Różne twarze Carey Mulligan

Różne twarze Carey Mulligan

Dodano:   /  Zmieniono: 
Carey Mulligan
Carey Mulligan Źródło: www.imagozone.com
Delikatna, skromna, wiecznie dziewczęca. Wielu nadal myli ją z Michelle Williams. Dla jednych irytująca, dla innych niezwykle utalentowana. Bez wątpienia nadal czeka na TEN przełomowy moment, pozostając nieco w cieniu największych hollywoodzkich gwiazd. O kim mowa? Oczywiście o Carey Mulligan, o której może być już niedługo bardzo głośno.

W najbliższy piątek w polskich kinach swą premierę będzie miał bowiem film „Sufrażystka”, w którym aktorka wciela się w główną rolę. Film zbiera bardzo dobre recenzje, wielu krytyków już teraz określa go mianem „najlepszego filmu roku”, a część z nich jest przekonana, iż to właśnie Carey Mulligan przyjdzie powalczyć o tegorocznego Oscara. Z okazji nadchodzącej premiery „Sufrażystki” postanowiliśmy nieco bliżej przyjrzeć się dotychczasowym rolom tej uroczej aktorki. Jedno jest pewne – Carey Mulligan ma naprawdę wiele twarzy i z pewnością jeszcze nie raz nas zaskoczy.

Carey Mulligan w filmie „Sufrażystka” (2015)

Carey eteryczna. Dla wielu widzów Mulligan stanowi wzór najbardziej wysublimowanej kobiecej subtelności. Złośliwi twierdzą, iż to właśnie delikatna uroda toruje jej drogę w Hollywood. Nikogo nie dziwi zatem, iż swą przygodę na wielkim ekranie rozpoczęła rolą Kitty Bennett w „Dumie i uprzedzeniu” (2005). Przeglądając filmografię aktorki, nie da się nie dostrzec, iż dobierała ona kolejne role z wielką rozwagą. I choć przyszło jej się wcielać w różnorakie postaci, widzowie najbardziej polubili jej eteryczne oblicze. Bo czy ktokolwiek z nas jest w stanie wyobrazić sobie kogoś innego w roli zamkniętej w sobie Irene z „Drive” Refna? Warto zwrócić uwagę, iż to właśnie postać Irene (skromna, urocza, nieco bez charakteru) jest siłą napędową działań głównego bohatera (rewelacyjny Ryan Gosling). W „Nie opuszczaj mnie” przyszło jej się wcielić z kolei w postać Kathy, niezwykle wrażliwej i łagodnie usposobionej dziewczyny, która z rosnącym przerażeniem odkrywa tajemnicę swego istnienia i przeznaczenia. Nic dziwnego, że aktorka została za tę rolę uhonorowana nagrodą BIFA (British Independent Film Award) oraz nominacją do Saturna – to właśnie jej przejmująco smutne spojrzenie wywołuje w widzach tak ogromne poruszenie.

Carey spontaniczna. Nie raz w karierze aktorki zdarzyło się, że mogła połączyć swą wrodzoną subtelność z naturalnym urokiem i zapewne nieco wykalkulowaną na potrzeby scenariuszy spontanicznością. Tak było właśnie w przypadku filmu „Najlepszy”, w którym choć przyszło jej zagrać dramatyczną rolę (Mulligan wcieliła się w rolę będącej w ciąży i w żałobie po śmierci chłopaka Rose), to udało jej się uciec od sztucznej melancholii. Postać Rose jest tak uroczo i słodko zwariowana, że choć cierpimy razem z wszystkimi bohaterami, to jednak spoglądamy na to wszystko, przynajmniej w części, przez różowe okulary.

Najbardziej spontaniczną rolą w dotychczasowej karierze aktorki okazała się ta w „Była sobie dziewczyna”. To właśnie ten film przyniósł jej największą sławę (wygrana BAFTA, nominacje do Złotego Globu i Oscara dla Najlepszej aktorki pierwszoplanowej, nominacja do Oscara w kategorii Najlepszy film) i zaważył o jej dalszych sukcesach. Mulligan okazała się w roli Jenny tak bardzo autentyczna, że mimowolnie podzieliła widzów na dwie grupy: tych, dla których postać Jenny była głupiutka i naiwna oraz tych, którzy ocenili ją jako modelowy przykład dziewczyny, która uczy się błędach i która gdy upada, to tylko po to, aby móc znowu wstać. Genialny film, wielka rola.

