Bob Dylan to pseudonim, prawdziwe nazwisko brzmi Robert Zimmermann. Urodził się w roku 1941 w Duluth, w stanie Minnesota. Gdzieś od dwunastego roku życia bierze się za gitarę, organizuje szkolne zespoły. W roku 1959 zapisuje się na uniwersytet, ale jest studentem tylko przez dwa semestry. Udaje się do Greenwich Village, tego Greenwich Village, które tak pięknie sfilmował Paul Mazursky.
Pierwszy album płytowy pt. „Bob Dylan" nagrał w roku 1962. Sukces. I jeszcze dwie płyty - „Mixed Up" i „Corinna, Corinna". Bez sukcesu.
Następne trzy albumy: „The Freewheelin' Bob Dylan" (z programową piosenką „Masters Of War"), „The Times They Are Changing" i „Another Side Of Bob Dylan" były muzycznym wyrazem epoki kontestacji i zwątpień, melancholii i nadziei. Wiele piosenek to tzw. protest songs.
Od roku 1965 zmienia się jego styl. Coraz bardziej odchodzi od folksongów, indywidualizuje swój repertuar. Pierwsze występy zagraniczne w Londynie. Powodzenie. Powstaje o nim film „Nie oglądaj się wstecz" (Don't Look Back).
Siódmy album Dylana „Blonde On Blonde" wyszedł w roku 1966, a ósmy - „John Wesley Harding" - w roku 1968. Dwuletnia przerwa; oficjalne wyjaśnienie: Bob Dylan uległ poważnemu wypadkowi drogowemu. Prawdziwa przyczyna była inna, bardziej osobista i dramatyczna.
Do roku 1976 nagrał 19 albumów, ostatnie z nich to „Blood On The Tracks", „The BasementTapes", „Desire" i „Hard Rain". Oprócz tego single i partycypacje w albumach zbiorowych. W tym roku odbywa tournée po Europie, występuje w Paryżu i Londynie.
Należy do najpopularniejszych piosenkarzy świata. Mówi o nim Christian Lebrun, redaktor naczelny „Rock Best": „Tak czy inaczej Bob Dylan nie rozdzielał nigdy poezji od muzyki". I jeszcze słowa Patricka Eudeline'a, autora manifestu muzycznego: „Interesuje mnie tylko Bob Dylan z początków lat sześćdziesiątych... Wszystkie jego wielkie utwory to po prostu trzy akordy, ten »song-book« dylanowskiej gitary".
Rok 1978 jest filmowym rokiem Boba Dylana. W „Powrocie do domu" (Coming Home) Hala Ashby'ego śpiewa zza kadru piosenkę „Just Like A Woman", która koresponduje z przeżyciami Jane Fondy, grającej żonę oficera US Army, uczestnika wojny wietnamskiej. W olśniewającym wirtuozerią filmie „Ostatni walc" (Last Waltz) Martina Scorsese'a występuje w pożegnalnym koncercie zespołu The Band i śpiewa „Baby Let Me Follow You Down". Wreszcie własny film - „Renaldo i Clara".
Osobliwy film. Trwa prawie cztery godziny, składa się z dwóch części. Dokumentacja występów Boba Dylana i zaprzyjaźnionych wykonawców, to znów fabularyzowana impresja.
Dla miłośników muzyki film pasjonujący, dla innych - kuriozalny. Zdjęcia robiło czterech operatorów. Niektóre sceny są inscenizowane przez Dylana, inne puszczone na żywioł, na łaskę kamerzystów. Projekcja materiałów wyjściowych (bez dubli!) zajmuje sto godzin.
Słyszymy i oglądamy 47 piosenek, w tym 22 śpiewane przez Dylana. Są także dawniejsze powtórzenia, na przykład z „Kabaretu", i aranżacje muzyki klasycznej, sonaty Księżycowej Beethovena i Walca opus 69 nr 2 Chopina.
Ten rodzaj filmów paraliżuje większość profesjonalnych krytyków kina; nie ma w nim „sztuki", „dramaturgii", „reguł". Niby prawda. Ale oddajmy głos Dylanowi: „Zrealizowałem film dla pewnej grupy ludzi i dla siebie, to wszystko... Każda scena ma uzasadnienie, choć nie ma logiki... Film mówi o identyfikacji. O mojej wewnętrznej alienacji, którą uzewnętrzniam. I o integracji. O tym, że powinniśmy być wierni podświadomości, nadświadomości, współświadomości, czyli sumieniu. Taka integracja jest sprawą uczciwości".
„Renaldo i Clara" jest filmem o Bobie Dylanie i jego muzyce. „Renaldo i Clara" jest filmem, do którego Bob Dylan napisał scenariusz, który reżyserował i montował. Jest w tym wszystkim jakaś megalomania, która - z zachowaniem proporcji - każe myśleć o pamiętnikach de Gaulle'a i Churchilla, o tym wyeksponowanym „ja".
Nie znam jednak żadnego innego filmu, który byłby tak autorski i osobisty. Filmowo-muzyczny notatnik, kamera-pióro i gitara. Amatorskość, zapewne; pewien ekshibicjonizm, zapewne. Ale lekkość, naturalność i swoboda zapisu, nieliczenie się z regułami sprawiają, że piosenkarz Bob Dylan odryglował drzwi nowego gatunku - pamiętnika filmowego.
Jeden z ciekawszych dokumentów epoki. Pop-kultury. Także tych treści, które przenosi tylko muzyka.
Aleksander Ledóchowski