”. Biblijna pochwała miłości staje się doskonałym materiałem do emocjonalnej i nastrojowej wędrówki. Reżyserka opowiada obrazami zatopionymi w szarej kolorystyce, przywodzącej na myśl romantyczne malarstwo. Skupia się na uczuciach bohaterów, ale przedstawia je w niezmiernie powściągliwy i ascetyczny sposób. Ukraińska prowincja jawi się tutaj jednocześnie jako miejsce bez przyszłości, a także dziecięcy raj i kraina marzeń, gdzie uczucie rodzące się pomiędzy Shimkiem a Buzyią jest czyste i niewinne. Shimek to ambitny chłopiec, który nie odnajduje się w społeczności rodzinnego miasta. Jako dziecko zostaje wysłany na studia medyczne, aby powrócić po siedmiu latach i zawalczyć o swoją miłość. Całość filmu przekonuje przede wszystkim formą i uniwersalną wymową.

Do tej pory największym rozczarowaniem festiwalu okazał się film „Chemia” Bartosza Prokopowicza, który znalazł się w sekcji East of the West. Teledyskowy kolaż absurdalnych dialogów i motywów mógłby uchodzić za ciekawy eksperyment, gdyby reżyser nie brał swojego filmu tak bardzo na poważnie. Chora na raka kobieta zmaga się nie tylko z podupadającym zdrowiem, ale również z problemami kobiecości i nie do końca spełnionego macierzyństwa. Zlepek kolorowych scen ginie w przaśnych, piosenkowych komentarzach. Nawet aktorzy, Agnieszka Żulewska i Tomasz Schuchardt, zdają się nie wierzyć w scenariusz, przez co jawią się jako postaci wypowiadające karykaturalne dialogi.

Festiwal obfituje w ogromną liczbę produkcji filmowych i czasami trudno jest podjąć decyzję, do której sali udać się na pokaz. Niestety, w całym tym nadmiarze nie odnalazłam jeszcze prawdziwie zachwycającej perełki. Tymczasem po pierwszych refleksjach zanurzam się ponownie w filmowe poszukiwania festiwalowego objawienia. Mam nadzieję, że wkrótce się pojawi, a ja będę mogła podzielić się z Wami moimi wrażeniami.

Ranking obejrzanych filmów (stan na 7 lipca):

„Exotica, Erotica, Etc.” 3/10 
„Babai” 5/10
„You Carry Me” 4/10
„Chemia” 2/10
„Song of Songs” 6/10
„Home Care” 5/10
„Antonia” 4/10
„Klub” 7/10
„The Song of Trees” 6/10
„Czerwony pająk” 7/10
„Umrika” 8/10
„Violator” 2/10
„Mountains May Depart” 6,5/10
„Box” 6/10
„The Sneak Brothers” 6/10
„Hungry Hearts” 4/10
„Tangerine” 6,5/10