Carey Mulligan w filmie „Była sobie dziewczyna”

Carey buntowniczka. Mulligan to doskonały przykład aktorki, która za wszelką cenę pragnie uniknąć zaszufladkowania. Ogromny sukces filmu „Była sobie dziewczyna” pozwolił jej w końcu rozwinąć skrzydła i sprawił, iż mogła zacząć przebierać w rolach. Aktorka zdecydowała się na tych najlepszych. W filmach tak popularnych reżyserów jak Oliver Stone, Steve McQueen czy bracia Coen udowodniła wszystkim niedowiarkom, iż poza dziewczęcą buźką ma jeszcze ostre paznokcie i … twardy tyłek. Buntownicza Mulligan rozkochała w sobie widzów jeszcze bardziej. Pragnący angażu aktorki Oliver Stone musiał nawet zmienić scenariusz swego filmu („Wall Street: Pieniądz nie śpi”) – aktorka nie zgodziła się na całkowite zepchnięcie jej postaci na drugi plan. Prawdziwą burzę rozpętał jednak jej udział w głośnym i skandalizującym „Wstydzie” McQueena, w którym Carey po raz pierwszy rozebrała się przed kamerą. Aktorce przyszło wcielić się w niezwykle wymagającą rolę nieco niezrównoważonej psychicznie i zagubionej życiowo Sissy, alkoholiczki, siostry uzależnionego od seksu Brandona (Michael Fassbender). Film został obsypany nominacjami do najważniejszych nagród branży filmowej, a duet Mulligan-Fassbender określono mianem najbardziej intrygującego rodzeństwa w historii kina. Rola we „Wstydzie” poza pięknym ciałem obnażyła kolejne talenty aktorki, które w przyszłości wykorzystali bracia Coen…

Carey artystka. A mowa oczywiście o śpiewie. Przejmujące wykonanie „New York, New York” w wykonaniu Mulligan nie bez powodu uznano za jedną z najlepszych scen we „Wstydzie”. To właśnie Steve McQueen podarował aktorce niepowtarzalną szansę zaprezentowania niezwykłych umiejętności wokalnych przed całym światem. W Coenowskim „Co jest grane, Davis?” Carey nie tylko znowu jest buntowniczką (Jean ma wieczny grymas na twarzy i klnie jak szewc!), ale też ponownie śpiewa (jeśli jeszcze nie słyszeliście „500 Miles” w wykonaniu jej i Justina Timberlake’a, obowiązkowo musicie to nadrobić!). Mulligan zmuszona była na planie nosić czarną perukę, dzięki czemu widzowie mogli zobaczyć ją w całkowicie nowej odsłonie. W tym samym roku przyszło jej zagrać rolę Daisy Buchanan w głośnym „Wielkim Gatsbym” w reżyserii Baza Luhrmanna. I choć film zebrał bardzo zróżnicowane oceny, krytycy zgodnie twierdzili, iż aktorce w pełni udało się oddać postać porcelanowej laleczki i rozpieszczonej księżniczki.

Carey Mulligan w filmie „Wstyd”

Carey emancypantka. W tegorocznym „Z dala od zgiełku” Thomasa Vinterberga aktorka wciela się w rolę dziedziczki wielkiego gospodarstwa, Bathsheby Everdene. Mulligan wielokrotnie wspominała w wywiadach, iż pragnie zerwać z wizerunkiem aktorki kostiumowej, jednak nie potrafiła odmówić reżyserowi słynnego „Polowania”. Postać Bathsheby łączy poniekąd charaktery wszystkich odgrywanych przez nią dotychczas postaci. Bathsheba doskonale radzi sobie w męskim świecie bez mężczyzn, umie tupnąć nogą i jest porywcza, ale w głębi serca pragnie wielkiej miłości. O uczucie charyzmatycznej dziedziczki walczy aż trzech dżentelmenów (Schoenaerts, Sheen, Sturridge) i właściwie do końca nie wiadomo, który z nich zajmie miejsce u boku Bathsheby na stałe. 

A jaka jest Carey Mulligan prywatnie? Po flirtach (mniej lub bardziej przelotnych) z takimi aktorami jak Shia LaBeouf, Tom Sturridge i Eddie Redmayne związała się z frontmanem zespołu folk rockowego, Marcusem Mamfordem. W 2012 para wzięła ślub i zamieszkała na farmie w hrabstwie Devon. Mulligan unika skandali, jest sceptyczką (aktorka uważa siebie samą za osobę uduchowioną, ale katolicyzm jest dla niej zbyt ortodoksyjny), udziela się charytatywnie. W 2010 roku została ambasadorką organizacji charytatywnej wspierającej badania nad demencją i chorobą Alzheimera (w jednym z wywiadów aktorka wyznała, iż jej babcia cierpi na tę chorobę), natomiast w 2014 roku włączyła się w akcję War Child i zorganizowała imprezę charytatywną, z której dochód został przekazany na opiekę nad dziećmi z terenów pochłoniętych wojną. 

Czy przełom roku 2015 i 2016 będzie należał do Mulligan? Czas pokaże, aktorce życzymy wszystkiego najlepszego, a Was już teraz zachęcamy do obejrzenia „Sufrażystki”, która swą premierę będzie mieć już w najbliższy piątek.