Wielka Brytania, początek lat 80. Odtwarzacz kaset wideo przestaje być dobrem luksusowym. O ile jego cena nadal przekracza możliwości finansowe wielu rodzin, o tyle wypożyczenie magnetowidu na parę tygodni to wydatek rzędu zaledwie kilkunastu funtów. To okres boomu kasetowego i dystrybucyjnej samowolki. Praktyczny brak przepisów regulujących rynek jest równoznaczny z cichym przyzwoleniem na rozpowszechnianie za pośrednictwem nowego nośnika kontrowersyjnych treści, które nie miałyby szans zaistnieć na dużym ekranie. Nareszcie widzowie bez skrępowania mogą sięgnąć po goliznę i przemoc. Obieg kinowy znajduje się pod ścisłą kontrolą lokalnych władz często kierujących się opinią krajowego organu cenzorskiego, za to wypożyczalnie – ten swoisty przyczółek filmowej anarchii – tętnią życiem. Obok produkcji przeznaczonych dla całej rodziny czy hitów z afisza na półkach, grzbiet w grzbiet, stoją „Nadzy i rozszarpani”, „The Driller Killer” czy „Eksperymentalny obóz SS”; na ich okładkach widnieją odpowiednio: przeżuwający kawałek ludzkiego mięsa tubylec; zalany krwią, mordowany za pomocą wiertarki mężczyzna; powieszona za nogi naga kobieta. Małe firmy dystrybucyjne, często prowadzone w przydomowym garażu, nabywają licencje na podobne tytuły za stosunkowo niewielkie pieniądze i, nie mogąc konkurować z rozbuchanymi kampaniami marketingowymi gigantów, stawiają na charakterystyczne okładki, żeby choć na chwilę przykuć wzrok odbiorcy. Bezkompromisowe grafiki reklamowe pojawiają się także w pismach poświęconych kasetom wideo. Nie tylko one wzbudzają zainteresowanie filmami – reżyser „Nagich i rozszarpanych” Ruggero Deodato zostaje oskarżony w rodzinnych Włoszech o zamordowanie swojej ekipy i musi tłumaczyć się, że jego film to tylko fikcja, co oczywiście odbija się echem w innych krajach; BBC podaje, że w „Ludożercy” Joego D’Amato znajduje się scena pożerania prawdziwego ludzkiego płodu. Dystrybutorzy nareszcie zdobywają uwagę zwykłego przechodnia. Na swoje nieszczęście.
Zakazać wideosadyzmu!
Rok 1982. Mary Whitehouse prawdopodobnie nigdy nie obejrzała w całości ani jednego z filmów, których rozpowszechniania tak zaciekle chce zakazać. Zatwardziała konserwatystka wydała wojnę nie tylko pornografii, ale i wszelkim przejawom moralnej deprawacji, której symbolem stała się czarna plastikowa kaseta. To jej przypisuje się autorstwo terminu video nasties wiszącego nad głowami dystrybutorów i właścicieli wypożyczalni jak katowski topór. Whitehouse skutecznie lobbuje za wprowadzeniem nowych rygorystycznych przepisów, które umożliwiłyby kontrolę dystrybuowanych na wideo filmów. Teoretycznie rynek ten podpada już pod ogłoszony ponad dwadzieścia lat wcześniej Obscene Publications Act. Pierwotnie wymierzony był on w ostrą erotykę – dopuszczał wycofanie z obiegu treści uznanych za obsceniczne, w praktyce stał się jednak bronią przeciwko kasetom wideo dopiero po staraniach