Niemcy, rok 1919. Kobieta (świetna Paula Beer) odwiedza grób swojego narzeczonego, który zginął na wojnie. Na prowizorycznym nagrobku leżą jednak kwiaty od nieznanego żałobnika. Wkrótce okaże się, że gestu dokonał Francuz i że znał Frantza. Adrien (dobry Pierre Niney) chce poznać rodzinę zmarłego, aby opowiedzieć im o pięknej przyjaźni, którą mógł dzielić z nieboszczykiem. Kiedy na jaw wyjdzie jego prawdziwa tożsamość, rozpocznie się właściwa część filmu, eksplorująca trudy leczenia powojennych ran oraz złożoną psychikę ludzką.
Film Ozona to w gruncie rzeczy bardzo prosta historia, opowiedziana jednak w przykuwający uwagę sposób. Przed wszystkim - „Frantz” jest świetnie skonstruowany. Punkty zwrotne pojawiają się w odpowiednich momentach, są idealnie wyważone i przemyślane, zmieniając zastaną rzeczywistość i stawiając bohaterów w sytuacjach granicznych. Sytuacjach, z którymi trzeba się zmierzyć i opowiedzieć po jednej ze stron. Tak dzieje się kilkukrotnie. To sprawia, że film Ozona można wyraźnie podzielić na kilka części, które stanowią coś w rodzaju rozprawek na temat konkretnego problemu, z którym borykają się bohaterowie. Jest w tym coś z dardennowskiego spojrzenia na rzeczywistość - klarownego ukazania problemu i próby znalezienia jego możliwego rozwiązania. Film z hipotezą, który bada możliwe rozwiązania. Obserwuje reakcje bohaterów z bardzo bliska. Równocześnie obraz pozbawiony jest zbędnych wątków, wszystko podporządkowane jest właściwemu problemowi. Jest to jednak na tyle klarowne i wyraziste, że ani przez moment nie nuży. Wręcz przeciwnie - przykuwa i każe zastanawiać się nad własnymi reakcjami. Równocześnie zaraża emocjami samych bohaterów, przez co film potrafi poruszyć.
Warto pochylić się także nad bardzo ciekawym zabiegiem formalnym. Większość filmu ukazana jest bowiem w czerni i bieli, co w pewien sposób uszlachetnia całą opowieść. Najważniejsze jest jednak to, że kilkakrotnie obraz nabiera koloru. W chwilach, gdy bohaterowie wspominają przeszłość, bądź snują marzenia o lepszej przyszłości, ekran wypełniają barwy. Jak gdyby życie dosłownie ponownie nabierało koloru. Bardzo prosty, ale równocześnie niezwykle klarowny i poetycki sposób przedstawienia tego pomysłu.
"Frantz" to małe wielkie Kino, tryumf historii nad formą, która jednak pięknie uzupełnia zamysł narracyjny obrazu. Film, który porusza, dotyka i zostawia emocjonalny ślad.
Ocena: 7,5/10