Sen o pomyśle

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wiemy, kim są, wiemy, że dużo potrafią; czy jednak umiemy wykorzystać ich osiągnięcia?
Wiemy, kim są, wiemy, że dużo potrafią; czy jednak umiemy wykorzystać ich osiągnięcia?
Wynalazki są kołem zamachowym historii świata - powiedział Thomas Edison. Gdzie bylibyśmy dziś, gdyby nie budowniczowie piramid, odkrywcy nowych lądów, Mikołaj Kopernik, Albert Einstein czy Isaac Newton? Ludzie zawsze będą myśleć o tym, co jeszcze można wynaleźć.
Bo cóż z tego, że sformułowano już teorię względności? Na niej świat się nie kończy!
Dorota Bandurska, Monika Gocłowska, Marek Jaślan, Radosław Omachel, Dariusz Styczek
Zmieniła się tylko w pewnym stopniu filozofia towarzysząca badaniom. Choćbyśmy nie wiadomo jak długo mówili o prowadzeniu ich dla dobra ludzkości i tak zwycięży dziś pragmatyczna świadomość, że są one najczęściej podporządkowane doraźnym korzyściom - budowaniu przewagi w walce konkurencyjnej, wzrostowi zysków, doskonaleniu i tak już bliskich perfekcji mechanizmów.

Warto? Oczywiście, że tak!
Każdy absolwent studiów ekonomicznych wie, że trwałą przewagę w walce konkurencyjnej na rynku przynosi wcale nie niższa cena, bo inni też mogą ją szybko obniżyć, lecz oferowanie znacznie lepszych produktów. To drugie ściśle związane jest z innowacyjnością. Nic dziwnego, że wielkie amerykańskie firmy tak dużą wagę przywiązują do współpracy z ośrodkami badawczymi, a sukcesy gospodarek krajów Dalekiego Wschodu czy Indii to w dużej mierze pochodna promowanych tam inkubatorów wynalazczości. Również w Polsce można znaleźć wiele przykładów tego, jak niestandardowe, odważne myślenie przekłada się na wdrożenie niekonwencjonalnych rozwiązań, przynosząc świetny efekt.
- Nieodłącznym elementem życia każdego innowatora jest niepokój i niepewność, czy to, co robi, ma sens - mówi Waldemar Kucharski, prezes Young Digital Poland (YDP) z Gdańska. Zaraz po skończeniu studiów w 1990 r., wspólnie z kolegami z wydziału elektroniki Politechniki Gdańskiej założył firmę. Jako pierwsi w Polsce zaczęli oferować własne programy do nauki języków obcych na dyskietkach, a potem na CD-ROM-ach. - Kiedy kilka lat później na rynku nastąpił wysyp podobnych produktów, my byliśmy już o kilka kroków do przodu - wspomina. Kucharski uważa jednak, że w Polsce nie popiera się innowacji. Wskazuje na Malezję, gdzie rząd utworzył specjalną strefę ekonomiczną dla inwestorów rozwijających technologie związane z e-administracją. Przez 10 lat nie płacą oni podatku dochodowego.
- Ile na tym może stracić państwo, kiedy wiadomo, że z reguły zyski firmy, które zaczynają rozwijać jakieś produkty, na początku nie są zbyt wysokie? - zastanawia się.
Jednym z najtrudniejszych momentów w historii YDP była decyzja o zainwestowaniu w 1998 roku w eduROM-y, czyli multimedialne podręczniki pokrywające w całości program szkoły podstawowej i gimnazjum. - Wtedy już mieliśmy trochę do stracenia - przyznaje Kucharski. Dziś okazuje się, że była to decyzja słuszna. Gdy 2-3 lata temu wielcy wydawcy podręczników na świecie doszli do wniosku, że warto do książek dodawać też CD-ROM-y, gdańska firma już miała gotowe produkty i znów była kilka kroków przed konkurencją.
Innowacyjność dotyczy nie tylko takich dziedzin jak technika czy zarządzanie. Kiedy w połowie lat 90. Andrzej Borkowski przeprowadzał wywiad dla radia Biznes z Romanem Kluską, a założyciel Optimusa snuł wizje zmian, jakie przyniesie internet, dziennikarz nie bardzo wiedział, o czym mówi jego rozmówca. Teraz śmieje się, że gdyby wtedy poważniej potraktował jego pomysły, dziś mógłby być w setce najbogatszych Polaków.
