Najważniejsza po 65. urodzinach była dla mnie myśl, że nie mam już czasu na robienie tego, czego nie chcę” – mówi główny bohater "Wielkiego piękna" Paolo Sorrentino. Intelektualista, bon vivant, ważna persona rzymskich elit. A jednocześnie zgorzkniały ironista, który nie umie się odnaleźć w XXI w.
Film jest jego wędrówką po Rzymie. Wieczne Miasto to pełnoprawny bohater tego obrazu. Wciąż się zmienia, odkrywa kolejne oblicza. Rzym intelektualistów, księży, prostytutek, artystów, striptizerek, zakonnic, mafiosów. Rzym, w którym stare rzeźby stają się tłem imprez celebrytów. Rzym luksusowych apartamentów, ale i pracujących w nich pomocy domowych. Miejsce, które mimo piękna potrafi zawieść. Skupia wszystkie cechy współczesności. Sąsiad odgradza się od drugiego murem.
Na imprezach na dachach modnych klubów w bachicznym szale tańczą gwiazdki seriali. W hipsterskich dzielnicach show dają perfomerki: uderzają głową o ścianę, tłumacząc, że „poetyckiej istoty ich wibracji nie oddadzą pospolite słowa”. Nic dziwnego, że świetnie zagrany przez Toniego Servillo Jep Gambardella staje na uboczu tych gier. Jest znudzony, zbyt inteligentny, by poczuć się częścią otaczającego go cyrku. Ma dość masek, przetasowań towarzyskich układów, kurtuazji i konwenansów. Z dystansem obserwuje. Ale nawet w jego bezpieczny, odgrodzony cynizmem świat wdziera się rzeczywistość, której nie da się zbyć uśmiechem i wzruszeniem ramion. Starość, poczucie pustki, śmierć.
Paolo Sorrentino ogląda się na dawne Włochy. Wyróżniony Europejską Nagrodą Filmową, perfekcyjnie napisany obraz jest hołdem dla Federica Felliniego. Jego kina, ale i realiów, które portretował. „Wielkie piękno” okazuje się nie satyrą, lecz poszukiwaniem wspólnoty, sensu, tytułowego zachwytu. W jednej ze scen Jep widzi się ze swoją dawną przyjaciółką, redaktorką naczelną ważnej gazety. W jej gabinecie jedzą odgrzewany ryż. „Stare jest zawsze lepsze od nowego” – wzdycha po cichu kobieta.
Krzysztof Kwiatkowski , Wprost
Na imprezach na dachach modnych klubów w bachicznym szale tańczą gwiazdki seriali. W hipsterskich dzielnicach show dają perfomerki: uderzają głową o ścianę, tłumacząc, że „poetyckiej istoty ich wibracji nie oddadzą pospolite słowa”. Nic dziwnego, że świetnie zagrany przez Toniego Servillo Jep Gambardella staje na uboczu tych gier. Jest znudzony, zbyt inteligentny, by poczuć się częścią otaczającego go cyrku. Ma dość masek, przetasowań towarzyskich układów, kurtuazji i konwenansów. Z dystansem obserwuje. Ale nawet w jego bezpieczny, odgrodzony cynizmem świat wdziera się rzeczywistość, której nie da się zbyć uśmiechem i wzruszeniem ramion. Starość, poczucie pustki, śmierć.
Paolo Sorrentino ogląda się na dawne Włochy. Wyróżniony Europejską Nagrodą Filmową, perfekcyjnie napisany obraz jest hołdem dla Federica Felliniego. Jego kina, ale i realiów, które portretował. „Wielkie piękno” okazuje się nie satyrą, lecz poszukiwaniem wspólnoty, sensu, tytułowego zachwytu. W jednej ze scen Jep widzi się ze swoją dawną przyjaciółką, redaktorką naczelną ważnej gazety. W jej gabinecie jedzą odgrzewany ryż. „Stare jest zawsze lepsze od nowego” – wzdycha po cichu kobieta.
Krzysztof Kwiatkowski , Wprost