Po pierwsze - panele dyskusyjne i warsztaty wypadły niezwykle ciekawie i dały mi sporo nowej wiedzy na różnorodne tematy. Najciekawszym z nich był panel dotyczący rynku kaset wideo - MAGICZNY VHS. O RYNKU FILMOWYM MINIONEJ EPOKI. Wspominkowy, nostalgiczny, opowiadający o ciekawych zażyłościach z tą technologią, a na dodatek dający moment do zapamiętania na dłużej. Zgromadzeni goście (Krystian Kujda, Grzegorz Fortuna, Piotr Sitarski) wypowiadali się z różnej perspektywy na temat swojego zainteresowania (czasami wręcz miłości) do kaset wideo, jednak dyskusja zastopowała, gdy do sali wszedł Jacek Samojłowicz - w okularach, z psem na rękach i dumnie wypowiadający zdanie „To ja utworzyłem rynek VHS w Polsce”. Świetne wejście, godne zapamiętania i wynotowania w annałach. Od tego momentu panel stał się intrygującym one-man show, gdyż producent sypał jak z rękawa interesującymi anegdotkami z początku lat 90. Dzięki temu panel trwał blisko dwie godziny i przez cały ten czas obfitował w interesujące uwagi dotyczące rynku kaset wideo.
Drugim wartym wynotowania wydarzeniem był panel poświęcony „Małym Stłuczkom” - Małe Stłuczki. Producent – twórca – dystrybutor, podczas którego mogliśmy słuchać o procesie produkcyjnym filmu Ireneusza Grzyba i Aleksandry Gowin, z ust samych reżyserów, jak i teamu produkcyjno-dystrybucyjnego. Opowieść o losach niezależnej produkcji, której udało się dostać finansowanie, obfitowała w anegdotyczne momenty i kilka ciekawych historii z pracy na planie. Dowiedzieliśmy się też nieco o strategiach promocyjnych.
Nieco słabiej wypadł panel dotyczący Międzynarodowego Sukcesu Idy, gdyż ostatecznie dotyczył on trochę innej kwestii niż przewidziano w programie. A choć dobrze się dowiedzieć jak wielostopniowy jest proces pozyskiwania pieniędzy, z warsztatów wyszedłem de facto z taką samą wiedzą, jak wcześniej. Ani nie porozmawialiśmy o sukcesie, ani o pieniądzach. Rozmowa toczyła się gdzieś pomiędzy, zabrakło w niej konkretów.
„Mommy”
reż. Xavier Dolan
Filmem Otwarcia Festiwalu była „Mommy” Xaviera Dolana. Opowieść o trudnych relacjach matki z synem, tematem oraz sposobem ukazania problemu przypomina debiut reżysera, film „Zabiłem moją matkę”. Podobieństwo to jest tym bardziej widoczne, że w rolę rodzicielki w obu produkcjach wciela się Anne Dorval. A choć obie bohaterki różnią się od siebie, jej trudne relacje z synem są już niezmiernie podobne. Love-hate relationship, które zaprezentowane jest na ekranie, potrafi zmęczyć widza w podobny sposób, jak w debiucie reżysera. Tym razem jednak zachowanie bohatera argumentowane jest jego zaburzeniem ADHD, które sprawia, że chłopak bywa nie do zniesienia i zdaje się działać na złość matce.
„Mommy” to film ciekawy od strony technicznej. Zdjęcia w formacie 4:4 oraz kolorystyczna paleta barw przywodzą na myśl estetykę instagramowych zdjęć oraz zdają się „więzić” swoich bohaterów w ograniczonej przestrzeni kadru. Interpretacja ta zyskuje na wadze w chwili, w której ekran rozszerza się do pełnych rozmiarów, w momencie, gdy chłopiec ma „Lepsze Dni” i w rytm żywiołowej muzyki Oasis samodzielnie „poszerza” ekran.
„Mommy” przedstawia więc ciekawą historię trudnych relacji rodzicielskich, jednak sposób prezentacji treści pozostawia nieco do życzenia. Obraz Dolana jest przede wszystkim za długi, przez co zwyczajnie męczy widza. Znajdziemy tu wiele powtarzających się sekwencji, które tracą na oddziaływaniu przy kolejnej ekspozycji. Aktorzy grają w interesujący, przyciągający uwagę sposób (świetny jest przede wszystkim Antoine-Oliver Pilon w roli syna), jednak w pewnym momencie zachowanie bohaterów zwyczajnie zaczyna męczyć. Można powiedzieć, że tak miało być, że aby dobrze oddać problemy z zaburzeniem ADHD, trzeba też zmęczyć widza, by unaocznić mu jak problematyczna jest to sytuacja. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że dało się to ukazać lepiej, sprawniej, z większą werwą. Chwilowo wszystko wskazuje na to, że nie dogadam się w pełni z Panem Dolanem i jego specyficzną stylistyką. To drugi obraz reżysera, który oglądam i który nie do końca mnie przekonuje. Aczkolwiek nie poddaję się i już wkrótce spróbuję z jego kolejnymi dziełami.