Ale 53-letni Borkowski, absolwent SGPiS i wieloletni dziennikarz Polskiego Radia, uważa, że jeśli ma się dobry pomysł, to `wypali` on niezależnie od miejsca i czasu. Pomysł e-kancelarii - platformy sieciowego doradztwa prawno-podatkowego Borkowski wymyślił, kiedy pękała internetowa bańka. Wydając poradnikowy tytuł Adwokat domowy, dostrzegł niszę na tego typu usługi. - Miesięcznie mieliśmy od 300 pytań czytelników dotyczących kwestii prawnych. To znaczy, że ludzie mają mniejsze opory, by zadać pytanie przez internet czy telefon, niż pójść do prawdziwej kancelarii. Mają więc wirtualną.
Od początku roku działa e-kancelaria.com.pl. Oryginalność pomysłu polega na tym, że sześćdziesięciu stale współpracujących z nią ekspertów udziela przez internet, głównie właścicielom firm, porad prawno-podatkowych. W dodatku są one sygnowane przez tradycyjnie działające kancelarie. Każda porada podpisana jest nazwiskiem radcy prawnego i stanowi pełnowartościowy dokument. Kancelaria ponosi odpowiedzialność za interpretację. Platforma e-kancelaria.com.pl zapewnia pełną poufność i bezpieczeństwo. Do korespondencji używane są protokoły takie same jak stosowane przez e-banki, a cała korespondencja z klientami będzie przechowywana w archiwum przez 6 lat. Kolejną zaletą jest szybkość - poradę otrzymuje się w ciągu 48 godzin. Płatności za usługi dokonuje się przelewem lub kartą.
- Wyobrażałem sobie, jak ma to działać. Ale do obecnej funkcjonalności platformy dochodziliśmy metodą prób i błędów. Opłaciło się. Mamy unikatowe nowatorskie narzędzie w jakże konserwatywnych usługach - opowiada Borkowski.
36-letni Tymon Tymański, kompozytor, muzyk, prozaik i poeta, wyróżniony m.in. Fryderykiem i Paszportem Polityki uważa, że ma wszelkie papiery na to, aby w polskiej kulturze zaliczać siebie do grona innowatorów. Jego zdaniem każdy kto pokusi się o odejście od paradygmatu oczywistości, jest innowatorem. - Postrzegam siebie jako kogoś, kto zestawia istniejące prądy w niespotykanej dotąd konfiguracji - mówi Tymański, znany przede wszystkim jako muzyk i instrumentalista, współtwórca zespołów Miłość, Kury i Tymon & Transistors, czy T.T. Yass Ensemble. Podkreśla, że innowator to przede wszystkim kreator. W życiu Tymańskiego artysty innowatora jest i systematyczna praca, i przypadek.
- Moją misją jest spotykanie ludzi i nagrywanie z nimi płyt
- mówi muzyk i z dumą przedstawia swoje najnowsze odkrycie - częstochowianina Antoniego Ziuta Gralaka, z którym gra - improwizuje w T.T. Yass Ensemble.
- Jestem w połowie tego, co chcę osiągnąć - mówi Tymański. - Zdaję sobie sprawę, że moja muzyka jest za trudna dla wielu słuchaczy. Dlatego też miewałem chwile zwątpienia, siedziałem i narzekałem na zły los. Ale taka jest cena sztuki, którą robi się z wewnętrznej potrzeby. - Czuję się doceniony. Choć jestem dosyć niezamożny i dosyć nieznany - mówi Tymański.
Satysfakcję, niekoniecznie finansową, ze swych innowacyjnych rozwiązań, odczuwa też prof. Marek Nowacki, onkolog, dyrektor warszawskiego Centrum Onkologii - Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie. Jego szefem został cztery lata temu. W tym czasie szpital opracował m.in. autorską terapię odbudowy zbiornika jelitowego, która ułatwia chorym na nowotwór powrót do normalnego funkcjonowania, pionierską metodę terapii z użyciem irydu i własne sposoby postępowania w chirurgii czaszkowej. Wprowadzona niedawno nowa metoda radioterapii skróciła czas oczekiwania na leczenie o 10 proc., co w szpitalu onkologicznym ma niebagatelne znaczenie. Okres leczenia w Centrum w niektórych rodzajach nowotworów jest nawet o połowę krótszy niż w szpitalach niemieckich.
