USA, lata 80. Barry Seal jest pilotem linii lotniczych, który dorabia sobie na boku, przemycając na teren Ameryki kubańskie cygara. Proceder zostaje zauważony przez Agenta CIA - Schaffera (niezły Domhaal Gleeson), który zamiast nagany czy nałożenia kary, składa mężczyźnie propozycję nie do odrzucenia. Barry miałby dalej latać samolotami, tylko że teraz dodatkowo robiłby zdjęcia na „groźnych terenach” Ameryki Środkowej i Południowej dla wglądu Agencji. Potem miałby jeszcze dostarczyć broń w odpowiednie miejsca…
Tak rozpoczyna się szalona przygoda głównego bohatera, okraszona kontaktami z kartelami, mafiosami, armią partyzancką, czy agentami różnych agencji rządowych. Mężczyzna, dzięki swojemu urokowi oraz wrodzonej smykałce biznesowej, inteligentnie lawiruje między poszczególnymi graczami wielkiej układanki i wciąż udaje mu się zachować twarz przed nic nie wiedzącą żoną. Historia Barry’ego opowiedziana jest zresztą w wyjątkowo ciekawy i przystępny sposób. Pilot, nagrywając taśmy wideo, w zwięzły sposób przedstawia wydarzenia, często okraszając je humorem czy celną anegdotą. Taki zabieg sprawia, że cały film oglądamy poprzez narrację z offu, która wielokrotnie dodaje smaku całej opowieści. Tak, jest chociażby w momencie, w którym bohater opowiada nam o Nicaragui, próbując zaznaczyć ją na mapie. Gdy pierwsze zaznaczenie się nie udaje, na ekranie ukazuje się przekreślenie i poprawne wpisanie nazwy w odpowiednim miejscu. Mały zabieg, który jednak ustawia lekki ton całego dzieła, które bądź co bądź opowiada o poważnych sprawach. Humorystyczne zacięcie reżysera oraz wielokrotnie wykorzystywany dynamiczny montaż, sprawiają jednak że historia staje się lekka i przyjemna. W sam raz na lato.
„Barry Seal” to także aktorski popis Toma Cruise’a, który po raz kolejny pokazuje, że potrafi wycisnąć wiele dobrego, jeśli dostanie godny uwagi materiał wyjściowy. Wydaje się wręcz, że „Król Przemytu” jest dla Cruise’a tym, czym dla Nicolasa Cage’a był występ w obrazie „Pan Życia i Śmierci” Andrew Niccola. Oparte na faktrach opowieści o handlarzach bronią najwyraźniej dobrze wpływają na aktorów, którzy wcześniej zaszufladkowani byli w powtarzających się rolach. Te postaci jednak potrafią wydobyć z nich skrywane połącie talentu i dzięki nim pokazują swoje rzadziej widziane, bardziej dramatyczne oblicze. Dzięki temu „Barry Seal” to jedna z najlepszych ról Cruise’a od lat.
„Barry Seal” to film, który pojawił się znikąd, a który ma szansę stać się przebojem końca lata. Lekki i przyjemny obraz, który pokazując jak łatwo wzbogadzić się w Ameryce, mają głowę na karku. A jednocześnie inteligentna opowieść ku przestrodze. Warto!
Ocena: 7,5/10