20. rocznica kultowej serii. „Cynicznie i celowo zagrano podziałami etnicznymi”

20. rocznica kultowej serii. „Cynicznie i celowo zagrano podziałami etnicznymi”

„Szybcy i wściekli” – kadr z filmu
„Szybcy i wściekli” – kadr z filmu Źródło:Materiały prasowe
Ponad sześć miliardów dolarów przychodu i status jednej z najbardziej kultowych serii w historii kina. Dwadzieścia lat temu twórcy „Szybkich i wściekłych” nawet nie śnili o tym, że ich prosty tani film zamieni się w międzynarodowy fenomen.

Równo 20 lat minęło wczoraj. Premiera pierwszej odsłony „Szybkich i wściekłych” miała miejsce 18 czerwca 2001 roku i wcale nie zwiastowała cyklu. W zasadzie to nie zwiastowała niczego.

Reżyser Rob Cohen przeczytał w jednym z magazynów reportaż o nielegalnych wyścigach na ulicach Nowego Jorku i do tego stopnia zżył się z tematem, że na spotkaniu z producentami z Universal Studio opowiedział o pomyśle na film, którego akcja miałyby się toczyć w środowisku ludzi biorących udział w takich zakazanych zawodach.

Miejsce akcji z Nowego Jorku przeniesiono do Los Angeles. Główną rolę dostał kumpel Cohena, z którym nakręcił poprzedni film („The Skulls”), młody aktor Paul Walker. Z drugą główną rolą był problem.

Studio nalegało na Timothy'ego Olyphanta, ale ten odmówił. Reżyser zaproponował nikomu wówczas nieznanego Vina Diesela.

Był rok 1999, Diesel miał 32 lata i małe role na koncie. Podczas negocjacji roli w „Szybkich” właśnie wchodził na plan „Pitch Back”, które miało dopiero zacząć budować jego pozycję.

Po wielu bataliach studio zgodziło się na aktora, który jeszcze nic nie pokazał – ale chciało zabezpieczenia. Jeśli mieli wydać czterdzieści milionów, musieli wiedzieć, że uda im się wyjść na zero.

Tak do „Szybkich i wciekłych" dopisano kilka elementów, które miały sprawić że będą „skazani na sukces”.

Źródło: Wprost