- Wszystkie innowacje, które staramy się wprowadzać, mają na celu - oprócz korzyści dla pacjentów - także usprawnienie systemu. Staramy się leczyć skuteczniej, szybciej i taniej - mówi prof. Nowacki. Jak sam przyznaje, takim podejściem do prowadzenia szpitala zaraził się podczas kilku pobytów w amerykańskich ośrodkach onkologicznych. Teraz próbuje je przeszczepić na polski grunt.


Upór, wytrwałość, odwaga
Sylwester Cacek, szef rady nadzorczej Dominet Banku twierdzi, że nigdy nie miał wątpliwości co do powodzenia innowacyjnego pomysłu uruchamiania oddziałów bankowych w oparciu o model partnerski. Od pomysłu do podpisania pierwszej umowy minęły cztery lata. Opłaciło się. W 2002 roku, tylko ze względu na nowatorstwo tego pomysłu, w Dominet Bank zainwestował fundusz private equity Merrill Lynch Global Emerging Markets Partners, który wówczas miał do wyboru tysiąc innych projektów z całego świata.
Pomysł realizowany przez Cacka ma podwójną wartość innowacyjną. Po pierwsze, jest to pierwszy projekt na świecie, w którym od zera powstaje franchisingowa sieć bankowa, a nie jak to miało miejsce np. w Wielkiej Brytanii, przekształcanie istniejących już placówek. Po drugie, jest to pierwszy projekt bankowego franchisingu w Polsce.
- Zanim wymyśliłem, jak ma to działać, długo przyglądałem się podobnym mechanizmom w handlu, już po starcie systemu doskonaliłem go - tłumaczy 48-letni Cacek, nauczyciel z wykształcenia, wieloletni działacz harcerstwa. - Idea jest taka, by dzięki partnerom duża struktura zyskiwała dynamikę, elastyczność, przedsiębiorcze myślenie, jakie są właściwe wyłącznie małym firmom. I to się udaje.
- W medycynie, aby dokonać przełomu, potrzebna jest odwaga i odpowiedzialność - uważa prof. Henryk Skarżyński, twórca Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu oraz Międzynarodowego Centrum Słuchu i Mowy, który jako pierwszy w Polsce przeprowadził operacje wszczepienia implantów do ucha środkowego i pnia mózgu. Wspomina, że kiedy w 1992 r. decydował się na operacyjne leczenie głuchoty (przez wszczepienie implantu), obawiał się reakcji środowiska medycznego. - Jeżeli mi się teraz nie uda dokonać tego, co na świecie już stosuje się z powodzeniem, to u nas na takie próby nie odważy się nikt przez kilka lat
- przedstawia sposób swojego ówczesnego myślenia. Przyznaje, że jednym z grzechów głównych polskiego środowiska naukowego jest skażenie tzw. powszechną barierą niemożności. Dominuje sposób myślenia: u nas nie da się tego zrobić, bo mamy taki system i już. - Cóż, byłem wtedy dość młodym, bo trzydziestoparoletnim pracownikiem naukowym, który burzył spokój środowiska. Na szczęście się udało - mówi z satysfakcją.
- Podstawą każdej innowacji jest tradycja. To świeżość widziana w dawnych rzeczach, to łączenie współczesności ze starym - tak definiuje innowację Piotr Dumała, reżyser i scenarzysta, który do swoich filmów animowanych wprowadził nową i niezwykle pracochłonną technikę. Artysta maluje - wydrapuje obrazy na gipsowych płytach, a potem je animuje. - Mówię coś, czego nikt przede mną nie powiedział. Robię to po raz pierwszy.
W sztuce mówienie czegoś nowego jest niezbędne.
Dumała podkreśla, że artysta innowator pracuje systematycznie, doceniając wszakże wartość przypadku. Przyznaje, że nie wszystkie pomysły udaje się zrealizować. Różne są tego powody, bywa że wyłącznie brak czasu.
- Chciałbym robić więcej, ale musiałbym żyć jakieś 300 lat - mówi Dumała.


Sny bankowca, marzenia lotnika
Mirosław Boniecki wydaje się osobą twardo stąpającą po ziemi. Całe życie zawodowe związał z bankowością. Po ukończeniu SGPiS w 1989 roku, karierę bankowca rozpoczął od stanowiska dealera rynku pieniężnego w BRE Banku. A potem była już tylko konsekwentna, czasami błyskotliwa wspinaczka w górę.
