Ma 43 lata, mieszka w Nashville i twierdzi, że najbardziej ceni w życiu spokój. Ale kocha też kino. siódmego października HBO pokaże obraz „Hemingway i Gellhorn” z Nicole Kidman w roli słynnej pisarki i żony Ernesta Hemingwaya.
Krzysztof Kwiatkowski: Za rolę Virginii Woolf zdobyła pani Oscara, teraz wciela się pani w reporterkę Marthę Gellhorn. Co jest trudnego w graniu prawdziwej postaci?
Nicole Kidman: Łączy się z większą odpowiedzialnością. Martha Gellhorn zostawiła córkę, żyje wielu członków jej rodziny. Czułam ich zaufanie. Ale jestem aktorką, muszę interpretować swoje bohaterki. Czytałam dużo prac, listów, wywiadów z Gellhorn. Zaimponowała mi wolnością myślenia, bezkompromisowością, krytycznym spojrzeniem na rzeczywistość. Ciągle zbyt mało mówi się o kobietach, które wychodzą światu naprzeciw, ryzykują, pielęgnują swój nonkonformizm.
Gellhorn w wieku 20 lat ruszyła do Europy jako reporterka.
Uważała to za swój obowiązek. Chciała uczestniczyć w wydarzeniach w najbardziej zapalnych rejonach globu, brała plecak, przebijała się przez męski świat ówczesnych dziennikarzy. W latach 30. relacjonowała wojnę w Hiszpanii, a później choćby wietnamską. Była wspaniałą pisarką, którą historia zapamiętała jako trzecią żonę Hemingwaya.
Film Philipa Kaufmana również jest portretem ich relacji.
Hemingwayowi poświęcono już wystarczająco dużo celuloidu. Philip skupił obiektyw kamery na Marthcie i na tym, jak relacja z pisarzem na nią wpłynęła. To był prowokujący, stymulujący, pełen chemii związek. Tyle że nie miał szans na przetrwanie. Gellhorn nie umiała prowadzić codziennego, zwyczajnego życia. Dusiła się w nim. Ale za to na własne oczy, z bliska, obejrzała niemal całą historię XX w. Dzisiaj, kiedy świat poznaje się za pomocą ekranu telewizora, robi to jeszcze większe wrażenie.
Aktorzy często jeżdżą w podróże do krajów pochłoniętych przez wojny i biedę, wspierają ofiary konfliktów, adoptują afrykańskie dzieci. Panią takie podróże nie interesują?
Nie muszę przemierzać globu, aby aktywnie działać społecznie. Wspieram finansowo wiele inicjatyw, pracuję w dziecięcym szpitalu, biorę udział w kampaniach społecznych poświęconych walce z rakiem albo uświadamianiu kobietom problemu przemocy domowej. Zaangażowanie w akcje humanitarne to dla mnie także rekompensata za niezrealizowane plany. Mam jeszcze swoje pisane do szuflady teksty z okresu nastoletniego, kiedy marzyłam o dziennikarstwie. Powiedziałam o tym ojcu, który kiwnął afirmatywnie głową. Było mu wszystko jedno, kim zostanę, pod warunkiem że będę szczęśliwa i że nie będę aktorką.
Przecież zadebiutowała pani jako sześciolatka. Ktoś musiał panią na przesłuchanie zaprowadzić.
Ojciec traktował to trochę jak żart. W końcu dzieci biorą udział w kółkach teatralnych i z tego wyrastają. Tata w to uwierzył dopiero wtedy, gdy w wieku 17 lat kupiłam sobie za pieniądze z gaży kawalerkę. Ale chyba do dzisiaj nie zaakceptował mojego zawodu i czeka, aż pójdę na zaoczne prawo.
Z Australii pochodzi wiele hollywoodzkich gwiazd. Russell Crowe, Naomi Watts, Cate Blanchett, Hugh Jackman, Heath Ledger. Co jest takiego w tym kontynencie?
Żyje na nim niewiele ponad 20 mln ludzi. Dorastając, jest się otoczonym przez olbrzymie, puste przestrzenie. Dlatego nieustannie szuka się czegoś do zrobienia. Jako dziecko zapuszczałam się z ojcem w głąb kraju, odkrywałam naturę. Australijczycy od dziecka pragną przygody w swoim nudnym świecie. Dla mnie stało się nią kino.
Pamięta pani swój przyjazd do USA?
Jasne, byłam trochę zagubioną dziewczyną, miałam 19 lat. Targały mną marzenia, ale nie sądziłam, że tak szybko złapię szczęście za nogi. Chwilę później obudziłam się, miałam agenta, na moim stoliku nocnym zaczęły się pojawiać scenariusze.
Nie zagubiła się pani w tym wszystkim?
Nie żałuję niczego z tamtego czasu, więc nie. Chyba miałam dobrze poukładane w głowie, nie imponował mi wielki świat. Z domu wyniosłam przekonanie, że najważniejsze to dbać o bliskich. Kiedy wyszłam za Toma Cruise’a, umiałam wiele dla tego związku poświęcić.
Łatwo jest łączyć zwyczajne życie i aktorstwo?
Nieprzyjemne jest życie w błysku fleszy, pod ciągłym ostrzałem mediów. Ale co ja takiego mogę ukrywać? Byłam z Tomem, bardzo przeżyłam rozstanie. Teraz związałam się ze wspaniałym facetem. Jestem dumna ze swoich dzieci. Najstarsze są nieco rozdrażnione popularnością rodziców. Zresztą to w nich lubię – nigdy nie lansowały się w szkole na matkę aktorkę.
