High-Rise - recenzja

High-Rise - recenzja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu „High-Rise” (2015)
Kadr z filmu „High-Rise” (2015) Źródło: M2Films
„High Rise” Bena Wheatleya, czyli opowieść o postępującym upadku społecznym, to film niezwykle elegancki, wysmakowany, a przy tym głoszący dość złowieszczą tezę, która zostaje pięknie wizualnie przedstawiona na ekranie.

Obraz odpowiada na pytanie co stanie się z ludźmi, gdy zamknie się ich na stałe w jednym budynku i, umieszczając na różnych piętrach, dając im przez to różne przywileje, samoistnie zantagonizuje z innymi. Najciekawsze jest zaś to, że nikt nie broni im wyjść na zewnątrz, a mimo to chaos i anarchia, które w przeciągu kilku tygodni zapanują w wieżowcu, godna jest podziwu. Wydawać by się mogło, że w pewnym momencie nastąpi bunt mający na celu przywrócenie ładu i porządku, jednak postępujący upadek wydaje się być na rękę wszystkim.

Film zaczyna się z grubej rury, niezwykle humorystyczną i dosadną sekwencją, która stawia ton na resztę dzieła. Otóż możemy oglądać w niej jak bohater, przechadzając się po zniszczonym budynku, widzi bezpańskiego psa. Zdaje się go przygarniać, co mimowolnie zyskuje mu sympatii widza. Wszystko zmienia się w ułamku sekund, gdy już w następnej scenie oglądamy, jak mężczyzna pałaszuje świeżo upieczonego na rożnie czworonoga. Co znamienne - reżysera nie interesują jednak bezpośrednie przyczyny zezwierzęcenia i manii chaosu, która drzemie w bohaterach (w podobny sposób nie uzasadniając zachowań bohaterów „Turystów”, swojego poprzedniego filmu, sprawił, że dzieło to budziło skrajne reakcje widowni), woli skupiać się na ukazaniu jej skutków. W ten sposób wydaje się, że opowieści brakuje wyrazistej fabularnej kropki nad i, spajającej dzieło klamrą. Z drugiej strony reżyser podsuwa wiele tropów możliwych rozwiązań, licząc na inteligencję widza.

Można powiedzieć, że film snuje się w swojej opowieści, jednak jest na tyle atrakcyjny od strony formalnej, że nie sprawia to większego problemu w pozytywnym odbiorze dzieła. Film jest niezwykle wysmakowany i pięknie nakręcony. Wiele kadrów zwyczajnie mami oko, a stonowany, niemal złowieszczy cover hitu „S.O.S” z repertuaru Abby w wykonaniu grupy Portishead, to jeden z najlepszych fragmentów całego dzieła. Już chociażby dla sekwencji z jego udziałem warto pochylić się nad obrazem.

Aktorzy stanowią zaś jedynie figury, będące nośnikami informacji, aniżeli postaci z krwi i kości, jednak to również nadaje obrazowi dodatkowego wymiaru. Puste figury, które można zmienić, umieszczając je w konkretne skrzyneczki. Wartym wynotowania jest także fakt, iż kamera kocha Toma Hiddlestona, racząc widza wieloma różnorodnymi zbliżeniami jego twarzy, czy ciała. Dość powiedzieć, że z ekranu padnie nawet wprost „Jesteś doskonałym okazem człowieka”, czy „jesteś osobą, którą lepiej wygląda nago niż w ubraniach”.

Nie jest to filmowa wydmuszka, mimo, że kilka sekwencji spokojniej szybciej mogłoby wyartykułować swoją myśl. Wydaje się bowiem, że w tym chaosie za dużo jest zaś, no cóż… chaosu. Mimo wszystko teza „Człowiek jest zwierzęciem” jeszcze nigdy nie była pokazana w tak elegancki sposób. Warto.

Ocena: 7/10