Dziś, będąc już wiceprezesem Banku BPH, w swoim środowisku uchodzi za jednego z najbardziej innowacyjnych polskich finansistów i zdradza, że bardzo wiele pomysłów przychodzi mu... we śnie.
- Wymyślenie zupełnie czegoś nowego w mojej branży nie jest łatwe - twierdzi Boniecki. - Za to wiele można udoskonalać i szyć na miarę potrzeb, jakie się pojawiają.
Ceniony przez podwładnych za skromność, sam niechętnie mówi o autorstwie pomysłów wdrażanych przez BRE czy teraz przez Bank BPH. Przyznaje, że m.in. z jego inicjatywy NBP na początku lat 90. zaczął się zastanawiać nad umożliwieniem bankom zwiększenia zarządzania płynnością i zmniejszenia kosztów rozliczeń międzybankowych przez wprowadzenie `kredytu technicznego` ze środków zablokowanych na kontach rezerwy obowiązkowej. Jest też współautorem koncepcji funkcjonowania stawek referencyjnych Wibor i Wibid, którą wdrożył z ramienia Polskiego Stowarzyszenia Dealerów Bankowych (ACI Polska).
Co pomaga mu w twórczym myśleniu? - Otwartość na świat, słuchanie otoczenia, poszukiwanie inspiracji podczas podróży, uprawianie sportu. Ale też trzeba być niepokornym.
- Polacy nie powinni czuć się gorsi, jeśli chodzi o innowacyjność. Gdyby tylko było więcej pieniędzy na realizację pomysłów i lepsza symbioza twórców i odbiorców - nie byłoby źle.
Marka Dareckiego, prezesa WSK Rzeszów najłatwiej spotkać na lotnisku. Kilka dni temu wylatywał do Brukseli, by pozyskać środki na tworzenie Doliny Lotniczej. Dolina to jego pomysł, stowarzyszenie zrzeszające 21 firm lotniczych z południowo-wschodniej Polski o łącznych przychodach sięgających 800 mln zł. Darecki chce, aby w krótkim czasie powstało kolejnych 50, które będą produkować części na potrzeby jego fabryki. - Chcemy stać się środkowoeuropejskim centrum przemysłu lotniczego - mówi.
On sam nie ukrywa, że innowacje i nowe technologie są jego pasją. Od momentu przejęcia WSK Rzeszów przez United Technologies Corporation w zakładzie zainstalowano 400 nowych maszyn. W ramach Doliny Lotniczej rusza Aeronet - program współpracy z sześcioma polskimi politechnikami, które na potrzeby lotnictwa mają opracowywać nowe technologie. Na same badania i prototypy rzeszowska firma wydaje 40 mln zł rocznie. Poza tym prowadzi 6 edukacyjnych Centrów Doskonałości i finansuje wszystkie koszty studiów 250 pracownikom. Firma ma nowoczesne biuro konstrukcyjne, w którym oprócz Polaków pracują specjaliści z USA i Kanady. - Dzięki temu wygraliśmy przetarg na dostawę elementów do silników tzw. taksówek odrzutowych, a rynek tego typu maszyn szacuje się na 3 tys. sztuk rocznie - mówi Marek Darecki.


Chaos wiedzy, brak pieniędzy
Niewiele jednak firm i osób w Polsce tak świadomie jak prezes WSK Rzeszów podchodzi do działalności innowacyjnej.
- Z zasady jest tak, i to nie tylko w Polsce, że bardzo nieliczni podchodzą do innowacji w sposób systematyczny - mówi Jerzy Dryndos, prezes firmy Logotec Engineering Group z Mysłowic, który miał okazję przyjrzeć się, jak to działa w różnych krajach. Firma konsultingowa KPMG przeprowadziła w tym roku badanie wśród 121 dużych firm w Polsce (o przychodach powyżej 40 mln euro rocznie i zatrudniających powyżej 250 pracowników) na temat zarządzania wiedzą. I co się okazało? Ponad 60 proc. firm tkwi na najniższym stopniu, etapie chaosu (knowledge chaotic) zarządzania wiedzą, w którym nie jest ono powiązane z celami firmy, a wykorzystywanie wiedzy w praktyce ma charakter przypadkowy i nieformalny. Skutek tego jest taki, że jak oszacowano w KPMG, średnie roczne straty ponoszone przez polskie przedsiębiorstwa z tytułu nieefektywnego zarządzania przez nie wiedzą i posiadanymi informacjami wynoszą ponad 45 tys. zł na jednego zatrudnionego. Aż miło pomyśleć, co mogłoby być, gdyby w ten sposób tracone pieniądze firmy przeznaczały na rozwój działalności badawczo-rozwojowej. Na razie czynią to niezbyt chętnie.
