Po pierwsze – „Gra o tron” to przede wszystkim serial, w którym różni ludzie rozmawiają ze sobą w różnych pomieszczeniach. To zdanie streszcza wprawdzie większość dzieł kultury, ale trzeba przyznać, że przy epickim dramacie fantasy, jakim jest serial na podstawie powieści Georga R.R Martina, człowiek czasami spodziewa się czegoś więcej niż (wciągających, to prawda), rozmów.
Po drugie – „Winterfell” to tak naprawdę przegląd wojsk i przypomnienie rozstawienia figur na mapie. Akcja nie pognała do przodu, a jedynie podkreśliła to, co wiedzieliśmy już z finałowego odcinka sezonu siódmego. Widzimy, kto gdzie znajduje się na mapie Westeros i Essos. W kwestii wydarzeń, a także w kwestii rzeczy, które internet mógłby nam zaspoilerować przed premierą, odcinek nie obfituje w momenty, które wywołają prawdziwy szok na naszych twarzach, jak miewało to miejsce w przeszłości.
Galeria:
8. sezon serialu „Gra o Tron” na zdjęciach
„Winterfell” w zasadzie podkreśla jedynie przesłanie serialu, które wielokrotnie pojawiało się na ekranie – „Wiedza to potęga”*. Premierowy odcinek finałowego sezonu można bowiem określić jako zestawienie reakcji ludzi na różnorodne informacje, których dowiadują się później niż widzowie. My zdążyliśmy się już z nimi oswoić, teraz możemy zobaczyć, jak niektóre rewelacje wpłyną na zachowanie bohaterów. Właśnie – dopiero „wpłyną”. Przyjdzie nam jeszcze czekać, aby zobaczyć konsekwencje słów, które padną, gdyż dotychczasowe reakcje były dość wyważone.
„Winterfell” można zatem określić, jako „ciszę przed burzą”, czy raczej „ciszę przed zamiecią śnieżną”, która już za chwilę zapuka do bram. Tym razem to nie twisty fabularne rodzą nasze emocje, a zwyczajne pojawienie się postaci, których nie tylko dawno nie widzieliśmy na ekranie, ale także, a może przede wszystkim – fakt, że widzą siebie nawzajem postaci, które nie widziały się niemal od początku serialu. Pod tym względem najlepsza jest finałowa scena odcinka, w której możemy oglądać spotkanie nietypowego duetu, który nie widział się od początku pierwszego sezonu. Fakt, że obie postaci są teraz w zasadzie diametralnie różnymi osobami, sprawia, że scena wywołuje w nas prawdziwe emocje. Dodając do tego, jak bardzo zmieniła się także optyka patrzenia widza na obu bohaterów, widać, że twórcy mają wyraźnie rozpisany emocjonalny plan wydarzeń końcówki serialu. Nic dziwnego, że wcielająca się w Aryę Stark, Maise Williams, podkreślała w wywiadach, że wiele scen ostatniego sezonu będzie bezpośrednio odnosić się do momentów, znanych z premierowych odcinków. Ostatnie sceny „Winterfell” dokładnie pokazują o co jej chodziło i na jakiej zasadzie mają działać te skojarzenia.
Tym, co zaskakuje w premierze ostatniego sezonu to także fakt, że po wyjątkowo dramatycznej końcówce poprzedniej serii, dostajemy tu niezwykle dużo humoru. Bardzo wiele scen podprowadzanych jest głównie dla zabawnej puenty, przypominając o charakterze postaci, które zdają się nie tracić humoru, nawet w niezwykle dramatycznych chwilach, czyli w przededniu wojny totalnej. Jest to niezwykle ciekawe zagranie, w pełni współgrające jednak ze stylistyką serialu, znaną od samego początku, a która nieco się zmieniła w ostatnich seriach, skupionych na dramatycznym położeniu postaci.
„Winterfell” jest jedynie niezłym odcinkiem, który pozwala nam wyciągnąć szachownicę z pod łóżka i na nowo rozstawić na niej pionki. Biorąc pod uwagę ile czasu przyszło widzom czekać na tę premierę, trudno nie pozbyć się uczucia niedosytu. Człowiek zwyczajnie chciałby otrzymać więcej. Od czego jednak są przystawki? Zatem – byle do dania głównego i następnego tygodnia!
Czytaj też:
„Gra o tron” – przypominamy postaci, które zginęły w 7. sezonie