Wchodzący do polskich kin 24 sierpnia „Zakochani w Rzymie“kończą serię europejskich filmów Woody Allena. Powstały dlatego, że cztery europejskie kraje wyłożyły niezłą kasę. Ale - udowadnia magazyn „Film“ w swoim sierpniowym numerze - opłaciło się: krajom, miastom, reżyserowi... no i widzom.
Siedem ze swoich ostatnich ośmiu filmów Woody Allen nakręcił w Europie. Zestawienie tym bardziej zaskakujące, że wcześniej Allen niechętnie ruszał się z Nowego Jorku. „Jestem dzieckiem nowojorskich ulic. Lubię zasypiać w swoim własnym łóżku, uwielbiam nowojorskie wschody i zachody słońca“, mówił. Tymczasem, poczynając od 2004 roku, Allen jest stałym bywalcem na Starym Kontynencie, czyniąc europejskie metropolie scenerią swoich kolejnych filmów.
Europejską przygodę zaczął od „Wszystko gra“ (2005), komedii rozgrywającej się w Londynie. Potem odwiedził Barcelonę i Paryż. A swój najnowszy film, „Zakochani w Rzymie“ – jak sam tytuł podpowiada – nakręcił we włoskiej stolicy. W tym okresie tylko raz zdecydował się na zdjęcia w Nowym Jorku („Co nas kręci, co nas podnieca“, 2009). Co stoi za tą fascynacją Europą? Odpowiedź jest prozaiczna – pieniądze. Allen nie ukrywa, że to właśnie one stały się głównym (jeżeli nie jedynym) powodem, dla którego postanowił kręcić filmy w Europie. USA zrobiły się dla niego za drogie. Przeciętny koszt jego filmu to 15 milionów dolarów.
„Ponieważ Nowy Jork jest takim wspaniałym miastem, zaczął przyciągać wysokobudżetowe produkcje, co podniosło koszty kręcenia filmów. Kiedy dysponujesz budżetem w wysokości 40 czy 80 czy wręcz 120 milionów dolarów, nie jest to dla ciebie problemem. Ale kiedy tak, jak ja, ma się tylko 15 milionów budżetu, to masz poważny problem“, mówił magazynowi „Interview“.
Coraz też trudniej było znaleźć chętnych do sfinansowania kolejnych projektów Allena. W USA jego filmy cieszą się umiarkowanym zainteresowaniem wśród publiczności. Zarabiają przede wszystkim w Europie, gdzie nazwisko reżysera to marka: wpływy z „O północy w Paryżu“ wyniosły rekordowe 151 mln dolarów, „Vicky Cristina Barcelona“ – 96 mln, a „Wszystko gra“ – 88 mln. Na dodatek amerykańscy producenci chcieliby mieć wpływ na scenariusz i obsadę. A na to Allen godzić się nie chciał. „Kiedy inwestujesz w film Woody’ego Allena, nie dostajesz scenariusza do przeczytania, nie masz wpływu na obsadę, nie oglądasz tzw. dailies (zdjęcia z danego dnia – od red.), mówi o stylu pracy swojego brata, Letty Aronson, która jest także współproducentką jego filmów. A jednak w Europie – jak widać – to się opłaca.
Teraz Allen ma oferty z Brazyli i Izraela...
Szczegóły w sierpniowym magazynie „Film“.
Europejską przygodę zaczął od „Wszystko gra“ (2005), komedii rozgrywającej się w Londynie. Potem odwiedził Barcelonę i Paryż. A swój najnowszy film, „Zakochani w Rzymie“ – jak sam tytuł podpowiada – nakręcił we włoskiej stolicy. W tym okresie tylko raz zdecydował się na zdjęcia w Nowym Jorku („Co nas kręci, co nas podnieca“, 2009). Co stoi za tą fascynacją Europą? Odpowiedź jest prozaiczna – pieniądze. Allen nie ukrywa, że to właśnie one stały się głównym (jeżeli nie jedynym) powodem, dla którego postanowił kręcić filmy w Europie. USA zrobiły się dla niego za drogie. Przeciętny koszt jego filmu to 15 milionów dolarów.
„Ponieważ Nowy Jork jest takim wspaniałym miastem, zaczął przyciągać wysokobudżetowe produkcje, co podniosło koszty kręcenia filmów. Kiedy dysponujesz budżetem w wysokości 40 czy 80 czy wręcz 120 milionów dolarów, nie jest to dla ciebie problemem. Ale kiedy tak, jak ja, ma się tylko 15 milionów budżetu, to masz poważny problem“, mówił magazynowi „Interview“.
Coraz też trudniej było znaleźć chętnych do sfinansowania kolejnych projektów Allena. W USA jego filmy cieszą się umiarkowanym zainteresowaniem wśród publiczności. Zarabiają przede wszystkim w Europie, gdzie nazwisko reżysera to marka: wpływy z „O północy w Paryżu“ wyniosły rekordowe 151 mln dolarów, „Vicky Cristina Barcelona“ – 96 mln, a „Wszystko gra“ – 88 mln. Na dodatek amerykańscy producenci chcieliby mieć wpływ na scenariusz i obsadę. A na to Allen godzić się nie chciał. „Kiedy inwestujesz w film Woody’ego Allena, nie dostajesz scenariusza do przeczytania, nie masz wpływu na obsadę, nie oglądasz tzw. dailies (zdjęcia z danego dnia – od red.), mówi o stylu pracy swojego brata, Letty Aronson, która jest także współproducentką jego filmów. A jednak w Europie – jak widać – to się opłaca.
Teraz Allen ma oferty z Brazyli i Izraela...
Szczegóły w sierpniowym magazynie „Film“.