Pokutuje mit, że najlepsze polskie uczelnie `produkują` świetnych inżynierów, lekarzy czy naukowców. Tymczasem w sporządzonym w zeszłym roku przez uniwersytet w Szanghaju rankingu, który otwiera uniwersytet Harvarda, pierwsza polska uczelnia Uniwersytet Warszawski został sklasyfikowany dopiero na pozycji 301-350. Dokonując tej oceny Chińczycy brali pod uwagę m.in. takie kryteria, jak liczbę naukowców z tych uczelni najczęściej cytowanych w prestiżowych publikacjach, czy liczbę artykułów publikowanych w takich czasopismach, jak: Science czy Nature.
Blado wypadamy w międzynarodowych porównaniach pod względem zgłaszanych rocznie patentów czy całkowitych nakładów na badania i rozwój w relacji do produktu krajowego brutto. Czy oznacza to, że jesteśmy narodem mało innowacyjnym albo że wdrażanie nowatorskich koncepcji jest u nas mało opłacalne?

Nie ma klimatu
Zdaniem profesora Andrzeja Czyżewskiego, szefa Katedry Systemów Multimedialnych na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatykię Politechniki Gdańskiej, system kształcenia kadr naukowych nie sprzyja wdrożeniom. Aby osiągnąć kolejny stopień naukowy, trzeba się wykazać odpowiednią liczbą publikacji, o praktycznym ich zastosowaniu nie ma mowy. - To jednostronne podejście, przynajmniej w przypadku nauk technicznych. Może warto przyjąć zasadę, że uzyskanie tytułu zależy po połowie od liczby i jakości publikacji oraz skutecznych wdrożeń - proponuje profesor.
- Muszę stwierdzić ze smutkiem, że w Polsce nie ma ani tradycji związanej z innowacjami, ani też żadnych skutecznych mechanizmów, które pozwoliłyby na ich rozwój - stwierdza Jerzy Dryndos. Jego firma niebawem znajdzie się na liście najbardziej innowacyjnych firm współpracujących z Microsoftem. Jej produkt Logotec, Mobile@Connector, w zeszłym roku w prestiżowym konkursie Microsoftu został uznany za najlepsze narzędzie programistyczne dla Pocket PC. Mobile@Connector to oprogramowanie, które pozwala użytkownikowi na tworzenie aplikacji umożliwiające dostęp poprzez urządzenia mobilne (np. palmtopy) do danych znajdujących się na serwerach firmy. Obecnie większość czasu Jerzy Dryndos spędza w podróżach, próbując przekuć sukces innowacyjny w rynkowy. Dlaczego według niego tak źle jest z innowacyjnością w Polsce? - Nasza gospodarka i polskie firmy nastawione są głównie na `doganianie`, a nie na `wyprzedzanie`. Staramy się `kopiować najlepsze wzorce`, a nie szukać czegoś nowego - mówi. Dostrzega on jednak, że problemem jest też kwestia skali naszej gospodarki i jej poziomu rozwoju. W wielu dziedzinach zapotrzebowanie na innowacyjne produkty pojawia się w Polsce wiele lat później, niż w innych krajach. Istnieje też poważny problem mentalny. - Innowacjom sprzyja atmosfera, w której akceptuje się porażkę jako coś nierozłącznie związanego z dążeniem do sukcesu. Tego w Polsce niestety nie ma - zawiesza głos Dryndos.
