TIFF '15 - Demolition

TIFF '15 - Demolition

Jake Gyllenhaal jako Davis Mitchell w filmie Demolition (2015)
Jake Gyllenhaal jako Davis Mitchell w filmie Demolition (2015)Źródło:Fox Searchlight Pictures
Dodano:   /  Zmieniono: 
„Demolition” Jean-Marca Vallee, czyli film otwierający jubileuszową, 40 edycję Festiwalu Filmowego w Toronto to niezwykle ciepłe i intrygujące dzieło.

Wszystko zaczyna się od małżeńskiej przejażdżki samochodem, która kończy się tragicznym wypadkiem. Kobieta ginie na miejscu. Mąż nie wiedząc co ze sobą zrobić po stracie najbliższej, zaczyna pisać listy do… firmy dystrybuującej automaty ze słodyczami. Traf bowiem chciał, że czekając w szpitalu zrobił się głodny. Jego zakup jednak utknął w maszynie. Mężczyzna sięga więc po kartkę papieru i długopis, i pisze, aby złożyć reklamację. Przy okazji jednak wylewa z siebie historię swojego życia.

Punkt wyjściowy nadaje ton całemu obrazowi. Dzieło Vallee jest bowiem słodko-gorzką opowieścią o sposobach radzenia sobie ze stratą, o pomocy innym oraz o odreagowaniu pewych stanów emocjonalnych, z którymi nie potrafimy sobie inaczej poradzić. Tytułowa demolka jest więc prostym upustem tych emocji. Historia nie jest więc ani skomplikowana, ani szczególnie odkrywcza. Cały jej urok zamyka się zaś w namacalnej chemii i wzajemnej nici porozumienia, która wywiązuje się między bohaterami. Jest w tym coś z „Amelii”, „Elizabethown”, czy filmów indie, w których grywa Zach Braff. Taka spefyciczna, nienachalna, życiowa słodko-gorzka zabawność sytuacji. To właśnie ona przyciąga tutaj najbardziej i pozwala zanurzyć się w świecie przedstawionym.

Pomocni są też aktorzy, którzy jak zwykle stanęli na wysokości zadania. Jake Gyllenhaal, Naomi Watts i młody Judah Lewis świetnie czują się razem na ekranie, co udziela się samemu widzowi. Ich wzajemne wymiany humorystycznych uwag ogląda się z wielkim zainteresowanie, po raz kiwając głową.

Na uwagę zasługuje też ciekawy sposób wprowadzenia w historię - poprzez krótkie, parosekundowe klatki, przedstawiające kolejne wydarzenia. Minimum czasu, maksimum treści. Bardzo teledyskowy, ale zarazem niezwykle wyrazisty sposób opowiadania. Ogólnie rzecz biorąc - bardzo pozytywny film.

Ocena: 8/10

PS. Atutem oglądania filmu na festiwalu filmowym jest to jak żywe i głośno artykułowane reakcje posiada publiczność. Gdy pojawia się chociaż najmniejszy plot-twist, zawsze znajdzie się na sali ktoś kto głośno wstrzyma oddech. Gdy padnie niezły żart zawsze znajdzie się ktoś, kto gromko się zaśmieje, mimo, że większość raczej jedynie uśmiechnie się pod nosem.

twitter