Dla odradzającego się jak feniks z popiołów polskiego kina „Ostatni klaps” jest niczym bolesny cios.
W roli wujaszka nadużywającego władzy występuje reżyser Gerwazy Reguła. Choć smaganym przez niego pośladkom niczego nie brakuje, obserwowanie tej zabawy niesie radość o zabarwieniu masochistycznym.
„Ostatni klaps” to również katalog spełnionych-niespełnionych marzeń. Spełnionych na płaszczyźnie fabuły: oto gwiazda filmów dla dorosłych, Manuella, upiera się, że nigdy więcej nie zrzuci ciuszków przed kamerą, jeśli wcześniej nie będzie jej dane spełnić się aktorsko na planie „poważnej” produkcji. Tymczasem jej idol, Sławoj Maria Hałaburda – zapomniany mistrz kina moralnego niepokoju – szuka sposobu, by uchronić się przed bankructwem. Rolę dobrej wróżki gra utrzymujący się z kręcenia porno producent Marek Obraniak. Wpada on na genialny pomysł, aby zaangażować wspomnianą dwójkę w ambitny projekt pod tytułem „Walewska. Anatomia miłości”. On także ma jednak ukryte pragnienie – dokręcić na boku parę niegrzecznych scenek, które sprzeda Azjatom rządnym Napoleona w akcji (i nie chodzi mi tu wcale o ferwor walki).
W odniesieniu do rzeczywistości „Ostatni klaps” zdaje się aż kipieć od pokładanych w nim nadziei, które okazały się mrzonkami poza zasięgiem twórców. W pierwszej kolejności uwagę zwraca obecność Mai Frykowskiej, która analogicznie do swej bohaterki usiłuje zerwać z wizerunkiem rozochoconej blondyny (pamiętacie Frytkę z „Big Brothera”?). Biorąc pod uwagę, że aktorce najlepiej wyszło prężenie się przed filmowym Sławojem, trudno uznać próbę za udaną. Głowę pełną marzeń miał także Mariusz Pujszo, odtwórca roli Sławoja i autor scenariusza w jednej osobie, który karierę zaczął od ciepło przyjętych „Królów życia”, a w ostatnich latach triumfuje jako kolekcjoner nominacji do Węży (do tej pory pokonał rywali tylko raz). Jego sen o zabawnej komedii znowu przerodził się w koszmar najeżony żenującymi gagami. Zawiedziony może być także reżyser, Gerwazy Reguła. „Ostatni klaps” na pewno nie sprawi, że ktoś w końcu zacznie kojarzyć jego nazwisko. Z filmu dowiemy się między innymi, że doświadczony reżyser nie jest w stanie uzyskać podstawowych informacji o swoich współpracownikach, granie w porno polega na radosnym podskakiwaniu w niekompletnym stroju, a „czepialską babę” z wszelkich wątpliwości uleczy porządne macanie.
Komedia z przymrużeniem oka czy parada absurdów nie do przyjęcia? Wrażliwość widza na czerstwość dowcipów może być różna, lecz konia z rzędem temu, kto w tej opowieści o pseudo-przemyśle filmowym doszuka się sensu… …sensu lub choćby odrobiny świeżości: motywu, który nie byłby ograny już setki razy lub kawału, jakiego wcześniej nie słyszeliśmy. Na usta ciśnie się tylko jeden wniosek: stop przemocy w polskim kinie; niech ten klaps rzeczywiście będzie ostatnim.
„Ostatni klaps” to również katalog spełnionych-niespełnionych marzeń. Spełnionych na płaszczyźnie fabuły: oto gwiazda filmów dla dorosłych, Manuella, upiera się, że nigdy więcej nie zrzuci ciuszków przed kamerą, jeśli wcześniej nie będzie jej dane spełnić się aktorsko na planie „poważnej” produkcji. Tymczasem jej idol, Sławoj Maria Hałaburda – zapomniany mistrz kina moralnego niepokoju – szuka sposobu, by uchronić się przed bankructwem. Rolę dobrej wróżki gra utrzymujący się z kręcenia porno producent Marek Obraniak. Wpada on na genialny pomysł, aby zaangażować wspomnianą dwójkę w ambitny projekt pod tytułem „Walewska. Anatomia miłości”. On także ma jednak ukryte pragnienie – dokręcić na boku parę niegrzecznych scenek, które sprzeda Azjatom rządnym Napoleona w akcji (i nie chodzi mi tu wcale o ferwor walki).
W odniesieniu do rzeczywistości „Ostatni klaps” zdaje się aż kipieć od pokładanych w nim nadziei, które okazały się mrzonkami poza zasięgiem twórców. W pierwszej kolejności uwagę zwraca obecność Mai Frykowskiej, która analogicznie do swej bohaterki usiłuje zerwać z wizerunkiem rozochoconej blondyny (pamiętacie Frytkę z „Big Brothera”?). Biorąc pod uwagę, że aktorce najlepiej wyszło prężenie się przed filmowym Sławojem, trudno uznać próbę za udaną. Głowę pełną marzeń miał także Mariusz Pujszo, odtwórca roli Sławoja i autor scenariusza w jednej osobie, który karierę zaczął od ciepło przyjętych „Królów życia”, a w ostatnich latach triumfuje jako kolekcjoner nominacji do Węży (do tej pory pokonał rywali tylko raz). Jego sen o zabawnej komedii znowu przerodził się w koszmar najeżony żenującymi gagami. Zawiedziony może być także reżyser, Gerwazy Reguła. „Ostatni klaps” na pewno nie sprawi, że ktoś w końcu zacznie kojarzyć jego nazwisko. Z filmu dowiemy się między innymi, że doświadczony reżyser nie jest w stanie uzyskać podstawowych informacji o swoich współpracownikach, granie w porno polega na radosnym podskakiwaniu w niekompletnym stroju, a „czepialską babę” z wszelkich wątpliwości uleczy porządne macanie.
Komedia z przymrużeniem oka czy parada absurdów nie do przyjęcia? Wrażliwość widza na czerstwość dowcipów może być różna, lecz konia z rzędem temu, kto w tej opowieści o pseudo-przemyśle filmowym doszuka się sensu… …sensu lub choćby odrobiny świeżości: motywu, który nie byłby ograny już setki razy lub kawału, jakiego wcześniej nie słyszeliśmy. Na usta ciśnie się tylko jeden wniosek: stop przemocy w polskim kinie; niech ten klaps rzeczywiście będzie ostatnim.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.