Festiwal Filmowy w Gdyni – relacja, cz. 1

Festiwal Filmowy w Gdyni – relacja, cz. 1

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu „Anatomia zła”, fot. Marcin Makowski
Kadr z filmu „Anatomia zła”, fot. Marcin Makowski Źródło: Festiwal Filmowy w Gdyni
Pierwszy dzień festiwalu upłynął pod znakiem dobrego kina. W repertuarze znalazły się głównie filmy, które mają już za sobą szeroką dystrybucję, lecz nie obyło się bez miłej niespodzianki.

Karbala 

Choć w tym roku w Konkursie Głównym walczy aż osiemnaście filmów, pierwszy dzień jubileuszowej edycji rozpoczął się spokojnie. Pierwszymi pokazami filmowymi były seanse produkcji, które swoją premierę miały już wcześniej i z którymi szeroka publiczność mogła się już zapoznać. Wśród nich znalazły się „Body/Ciało”, „Hiszpanka” czy „Karbala”, która weszła do kin w ubiegły piątek i jak wynika ze wstępnych danych z box-office, już przyciągnęła przed ekrany ponad sto tysięcy widzów. Frekwencyjnie ma całkiem mocne otwarcie. „Karbala” to film wojenny zrealizowany na amerykańską modłę. Film, który choć nie miał szczególnie dużego budżetu, zaskakuje rozmachem inscenizacyjnym, dopracowaniem od strony technicznej. Część zdjęć kręcona była pod Warszawą, lecz wszystkie lokacje zostały tak dopracowane, że w czasie seansu nie sposób stwierdzić, które ze scen realizowane były w Polsce, a które za granicą. Pod tym względem nie mamy się czego wstydzić, twórcom udało się nakręcić film, który całkiem przekonująco oddaje chaos, piekło, koszmar działań wojennych. I już za samo to należą się brawa.

Kadr z filmu „Karbala”, fot. Robert Pałka

„Karbala” inscenizuje starcie, jakie miało miejsce ponad dziesięć lat temu w Iraku pomiędzy polskimi żołnierzami broniącymi tzw. City Hall, siedzibę władz i policji, a szyickimi bojówkami. Odtwarza misję, która przez lata była tajemnicą wojskową i dopiero niedawno ujrzała światło dzienne. W istocie jednak łączy dwa oddzielne wątki, które wydarzyły się w mniej więcej dwuletnim odstępie: historię młodego medyka, który nie wykonał rozkazu na polu walki, oraz właściwą obronę strategicznego punktu w mieście. I o ile ta druga cześć produkcji naprawdę robi duże wrażenie, trzyma w napięciu i interesuje, tak wątek medyka pozostawia niestety sporo do życzenia. Być może problemem jest sama postać, o której nie wiemy zbyt wiele (to młody chłopak, który dopiero co trafił do Iraku), być może to wina scenariusza, który nie daje zbyt wiele czasu ekranowego tej postaci, wyposażając ją w maksymalnie pięć zdań dialogów, a być może to trudność wynikająca z gry Antoniego Królikowskiego, który nie czuł się w tej roli zbyt dobrze. A przynajmniej na ekranie sprawia wrażenie, że nie było mu łatwo wcielić się w tego bohatera.

Całe szczęście twórcy nie zdecydowali się na dodanie do tej produkcji jeszcze kolejnych wątków, jak chociażby spojrzeń na rodziny żołnierzy, które z pewnością tylko rozbijałyby tempo tej produkcji, odwracały uwagę od właściwej akcji. Ta, choć z początku ma pewne problemy z rozpędzeniem się, wkracza na odpowiednie tory podczas pierwszych przygotowań do obrony City Hall. Od tego momentu trzyma w napięciu już do samego końca. Otrzymujemy opowieść o tym, co przeżyli nasi żołnierze, o strachu, z jakim musieli się zmagać. Do plusów produkcji zaliczyć można również to, jak niejednokrotnie tylko jedną kwestią, krótkim rzutem oka, potrafi bardzo trafnie podsumować jakąś sytuację, zwrócić na coś uwagę. Tak jest chociażby podczas rozmowy kapitana z jego żoną, gdy dowiadujemy się, jak różnie postrzegają oni świat, lub w przypadku komentarza amerykańskich żołnierzy na temat sprzętu polskiego wojska. Dosłownie jedno zdanie, a znaczy tak wiele. Naprawdę dobrze jest obejrzeć polskie, udane kino gatunkowe.

Ocena: 7/10

Anatomia zła 

Bardzo pozytywne zaskoczenie. Film Jacka Bromskiego, reklamowany jako poważna sensacja, okazał się być produkcją wciągającą, chwilami naprawdę zabawną, a do tego mającą całkiem sporo do powiedzenia na temat współczesnej Polski. Reżyser wybrał podejście charakterystyczne dla amerykańskich filmów akcji. Produkcja ta trzyma w napięciu, ekscytuje, ale także nie napompowuje przesadnie atmosfery, trzyma odpowiedni luz w dialogach, w charakterach postaci. Nie jest to film na tyle zabawny, by nazwać go komedią, nie jest to obraz na tyle poważny, by nazwać go zwykłą sensacją. To bardzo zgrabny, przemyślany miks tych dwóch gatunków.

Kadr z filmu „Anatomia zła”, fot. Marcin Makowski

Jednocześnie najlepiej wiedzieć o nim jak najmniej, by przypadkiem nie popsuć sobie seansu. Akcja jest w nim tak poprowadzona, że przez bardzo długi czas nie wiadomo za bardzo, dokąd zmierza, o co w tym wszystkim chodzi. Dopiero gdzieś w połowie, gdy rozpoczyna się realizacja właściwego planu, poszczególne fragmenty układanki zaczynają trafiać na swoje miejsca, całość zaczyna mieć sens. Siłą tego filmu jest więc w dużej mierze przemyślana historia, rozpisana w dowcipnym, zaskakującym scenariuszu, poprowadzona przez interesujące, wyraziste postaci. To drugi bardzo mocny atut tej produkcji – dwóch głównych aktorów, którzy świetnie czują się w swoich rolach. Krzysztof Stroiński jako podstarzały gangster próbuje wtopić się w otoczenie, wieść spokojne życie emeryta. Niezwykle zdolny aktor młodego pokolenia, Marcin Kowalczyk, gra tu zaś żołnierza, który podczas akcji w Afganistanie przez przypadek zastrzelił trójkę cywili, za co został usunięty z wojska i zniszczony w mediach.  

Produkcja ta została pięknie sfilmowana, ale to akurat nie powinno wcale dziwić, w końcu za zdjęcia odpowiadał Michał Englert. Akcję „Anatomii zła” świetnie napędza wpadająca w ucho muzyka Ludka Drizhala. Całość tworzy naprawdę udaną produkcję, która zaskakuje, intryguje, ciekawi do samego końca. Jest świeża, odmienna. Niby polski film, a opowiedziany w taki sposób, że nie zdradza wszystkiego w pierwszym akcie, powoli odkrywając swoje karty. Miło zobaczyć tak odświeżającą produkcję. Oby kolejne filmy festiwalu prezentowały równie wysoki poziom.

Ocena: 7,5/10