Ocena: 5,5/10
„Turysta”
reż. Ruben Ostlund
Nietypowy dramat rodzinny. Rodzice jadą z dziećmi do kurortu narciarskiego, gdzie miło spędzają czas. Do momentu, gdy będą świadkami lawiny, która przysporzy im porządnego stracha i ukaże skrywane problemy małżonków. Reakcja na lawinę stanie się bowiem kością niezgody między parą i postawi pod znakiem zapytania całą ich relację. Całość przedstawiona jest w stonowany, spokojny sposób, z którego bije jednak spora dawka humoru. Nietypowe reakcje małżonków i ich wzajemne gierki ogląda się dzięki temu z dużym zainteresowaniem, często nawet śmiejąc się z ich przesadzonych reakcji. Ciekawy jest też drugi plan, który we własny sposób reaguje na nietypową sytuację, o której przyjdzie im słyszeć. Interesujący obraz relacji międzyludzkich, ukazujący pewną hipokryzję sposobu myślenia.
Ocena: 7,5/10
"Ida”
reż. Paweł Pawlikowski
Polski kandydat do Oscara, czyli czarno-biały, kręcony w formacie 4:3 obraz o zakonnicy, która dowiaduje się czegoś, co diametralnie zmienia jej postrzeganie o samej sobie. By odnaleźć grób rodziców, prosi o pomoc swoją nigdy nie widzianą ciotkę. Pięknie nakręcony (niektóre sekwencje aż chciałoby się nagrodzić oklaskami), intymny obraz przemiany, jaka zajdzie w głównej bohaterce pod wpływem znajomości z ciotką i wydarzeń, które przyjdzie im wspólnie przeżyć.
Ocena: 8-/10
"Lewiatan”
reż. Andriej Zwagnicew
Historia rozgrywająca się na odciętej od świata, małej mieścinie na północy Rosji. Walka ze skorumpowaną władzą, która próbuje odebrać mienie, ukaże skrywane problemy rodzinne głównego bohatera. Surowa stylistyka przybliża surowe i ciężkie warunki, w jakich przychodzi żyć bohaterom, potęgując tym samym dramat, który rozegra się w ich życiu. Kumulacja problemów zapętli się wokół szyi bohatera, stawiając go w sytuacji granicznej. Każde rozwiązanie posiadać będzie słabą stronę, a próba oswobodzenia się z konfliktowej sytuacji, spali na panewce. „Lewiatan” jest filmem nieco za długim, a jednak potrafiącym przykuć uwagę widza.
Ocena: 7-/10
"Dzikie Historie"
reż. Damian Szifron
„Dzikie Historie” Damiana Szifrona, czyli antologia anegdotycznych opowieści o różnych sytuacjach, w których doszło do nieporozumienia między ludźmi i które bohaterowie rozwiązują w najbardziej nieoczekiwany, drastyczny i niecodzienny sposób, potrafi przysporzyć wspaniałej zabawy w każdej z sekwencji. Obraz podzielony jest na sześć tematycznie różnych segmentów, w których leitmotivem pozostaje kwestia konfliktu między bohaterami. Konfliktu niecodziennego i mającego wiele wspólnego z zemstą. Czarny Humor, groteskowość, a także efekt szoku napędzają fabułę tego obrazu, przysparzając mnóstwa różnorodnych wrażeń. Poszczególne sekwencje potrafią porządnie rozbawić, a najlepszymi trzema są dla mnie: finałowa sekwencja weselna, pieniężne gierki z adwokatem oraz zemsta kierowcy za odholowanie samochodu. Tak naprawdę jednak każda z nich kryje w sobie coś intrygującego i przyciągającego uwagę, trzymając widza w napięciu co za chwilę może się zdarzyć.
Ocena: 8-/10
Na koniec wpisu powiem jedynie, że niezmiernie cieszę się, że mogłem uczestniczyć w czterodniowym święcie kina, jakim była piąta edycja Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja. Do zobaczenia za rok?!