„Niezłe, jak na kobietę”. Agnieszka Holland szczerze o różnicach płci w kinie

„Niezłe, jak na kobietę”. Agnieszka Holland szczerze o różnicach płci w kinie

Agnieszka Holland
Agnieszka Holland Źródło: Newspix.pl / ABACA
Jej talent i filmy zachwycają na całym świecie. Na swoim koncie ma szereg nagród i współpracę z najlepszymi aktorami, w tym hollywoodzkimi gwiazdami. Dlaczego zajęła się reżyserią? Kim chciała być w młodości? Co to znaczy być kobietą w kinie? Dlaczego pobyt w więzieniu uważa, za pozytywne doświadczenie? O tym z Agnieszką Holland rozmawiała Małgorzata Szumowska.

„KinoGram” to więcej niż kino. To ośrodek, w którym dzieją się wydarzenia filmowe i kulturalne. Swoją siedzibę ma w nim również stowarzyszenie zrzeszające największe nazwiska polskiego kina, czyli Gildia Reżyserów Polskich. Dzięki temu odbyło się spotkanie dwóch niezwykłych kobiet – Małgorzaty Szumowskiej i Agnieszki Holland.

Małgorzata Szumowska: Ja bardzo długo nie wiedziałam, czy chcę być reżyserem. Wiedziałam jedynie, że chciałabym coś tworzyć. Momentem, kiedy zrozumiałam, co chcę robić, był twój film „Kobieta samotna”, o czym mówiłam Ci wiele razy. Ten film zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Był bardzo smutny, bardzo mroczny i brutalny, jak wiele z twoich filmów. Ten pazur, fakt, że ten film był taki niepokojący, wywołał we mnie tęsknotę, by robić coś takiego, właśnie z tym pazurem i niepokojem, co dla tak młodej kobiety, a miałam wówczas 25 lat, było dość nietypowe. Nie zastanawiałam się wtedy, co to znaczy, że reżyserka jest kobietą, ale gdzieś pod świadomie stałaś się automatycznie moją idolką. Wtedy w ogóle nie myślałam o płci. Dopiero teraz pojawiła się, na szczęście ta rewolucja w kinie. A Ty? Czy chciałaś być reżyserką, czy po prostu chciałaś tworzyć? Pisałaś na przykład wiersze?

Agnieszka Holland: Wiersze pisałam dwa razy w życiu. Moja biografka, Karolina Pasternak, która właśnie kończy książkę o mnie, buszowała w moich papierach i właśnie znalazła moje wiersze. Co ciekawe te wiersze, to ja zawsze pisałam na emigracji. Pisałam je w Pradze, po dwuletnim pobycie i pisałam je wtedy po czesku. Ich autorem był stworzony przeze mnie Żyd z Kapsztadu, którego postanowiłam zgłosić na egzaminy wstępne do Szkoły Filmowej na reżyserię. Musiałam mu więc przygotować tak zwaną teczkę i w niej były właśnie owe wiersze oraz trzy opowiadania „Martwe wątki z Kapsztadu”. Nazywały się „Teza”, „Antyteza” i „Proteza”. Były straszliwie nieprzyzwoite i spowodowały niemałe zamieszanie, szczególnie wśród sekretarek. Ten mój stworzony kandydat przeszedł przez pierwszy etap, ale ja skrewiłam i doszłam do wniosku, że nie odbędzie się kolejny egzamin. Drugi raz zaczęłam pisać wiersze, gdy znalazłam się na nieplanowanej zupełnie emigracji w Paryżu i można będzie je przeczytać w książce o mnie.

Źródło: WPROST.pl / KinoGram