All About Freedom Festival: „Fúsi”, „Yes Meni idą na rewolucję”

All About Freedom Festival: „Fúsi”, „Yes Meni idą na rewolucję”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu „Yes Meni idą na rewolucję" (2014)
Kadr z filmu „Yes Meni idą na rewolucję" (2014) Źródło: Against Gravity
W niedzielę na festiwalu All About Freedom zaprezentowano między innymi islandzki film obyczajowy „Fúsi”, którego reżyserem jest Dagur Kári, twórca takich produkcji jak „Noi Albinoi” czy „Zakochani widzą słonie”, oraz dokument „Yes Meni idą na rewolucję”, opowiadający o amerykańskich aktywistach podszywających się pod urzędników administracji państwowej i rzeczników prasowych korporacji.

Fúsi

„Fúsi” powstało specjalnie dla Gunnara Jónssona – aktora, który wciela się tutaj w tytułową rolę. Ta postać i jej historia zostały napisane specjalnie pod niego. Gdyby się nie spodobały, projekt trafiłby do kosza i dwuletnia praca reżysera nad scenariuszem poszłaby na marne. Na szczęście tak się jednak nie stało, Gunnar Jónsson wcielił się w głównego bohatera, a groźba niezrealizowania filmu może być teraz opowiadana jako anegdota. Dagur Kári był gościem festiwalu All About Freedom, zaprosił licznie zebraną publikę na seans i późniejszą debatę po nim. Szkoda tylko, że debata odbywała się równocześnie z kolejną festiwalową projekcją, w związku z czym nie była dostępna dla wszystkich zainteresowanych.

„Fúsi” to historia mężczyzny, który pomimo czterdziestki na karku jest jeszcze trochę chłopcem. Mieszka nadal z matką, cierpi na dość znaczną nadwagę, nie ma znajomych ani przyjaciół. Pracuje na płycie lotniska, rozwożąc bagaże. W każdy piątek przychodzi do malutkiej chińskiej restauracji, w której od zawsze zamawia jedno i to samo danie. W wolnym czasie buduje makiety przedstawiające bitwy z czasów II wojny światowej. Jest samotny, wyśmiewany przez kolegów z pracy, przez swoją tuszę, przez to, że nie ma i nigdy nie miał dziewczyny. Fúsi jakoś znosi te żarty, jak również szarość swego życia, choć nie da się ukryć, że nie czuje się z nią dobrze. Chwile radości przynoszą mu heavy metalowe piosenki, jakie na życzenie może zamówić w czasie wieczornej audycji w lokalnym radiu. W dniu urodzin otrzymuje od chłopaka swojej matki karnet do szkoły tańca country. I choć wpierw jest bardzo przeciwny temu pomysłowi, w końcu daje za wygraną i idzie na pierwszą lekcję. Tam poznaje sympatyczną Sjofn.

„Fúsi” to taki słodko-gorzki film obyczajowy. Obraz ciepły, delikatny, wyważony, spokojny i niezwykle ludzki. Momentami niezwykle zabawny, chwilami okrutnie smutny. Przeplata w sobie humor i rozpacz, sytuacje tak beznadziejne, że najlepszą na nie reakcją jest śmiech oraz wydarzenia, które choć są pozytywne, radosne, w głębi skrywają pokłady smutku. Smutku za tym co, niedostępne, niemożliwe do osiągnięcia. Smutku za kontaktem z drugim człowiekiem, pragnieniem bycia z kimś i dla kogoś. To opowieść o ludziach zagubionych w życiu, samotności, depresji. Opowieść o zwodniczej powierzchowności, nieakceptacji inności i uniwersalności ludzkich potrzeb. Ciekawy seans.

Ocena: 7/10

Czytaj też:
All About Freedom Festival: „Zakazane głosy”

Yes Meni idą na rewolucję 

Yes Meni to aktywiści z prawie dwudziestoletnim stażem. Od wielu lat organizują ironiczne, zabawne akcje protestacyjne wyśmiewające działania rządów i korporacji. Podszywają się pod urzędników administracji państwowej, rzeczników prasowych wielkich firm takich jak Shell czy McDonald's, oznajmiając światu to, czego prawdziwe firmy by nigdy nie ogłosiły. W swoje ustawione konferencje prasowe wciągają media, przedstawicieli firm, władz rządowych. Ich prawdziwa tożsamość czasem rozpoznawana jest natychmiast, czasem dowcip wydaje się dopiero po fakcie. Yes Meni żartem, zwariowanymi pomysłami kpią z decyzji rządzących, chciwości korporacji, swoimi akcjami próbując nagłośnić ważne problemy współczesnego świata. 

„Yes Meni idą na rewolucję” zostali nazwani przez krytyków komedią antykorporacyjną. I jest w tym sporo racji, bo ten dokument jest bardzo lekką, prześmiewczą komedią krytykującą wielkie firmy, ich szkodliwy wpływ na środowisko naturalne. Poprzedni film duetu, „Yes Meni naprawiają świat”, który można było obejrzeć podczas trzeciej edycji All About Freedom Festival, miał zdecydowanie więcej wspólnego z dokumentem. Niestety najnowszy obraz Yes Menów zdaje się bardziej opowiadać o nich samych niż o akcjach, jakie urządzają. Przybliża trochę bardziej sylwetki Andy'ego i Mike’a, którzy stoją za tą inicjatywą. Ten pierwszy jest w szczęśliwym związku ze swoim chłopakiem, drugi ma żonę i dwoje dzieci. 

Ich film jest niejako zawieszony między teraźniejszością a przeszłością. Wspominają w nim swoje początki, najważniejsze akcje, jakie wykonali podczas swojej dwudziestoletniej działalności. Pokazują, jak trudno im po latach nadal wierzyć w swoje możliwości, jak trudno im motywować się do działania, jak trudno jednocześnie żyć, pracować, dbać o rodzinę, ale i rozwijać swoją działalność, w pewnym stopniu zmieniając przy tym świat. O samych akcjach protestacyjnych mówi się w tym filmie jakby trochę mniej, więcej czasu poświęca się tej stronie obyczajowej. I być może właśnie dlatego obraz ten nie jest tak interesujący jak poprzedni film. Choć nie da się ukryć, że finałowa akcja wraz z tańcem w kółeczku jest wyborna. 

Ocena: 6/10

Czytaj też:
All About Freedom Festival: „Nadejdą lepsze czasy”, „Louder Than Bombs”