Podwójna moralność – recenzja „Wojny”

Podwójna moralność – recenzja „Wojny”

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Wojna” / „Krigen” (2015)
„Wojna” / „Krigen” (2015) Źródło: Aurora Films
Afgańska prowincja, w której stacjonuje oddział duńskich żołnierzy, staje się świadkiem wojny rozumianej dwojako. Pierwsza toczy się między siłami NATO a Talibami, druga oznacza wewnętrzną walkę rozgrywającą się w głowie sierżanta Clausa Pedersena. Ofiarą pierwszej padają wojskowi i ludność cywilna, drugiej – moralność.

Tobias Lindholm stworzył film niezwykle pojemny treściowo: „Wojna” mieści w sobie dramat wojenny i dramat sądowy, rozterki jednostki i zbiorowości, obraz żołnierskiej służby i perypetie rodziny skazanej na rozłąkę. By sprostać wszystkim swym ambicjom, reżyser musiał odważyć składniki z precyzją zegarmistrza; wszak sukces tego projektu zależał od zastosowania odpowiednich proporcji. Zdaniem Akademii Filmowej sztuka ta udała się Duńczykowi na tyle, że „Wojna” zasłużyła na nominację do Oscara. Choć nie została Najlepszym filmem nieanglojęzycznym minionego roku, to świadczy o niezmiennie wysokim poziomie duńskiej kinematografii.

Scenarzysta „Polowania” portretuje człowieka w kryzysie. Pierwsza próba czeka sierżanta Clausa Pedersena podczas jednej z rutynowych misji, która przeradza się w krwawą wymianę ognia. Utrzymanie przy życiu jednego z żołnierzy wymaga wówczas nagięcia zasad. Decyzja podjęta przez dowódcę oddziału skutkuje nieoczekiwanymi konsekwencjami, te zaś – rozprawą sądową. W rezultacie Pedersen zostaje postawiony w kolejnej patowej sytuacji, która skazuje go na wybór między czystością sumienia a dobrem własnej rodziny. W świecie wykreowanym przez Lindholma nie ma szans na happy end, istnieje tylko mniejsze i większe zło.

Czytaj też:
Top 5: kino skandynawskie

„Wojna” jest więc filmem gatunkowo przełamanym na pół. Co ważne, część „duńska” pozostaje równie wstrząsająca co „afgańska”. Reżyser odmalował je z poruszającym realizmem: obrazki z frontu ociekają krwią żołnierzy, kobiet i dzieci; obrazki z sali sądowej to nie mniej brutalna walka o poszanowanie prawa. W obu przypadkach zaciera się granica pomiędzy tym, co słuszne i niesłuszne, prawe i niemoralne. „Wojnę” tworzy wiele odcieni szarości – koloru, którego depresyjna aura udziela się widzowi jeszcze na długo po seansie.  

Inna sprawa, że podobne pytania o płynność dobra i zła padły już ze srebrnego ekranu nie raz. Autor „Wojny” uderza w znane tony, choć uzupełnia je daleko idącą refleksją o podwójnej moralności bohaterów. Nie ucieka się jednak do otwartej krytyki: każdemu występkowi towarzyszą tu okoliczności łagodzące. Tym sposobem powstał film odważny w wymowie, niepokojący, skąpany w skandynawskim fatalizmie. Lindholm śmiało przeskoczył pole minowe banału – z powodzeniem wykonał zatem najtrudniejszy manewr, jakiego wymaga operacja „kino wojenne”. 

Ocena: 7/10