Szkoda, że ten utalentowany młody twórca kręci swoje dzieła tak rzadko, bo też od premiery kostiumowego dramatu „Daas” upłynęło 8 lat. „Wilkołak” został nagrodzony na ostatnim festiwalu w Gdyni statuetkami za najlepszą reżyserię oraz muzykę i są to laury jak najbardziej zasłużone.
Reżyser w swoim ostatnim dziele wypełnia zbanalizowaną strukturę jaką jest horror lokalną polską treścią, przez co film przybiera formę baśni tematyzującej holokaustową traumę będąc zresztą także w jakiejś mierze okrutnie ironiczną drwiną z formuły ugruntowanego z kolei w naszej tradycji kinematograficznej młodzieżowego filmu przygodowego.
Sam wstęp przypomina to, co widzieliśmy już w słynnym „Synu Szawła”. Sekwencja likwidacji hitlerowskiego obozu Gross – Rosen została zobrazowana przy użyciu podobnych technik, koncentrując się na grupie dzieci, które wypracowały w tej koszmarnej rzeczywistości pewne strategie przetrwania.
Po tej otwierającej fabule naturalistycznej scenie następuje przejście do tużpowojennych realiów prowizorycznego sierocińca położonego gdzieś w lasach Dolnego Śląska, w którym tymczasowo przebywają ocaleńcy. Co istotne, zagrożenia w dalszym ciągu istnieją i przybierają postać wygłodniałej hordy zdziczałych owczarków niemieckich otaczających ponure zamczysko, gdzie przebywają protagoniści.
Panek potrafi czerpać z dorobku światowego kina, aczkolwiek sam skromnie przyznał się do tego, że jeśli chodzi o typowe rekwizytorium kina grozy, czyli np. słynne „jump scare’y”, wobec lichych narodowych wzorców, technik tych uczył się w trakcie montażu korzystając ze schematów kina amerykańskiego. Przede wszystkim jego film ma coś z twórczości Romana Polańskiego, a to poprzez umiejętne kreowanie atmosfery osaczenia i sukcesywnie zaweżającej się fizycznej perspektywy. Gatunkowy kostium służy oczywiście czemuś innemu, niż tylko budowaniu nastroju, niemniej jednak także w tej materii reżyser odrobił lekcję.
Otóż z uwagi na pewną inflację w polskim kinie obrazów historycznych tworzonych często na obstalunek, tj. celem wyłącznie zobrazowania pewnego zjawiska, wydarzenia lub postaci, twórca „Wilkołaka” przy użyciu kameralnych środków i nienachalnych metafor (vide rzeczone psy, które zdają się być zamienionymi w zwierzęta nazistowskimi strażnikami) realizuje szereg zamierzeń.
Poza wyżej wspomnianym jest to także wnikliwa psychologiczna analiza zachowań ludzi dotkniętych niewyobrażalną z naszego punktu widzenia traumą, co znajduje wyraz w umiejętnym prowadzeniu młodych aktorów, ale też i przybliżenie współczesnemu widzowi pewnego momentu historycznego w polskiej najnowszej historii, który wbrew pozorom nie został jeszcze należycie zidentyfikowany, a odnosi się do okresu chaosu i anarchii zaraz po wyzwoleniu w 1945 r., gdzie instytucje państwa polskiego miały się dopiero formować. Co prawda zniknęły stare zagrożenia, ale pojawiło się szereg nowych. Wreszcie, Panek biorąc na warsztat pewną mitologię – bardziej lub mniej wyobrażoną – odnoszącą się do tego regionu, rozpracowuje baśniowość Dolnego Śląska znacznie bardziej udanie, niż Borys Lankosz w ekranizacji powieści Joanny Bator „Ciemno, prawie noc”, która ma miejsce na obszarze Wałbrzycha.
Ocena: 8/10
Oceniał: Michał Mielnik
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.