Whitehouse. Konserwatystka, dla poparcia swoich racji, wyświetla w brytyjskim parlamencie fragmenty „Martwego zła” Sama Raimiego. Rozpoczyna się polowanie na czarownice – z wypożyczalni znikają m.in. „Pluję na twój grób”, wspomniane „The Driller Killer” i „Eksperymentalny obóz SS”, zaś w magazynach dystrybutorów konfiskowane są całe nakłady w celu analizy materiału pod kątem szkodliwości społecznej. Firma Vipco zmuszona jest anulować setki zamówień na film „Kat szoguna”. Policja organizuje naloty na wypożyczalnie kaset, karząc właścicieli wysokimi mandatami za posiadanie zakazanych tytułów. Zdarzają się spektakularne wpadki – funkcjonariusze zgarniają z półek kopie „Najlepszego małego burdeliku w Teksasie” z Burtem Reynoldsem i Dolly Parton, sądząc, że to film pornograficzny; ofiarą pomyłki pada też „Czas apokalipsy” Coppoli wzięty za „Apokalipsę kanibali”. O statusie filmu decyduje lokalny komendant, co powoduje prawdziwy chaos. Branża zwraca się więc do prokuratora generalnego z prośbą o publikację odgórnej listy pozycji zakazanych – zostaje ona ogłoszona po raz pierwszy w marcu 1983 roku i jest aktualizowana z miesięczną regularnością. Łącznie znalazły się na niej 72 pozycje, z których w ciągu paru lat skutecznie zablokowano dystrybucję i sprzedaż 39.
Kaseta wszelkiego zła
Rok 1983. Film Lucio Fulciego „Zombie pożeracze mięsa” miał zainspirować operatora wózka widłowego do dokonania mordu; matka osiemnastoletniego gwałciciela twierdzi, że to horrory sprowadziły jej syna na złą drogę; szyby kilku wypożyczalni kaset w zachodnim Yorkshire zostają wybite; jedna z gazet za powtarzające się akty zoofilii oskarża nie tylko wpływ księżyca w nowiu, ale i kasety wideo. Partia konserwatywna wciąga walkę z video nasties do swojego programu wyborczego, zaś media brukowe podsycają ogólnokrajową paranoję, winą za makabryczne zabójstwa obarczając brutalne horrory. Reakcją rządu jest uchwalenie w roku 1984 Video Recordings Act, który wchodzi w życie we wrześniu 1985 roku. Z dystrybucji zostaje wycofanych ponad dziesięć tysięcy tytułów, które mają być poddane cenzorskiej klasyfikacji przez BBFC (British Board of Film Classification). Od tego momentu każdy film wydany w Wielkiej Brytanii musi przejść proces weryfikacji – cenzorska akceptacja staje się warunkiem dopuszczenia filmu do sprzedaży. Video nasties lądują więc pod ladą i stają się obiektem pożądania kinomanów spragnionych zakazanego owocu; zapaleńcy często bardziej niż mocnych wrażeń związanych z seansem spragnieni są dreszczyku emocji, który towarzyszy zdobywaniu nielegalnych kopii. Rykoszetem dostaje się przy okazji „Nędznym psom” Peckinpaha. Warner Bros. nawet nie fatyguje się, by wysłać kopię „Egzorcysty” do BBFC, zaś Kubrick odmawia wydania „Mechanicznej pomarańczy” na kasetach. Trzeciego lutego 1984 r. dystrybutor filmu „Koszmar” zostaje skazany na osiemnaście miesięcy pozbawienia wolności.
