1.
Czym skorupka za młodu… Na wizerunek miłego, sypiącego inteligentnymi żartami pana Bill Murray pracował przez lata. Jednak jako młody człowiek nie rokował najlepiej. W wieku 21 lat został zatrzymany przez policję za handel marihuaną. Sąd wydał na niego wyrok więzienia w zawieszeniu, a okolicznością łagodzącą było wyznanie przez przyszłą gwiazdę szczerej skruchy. Ten wybryk nie uszedł uwadze uczelni, w której kształcił się Murray; uniwersytet Regis w Denver skreślił go z listy studentów. Zabawna puenta? W roku 2007 ta sama uczelnia przyznała mu tytuł doktora honoris causa.
2.
Bill I Szczodrobliwy
Film to nie wszystko – wydaje się, że taką sentencję Bill Murray ma zawieszoną nad łóżkiem. Poza aktorstwem ochoczo flirtuje z biznesem; jest współwłaścicielem restauracji Caddy Shack w miejscowości St.Augustine na Florydzie, inwestuje także w drużyny baseballowe. Ale aktor równie chętnie dzieli się pieniędzmi w szczytnych celach. W 1987 roku sfinansował budowę mieszkań dla starszych, schorowanych osób w rodzinnym Chicago.
3.
Wielki improwizator
W Hollywood Bill Murray uchodzi za ekscentryka. Nie ma prywatnego stylisty – no dobrze, to akurat nie jest dużym odstępstwem od normy. Ale Murray nie ma także własnego prawnika oraz – i to uznawane jest już w Fabryce Snów za wariactwo – agenta! Kto chce zaproponować mu rolę, ten musi do niego zadzwonić, choć sam aktor przyznaje, że telefony odbiera raczej rzadko. Wszystko po to, by zachować jak największą niezależność. Narzekają na nią pracujący z nim reżyserzy, ponieważ nie jest tajemnicą, że aktor nie przepada za uczeniem się ról na pamięć, a na planie zazwyczaj improwizuje.
4.
Nie pije z brudnego kubka
Jeśli któregoś dnia spotkacie Billa Murraya na ulicy, możecie bez żadnych obaw podejść i zaprosić go na własną imprezę. Aktor jest bowiem fanem niezapowiedzianych wizyt na czyichś „domówkach”… Przykład? Niejaka Lykke Stavnef natrafiła na Murraya spacerującego po ulicy miasteczka St. Andrews. Ponieważ dziewczyna organizowała tego dnia studencką imprezę we własnym mieszkaniu, postanowiła spontanicznie go zaprosić. Bill Murray zgodził się bez wahania. Jak wielkie musiało być zdumienie gospodyni, gdy gwiazdor zaraz po wejściu rzucił się do zmywania brudnych naczyń! A potem poprosił o nalanie mu wódki do uprzednio wyczyszczonego kubka.
5.
Cohen, nie Coen
Pewnego dnia Bill Murray dostał propozycję podłożenia głosu Garfielda w kinowej wersji jego przygód. Jego uwagę zwróciło zwłaszcza nazwisko scenarzysty – był nim Joel Cohen. Murray przyjął rolę bez wahania, ponieważ sądził, że chodzi o jednego z braci Coenów, których prywatnie uwielbia. Dopiero na planie okazało się, że przy „Garfieldzie” będzie współpracować z Joelem Cohenem, a nie Joelem Coenem. Podobno aktor był tą pomyłką dość rozeźlony, ale pozostaje zagadką, jakim cudem zgodził się dwa lata później zagrać w se quelu filmu.