Na początku filmu widz dowiaduje się, że fabuła została oparta na prawdziwych wydarzeniach. Ale podczas seansu, z powodu przezroczystej narracji, łatwo zapomnieć o słówku „oparta” i traktować opowieść Bigelow niemal jak dokumentalne odwzorowanie historycznych wydarzeń.
Właściwa akcja „Wroga numer jeden” rozpoczyna się w dwa lata po atakach na World Trade Center. Wcześniej, co niewątpliwie ma pomóc widzom w obraniu właściwej perspektywy, przypomina nam się o tamtych wydarzeniach. Zostaje to osiągnięte w sposób skrajnie wybiórczy, a jednocześnie sugestywny: słyszymy autentyczne nagranie, w którym kobieta uwięziona w WTC prosi przez telefon o pomoc.
Następna scena przedstawia torturowanie więźnia podejrzanego o terroryzm. Taka kolejność zdarzeń wyraźnie nam sugeruje: po zamachu terrorystycznym na USA użycie tortur stało się usprawiedliwione. Nie spodziewajmy się jednak po „Wrogu…” subtelnych pytań etycznych. Film od tortur płynnie przechodzi do sedna sprawy, czyli do polowania na Osamę bin Ladena. Można to uznać za manipulację, ale nie można zaprzeczyć, że Bigelow przeprowadza swą tezę bardzo zgrabnie.
Tortury, które przeprowadza CIA w amerykańskiej bazie w Pakistanie, obserwuje z podobnej perspektywy jak my (czyli całkowicie z zewnątrz) agentka o imieniu Maya, grana przez Jessikę Chastain. Na jej oczach więzień jest podtapiany i upokarzany psychicznie. Bohaterka tylko na początku odwraca wzrok od okropnych obrazów. Niedługo potem weźmie udział w procederze na podobnych zasadach jak jej koledzy – choć nigdy nie zobaczymy, by okazywała taką brutalność jak oni. Gdy będzie kończyła się era Busha, usłyszy: „Nie chcesz być tą, która na zdjęciu ostatnia trzyma więźnia na smyczy”, co dobitnie podsumowuje hipokryzję USA w traktowaniu więźniów wojennych.
„Wróg…” ukazuje kolejne porażki CIA w walce z terroryzmem. Wysiłki agencji ciągną się przez osiem lat, co rusz utykając w martwym punkcie. Nieatrakcyjny materiał na hollywoodzkie kino? Rzeczywiście, „Wróg…” przeczy standardowym prawidłom budowania wciągającej akcji, a mimo to wciąga z mocą, jaką mało który film sensacyjny jest w stanie uzyskać.
Gdy w śledztwie wreszcie nastąpi przełom, niewiele osób prócz Mai będzie wierzyć w możliwość ujęcia wroga numer jeden. Tylko dzięki jej nieustępliwości będzie możliwe przeprowadzenie akcji, której przebieg znamy dokładnie z mediów: atak oddziałów SEALS na kryjówkę bin Ladena.
Maya jest daleka od stereotypu kobiety w mundurze. Na jej subtelną powierzchowność składają się bujne rude włosy i słodki głos, który tylko z rzadka podnosi. Może najlepiej sposób konstrukcji bohaterki określa kwestia, którą wypowiada jeden z jej przełożonych (James Gandolfini). Gdy ktoś komentuje, że Maya jest bystra, on odpowiada: „Wszyscy jesteśmy bystrzy” i pozostawia w domyśle pytanie o to, co ją wyróżnia. Analogicznie buduje postać Bigelow. Nie uzyskamy wprost odpowiedzi na najważniejsze pytania: czemu to właśnie Mai udało się ująć najniebezpieczniejszego terrorystę? Skąd jej determinacja?
„Wróg…” pozornie odwraca mechanizm poprzedniego filmu Bigelow, czyli oscarowego „Hurt Lockera”, w którym typowy męski charakter brał udział w typowo męskim zadaniu. Mimo to film (napisany zresztą przez tego samego scenarzystę), w gruncie rzeczy przedstawia podobną historię, w której wojna jest podstawową kategorią pojmowania świata, a takie czynniki jak płeć czy motywacje bohatera mają drugorzędne znaczenie.
WRÓG NUMER JEDEN
(Zero Dark Thirty)
USA 2012
reż. Kathryn Bigelow,
scen. Mark Boal,
zdj. Greig Fraser,
muz. Alexandre Desplat,
wyst. Jessica Chastain, Jason Clarke, Mark Strong,
czas 157 min,
dystrybucja Monolith Films
Premiera: 8 lutego 2013