Po trzech latach od uchwalenia ustawy i przefiltrowaniu treści uznanych przez BBFC za niebezpieczne problem video nasties oficjalnie przestaje istnieć. Kwestią honoru dla kinomanów staje się obejrzenie wszystkich filmów z listy – dostępnych już tylko w drugim obiegu, często za ciężkie pieniądze. Obejrzeć któryś z zakazanych filmów oznacza automatycznie być cool. Niektórzy handlarze robią na dochodowym interesie małe fortuny, a video nasties urastają do rangi legendy. Nie tylko lokalnej, choć – jak mówi pisarz Łukasz Orbitowski – w Polsce ich popularność rozwijała się niezależnie od legislacyjnych decyzji brytyjskiego rządu: „W latach 80. mieliśmy dostęp do filmów, ale brakowało informacji o nich. Jeden lub dwa tytuły nagrane na kasecie, plus opinia faceta z wypożyczalni – to wszystko. W konsekwencji widz oczekujący lekkiego horroru jak „Koszmar z ulicy Wiązów” dostawał mięcho w stylu „Nagich i rozszarpanych”. Czas VHS spopularyzował u nas niektóre nasties ze wskazaniem na filmy Fulciego. „Hotel siedmiu bram” funkcjonował pod masą różnych tytułów i wraz z paroma innymi filmami cieszył się statusem legendy, czegoś „niewyobrażalnie przerażającego”. Podobnie ocenia sytuację kolekcjoner kaset i organizator pokazów filmowych VHS HELL Krystian Kujda: „Polski rynek wideo rozminął się z tym zjawiskiem. Nie zauważono zamieszania związanego z terminem video nasties, a przez to nie zadziałał on marketingowo. Świadomość, o które tytuły chodziło i z czym to się łączy, przyszła dużo później”.
Lista, która nie istnieje
W Wielkiej Brytanii zakazane horrory stanowią prawdziwy rarytas jeszcze przez następną dekadę; dopiero w 1999 roku zmieniają się władze BBFC i następuje poluzowanie cenzorskich obostrzeń. Dystrybutorzy ponownie kierują kontrowersyjne tytuły do klasyfikacji – w efekcie do sklepów i wypożyczalni trafiają niepocięte wersje „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” i „Egzorcysty”, a w kolejnych latach „Martwego zła” i „Nędznych psów” oraz spora część filmów z niesławnej listy. „I taki los nasties. To, co było zakazane, dziś jest częścią mainstreamu, tolerancja na przemoc przesunęła się dalej, tam gdzie „Ludzka stonoga” i „Serbski film” – podsumowuje Orbitowski. Mimo to rzadko który dystrybutor ma odwagę spróbować szczęścia z „Love Camp 7” czy „Ostatnią orgią gestapo” – jeszcze w 2002 roku BBFC odmówiło tym filmom certyfikatów. BBFC w 1987 roku dokonało cięć w ponad 11 proc. wprowadzonych na rynek filmów; w 2003 już tylko w 4 proc. tytułów, przeważnie pornograficznych. Wydaje się, że w dobie internetu
i dostępności wszelkiego rodzaju filmów zarówno tak rygorystyczna cenzura, jak i sama idea video nasties nie ma już racji bytu. Takiego zdania jest chociażby Piotr Sawicki, autor książki „100 filmów gore”: „Jako widz horrorów nie przywiązuję wagi do tego, czy interesujący mnie film znalazł się na liście video nasties, czy nie. Wiele tytułów trafiło na nią przypadkowo, a jedyne, czym zawiniły, był makabrycznie brzmiący tytuł albo gorsząca ilustracja na okładce. Oglądając takie pozycje jak „Żywe trupy w Manchester Morgue” czy „Wilkołak i yeti”, nadziwić się nie mog- łem, co robią one w zestawieniu najbardziej szokujących filmów świata, za jakie lista BBFC tu i ówdzie uchodzi. Dziś nie jest już tajemnicą, że afera z video nasties była typową zasłoną dymną dla nieudolności brytyjskiego rządu, tak jak u nas szopka z dopalaczami jakiś czas temu, a prasowe doniesienia o morderstwach popełnianych pod wpływem np. „Laleczki Chucky” – wyssaną z palca blagą. Nie ma powodu, by po 30 latach ekscytować się pomysłami tępych polityków i przewrażliwionych cenzorów. Dla mnie ta lista po prostu nie istnieje”. Dla wielu fanów kina nadal jest ona jednak swoistym przewodnikiem po kinie gore, pełnym zapomnianych pereł, które czekają na odkrycie...