Cały wywiad z Nicole Kidman będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"
Nowy numer "Wprost" od 12.00 w niedzielę jest dostępny w formie e-wydania. Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.
Nicole Kidman: Łączy się z większą odpowiedzialnością. Martha Gellhorn zostawiła córkę, żyje wielu członków jej rodziny. Czułam ich zaufanie. Ale jestem aktorką, muszę interpretować swoje bohaterki. Czytałam dużo prac, listów, wywiadów z Gellhorn. Zaimponowała mi wolnością myślenia, bezkompromisowością, krytycznym spojrzeniem na rzeczywistość. Ciągle zbyt mało mówi się o kobietach, które wychodzą światu naprzeciw, ryzykują, pielęgnują swój nonkonformizm.
Gellhorn w wieku 20 lat ruszyła do Europy jako reporterka.
Uważała to za swój obowiązek. Chciała uczestniczyć w wydarzeniach w najbardziej zapalnych rejonach globu, brała plecak, przebijała się przez męski świat ówczesnych dziennikarzy. W latach 30. relacjonowała wojnę w Hiszpanii, a później choćby wietnamską. Była wspaniałą pisarką, którą historia zapamiętała jako trzecią żonę Hemingwaya.
Film Philipa Kaufmana również jest portretem ich relacji.
Hemingwayowi poświęcono już wystarczająco dużo celuloidu. Philip skupił obiektyw kamery na Marthcie i na tym, jak relacja z pisarzem na nią wpłynęła. To był prowokujący, stymulujący, pełen chemii związek. Tyle że nie miał szans na przetrwanie. Gellhorn nie umiała prowadzić codziennego, zwyczajnego życia. Dusiła się w nim. Ale za to na własne oczy, z bliska, obejrzała niemal całą historię XX w. Dzisiaj, kiedy świat poznaje się za pomocą ekranu telewizora, robi to jeszcze większe wrażenie.
Aktorzy często jeżdżą w podróże do krajów pochłoniętych przez wojny i biedę, wspierają ofiary konfliktów, adoptują afrykańskie dzieci. Panią takie podróże nie interesują?
Nie muszę przemierzać globu, aby aktywnie działać społecznie. Wspieram finansowo wiele inicjatyw, pracuję w dziecięcym szpitalu, biorę udział w kampaniach społecznych poświęconych walce z rakiem albo uświadamianiu kobietom problemu przemocy domowej. Zaangażowanie w akcje humanitarne to dla mnie także rekompensata za niezrealizowane plany. Mam jeszcze swoje pisane do szuflady teksty z okresu nastoletniego, kiedy marzyłam o dziennikarstwie. Powiedziałam o tym ojcu, który kiwnął afirmatywnie głową. Było mu wszystko jedno, kim zostanę, pod warunkiem że będę szczęśliwa i że nie będę aktorką.
Przecież zadebiutowała pani jako sześciolatka. Ktoś musiał panią na przesłuchanie zaprowadzić.
Ojciec traktował to trochę jak żart. W końcu dzieci biorą udział w kółkach teatralnych i z tego wyrastają. Tata w to uwierzył dopiero wtedy, gdy w wieku 17 lat kupiłam sobie za pieniądze z gaży kawalerkę. Ale chyba do dzisiaj nie zaakceptował mojego zawodu i czeka, aż pójdę na zaoczne prawo.
Z Australii pochodzi wiele hollywoodzkich gwiazd. Russell Crowe, Naomi Watts, Cate Blanchett, Hugh Jackman, Heath Ledger. Co jest takiego w tym kontynencie?
Żyje na nim niewiele ponad 20 mln ludzi. Dorastając, jest się otoczonym przez olbrzymie, puste przestrzenie. Dlatego nieustannie szuka się czegoś do zrobienia. Jako dziecko zapuszczałam się z ojcem w głąb kraju, odkrywałam naturę. Australijczycy od dziecka pragną przygody w swoim nudnym świecie. Dla mnie stało się nią kino.
Pamięta pani swój przyjazd do USA?
Jasne, byłam trochę zagubioną dziewczyną, miałam 19 lat. Targały mną marzenia, ale nie sądziłam, że tak szybko złapię szczęście za nogi. Chwilę później obudziłam się, miałam agenta, na moim stoliku nocnym zaczęły się pojawiać scenariusze.
Nie zagubiła się pani w tym wszystkim?
Nie żałuję niczego z tamtego czasu, więc nie. Chyba miałam dobrze poukładane w głowie, nie imponował mi wielki świat. Z domu wyniosłam przekonanie, że najważniejsze to dbać o bliskich. Kiedy wyszłam za Toma Cruise’a, umiałam wiele dla tego związku poświęcić.
Łatwo jest łączyć zwyczajne życie i aktorstwo?
Nieprzyjemne jest życie w błysku fleszy, pod ciągłym ostrzałem mediów. Ale co ja takiego mogę ukrywać? Byłam z Tomem, bardzo przeżyłam rozstanie. Teraz związałam się ze wspaniałym facetem. Jestem dumna ze swoich dzieci. Najstarsze są nieco rozdrażnione popularnością rodziców. Zresztą to w nich lubię – nigdy nie lansowały się w szkole na matkę aktorkę.
Cały wywiad z Nicole Kidman będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"
Nowy numer "Wprost" od 12.00 w niedzielę jest dostępny w formie e-wydania. Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.