Film „Pewnego razu w... Hollywood”, który otrzymał 7-minutową owację na stojąco po premierze na Festiwalu Filmowym w Cannes, opowiada o losach zmagającego się aktora Ricka Daltona (Leonardo DiCaprio) i jego dublera-kaskadera Cliffa Bootha (Brad Pitt), którzy próbują ożywić swoje kariery. Ich historie łączą się z losami Sharon Tate (Margot Robbie), która przeprowadza się w te okolice, gdzie zostaje zamordowana przez członków grupy Charlesa Mansona (Damon Herriman). W filmie zobaczymy też po raz ostatni Luke'a Perry'ego, który zagrał w nowej produkcji Tarantino tuż przed swoją śmiercią w marcu 2019 roku.
Podczas premiery w Los Angeles Margot Robbie miała na sobie białą sukienkę Chanel Couture oraz złotą torebkę od Chanel, która przypominała te z lat 60. Leonardo DiCaprio miał na sobie granatowy garnitur, a Brad Pitt w odcieniach szmaragdowej zieleni.
Na premierze pojawiło się też kilka sławnych par, w tym Britney Spears i jej chłopak Sam Asghari oraz Vanessa Hudgens oraz jej partner Austin Butler, który niedługo wcieli się w rolę samego Elvisa Presleya.
Gwiazdy zgotowały także niemałą niespodziankę widowni programu „Jimmy Kimmel Live”. Na samym początku, podczas gdy prowadzący Jimmy Kimmel wygłaszał swój „monolog”, na scenę najpierw weszła Margot Robbie, później Brad Pitt, a następnie Leonardo DiCaprio. Podczas gdy dwie pierwszej gwiazdy tłumaczyły, że chcą w ten sposób po prostu skrócić sobie drogę na premierę, która odbywa się dosłownie po drugiej stronie ulicy, DiCaprio zaprosił na nią całą widownię.
Czytaj też:
Będzie „Kill Bill: Vol 3”? Quentin Tarantino zdradził, że rozmawiał o tym z Umą Thurman
Gwiazdy na premierze filmu „Pewnego razu... w Hollywood” w Los Angeles