- Podstawowa trudność, jaką z wdrożeniami mają naukowcy z uczelni, to znalezienie partnera, który by projekt sfinansował i wytwarzał produkt na większą skalę - mówi profesor Andrzej Czyżewski. Sam ma nie najlepsze doświadczenia z pozyskiwaniem pieniędzy ze świata biznesu. - Prezesi dużych firm, którzy mogą mieć pieniądze na wdrożenia wynalazków, to bardzo zajęci ludzie. Im się wydaje, że szkoda czasu na słuchanie opowieści naukowców i rzadko się z nami spotykają. Traktują nas często jak sprzedawców krawatów. A jak już się umówimy, to i tak w najważniejszym momencie rozmowy dzwoni komórka i jest po sprawie - żali się Czyżewski. - O wiele lepiej byłoby, gdyby znaleźć sposób na ściągnięcie biznesmenów w mury uczelni. Oni też są wyjałowieni i takie spotkanie z dawnym światem uczelni mogłoby być dla nich odświeżające. A naukowiec na własnym boisku też zyskałby lepszą pozycję przetargową.
Są to doświadczenia człowieka, którego dokonania trudno lekceważyć. Jego najbardziej znanym wynalazkiem jest korektor mowy dla osób jąkających się. Co ważniejsze, korektor Czyżewskiego jest nie tylko protezą mowy, lecz również instrumentem terapii, pozwalającym po jakimś czasie na płynne mówienie również bez aparatu.
Polscy innowatorzy zgadzają się co do jednego: każdy musi zdawać sobie sprawę z tego, że nawet kiedy uda mu się zrealizować to, co wymyślił, nie oznacza to sukcesu biznesowego.
- Droga jest bardzo długa - nawet w krajach najbardziej nastawionych na innowacje, a co dopiero w Polsce - w kraju nieposiadającym żadnej tradycji i żadnych mechanizmów wspierających. Tylko nielicznym innowatorom udaje się osiągnąć finansowy sukces - podkreśla Jerzy Dryndos.
Waldemar Kucharski zauważa natomiast, że doświadczeni przez historię ostatnich lat Polacy nauczyli się być zaradni. - Niestety ta zaradność przekształca się częściej w cwaniactwo, a nie w innowacyjność - wzdycha Kucharski, w którego firmie z 280 zatrudnionych osób, 220 pracuje w dziale badań i rozwoju.
Niewielu szefów polskich firm dostrzega dzisiaj potrzebę bycia innowacyjnym w takim stopniu jak Kucharski, Dryndos czy Darecki. Na razie cieszą się, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej ich produkty mogą być konkurencyjne, bo mamy niższe koszty pracy. Ta przewaga może jednak zniknąć szybciej, niż się spodziewają, a wtedy na szukanie szans na polu innowacji może być za późno.

WYNALAZCY CHRONIĄ SWOJE POMYSŁY
Obecnie na świecie ponad 4 mln wynalazków chronionych jest patentem. Każdego roku autorzy kolejnych 700 tysięcy starają się o patent.
W 2003 r. Europejski Urząd Patentowy otrzymał ponad 160 tys. aplikacji o uzyskanie patentu.

Nie warto skąpić na badania i rozwój

- Firmy, które dziś w branży oszczędzają na inwestycjach w badania i rozwój, jutro nie będą miały czego szukać w biznesie - uważa Bob Beauchamp, prezes firmy BMC Software, która miała w 2003 r. przychody w wysokości 1,4 mld dol.

- Należymy do firm, które wydają bardzo dużo na badania i rozwój - kontynuuje - bo około 25 proc. swoich przychodów rocznie. W dziale badań i rozwoju zatrudniamy około 2 tys. osób na całym świecie - w USA, Europie, Indiach i Izraelu.
W ostatnich latach BMC dokonała kilkunastu przejęć mniejszych firm software`owych. Czy to oznacza, że lepiej kupić firmę z gotowym produktem, niż rozwijać go samemu?
- To zależy od cyklu życia produktu
- odpowiada Beauchamp. - Jeśli jest to stosunkowa nowa technologia, to zawsze jestem za tym, aby samemu to rozwijać. Jeśli jednak są to produkty już dojrzałe na rynku, to wtedy efektywniejsze może okazać się przejęcie firmy. Po co wyważać otwarte drzwi, kiedy taka firma ma już uznaną pozycję na rynku.
A czy zdecydowałby się Pan przejąć ciekawą firmę w Polsce?
- Jeśli to by pasowało do naszej koncepcji biznesu i łatwo byłoby można ten produkt dostosować do naszej oferty, nie wahałbym się ani chwili.
Rozmawiał Marek Jaślan