SPLIT - Shyamalan wraca do formy

SPLIT - Shyamalan wraca do formy

kadr z filmu "SPLIT" (2016)
kadr z filmu "SPLIT" (2016) Źródło: UIP
"Split" M. Night Shyamalana to niezwykle interesująca, klimatyczna historia, która pokazuje, że indyjski reżyser nadal potrafi miło zaskoczyć widza.

Film rozpoczyna się na przyjęciu urodzinowym młodej dziewczyny, gdy goście zbierają się do domów. Kiedy trzy nastolatki wsiadają do samochodu, nagle za kierownicą, zamiast ojca jednej z nich, pojawia się On - tajemniczy mężczyzna, który ogłusza je specjalnym sprayem. I porywa. Gdy budzą się w zamkniętym pomieszczeniu, rozpoczyna się właściwa akcja dzieła.

Z chwilą, gdy do pokoju wejdzie bohater Jamesa McAvoya, otrzymamy największy wabik produkcji i jego najlepszą część. McAvoy wciela się bowiem w mężczyznę, który w wyniku traumy wykreował aż 23 różnorodne osobowości, które biją się w nim o przejęcie władzy nad ciałem. Każda o innym temperamencie, innych przekonaniach, czy nawet - odmiennej płci. Od tego momentu oglądamy przeplatające się perspektywy wydarzeń, które wyjaśniają na jakiej zasadzie kolejne osoby dochodzą do głosu i jaką w tym wszystkim rolę odgrywają porwane młode kobiety. Historia z piwnicy przeplata się z perspektywą pani psycholog, która zajmuje się „Barrym” (jedna z osobowości mężczyzny) i próbuje mu pomóc w normalnym funkcjonowaniu. To właśnie za jej sprawą dowiadujemy się o jego przeszłości oraz o zmianach, które w nim zachodzą.

kadr z filmu "SPLIT" (2016)

Scenariusz najnowszego filmu Shyamalana jest wyjątkowo dobrze skonstruowany. Gdy już oswoimy się z pomysłami, które przypominają nieco „psychologię dla ubogich”, upraszczającą pewne psychologiczne mechanizmy, (które jednak nie odbiegają swoim poziomem od tego, co popkultura serwuje nam od dawna), dostaniemy wyjątkowo wyraziste reguły świata przedstawionego i namacalne poczucie zagrożenia. Wszystkie elementy historii umiejętnie zazębiają się ze sobą, tworząc spójną, intrygującą całość. Nawet wątki poboczne, będące wtrętami właściwej historii, jak ta skupiająca się na przeszłości jednej z porwanych dziewczyn, wprowadzone są celowo i posiadają dramaturgiczne uzasadnienie. Na dodatek reżyser niezwykle dobrze buduje napięcie, prostymi środkami podbijając stawkę, tym samym coraz mocniej wciągając widza w akcję. To sprawia, że „Split” ogląda się z prawdziwym zaangażowaniem, chcąc poznać dalszy rozwój historii.

Sukces filmu leży także w wyjątkowo dobrym aktorstwie Jamesa McAvoya, który jest tu zwyczajnie świetny. Ogrywając całą gamę postaci, umiejętnie niuansuje zachowania poszczególnych osobowości, wyraziście zaznaczając różnice między nimi. Kolejne wcielenia są ciekawsze od pozostałych, a umiejętność płynnego przechodzenia między nimi godna jest podziwu. Mimo, że niektóre role są nieco przeszarżowane, nie sposób oderwać wzroku od bohatera, gdy wciela się w najciekawsze z nich - rozochoconego 9-latka, zmanierowanego projektanta mody, czy zawziętego i zdeterminowanego Dennisa, który próbuje przejąć kontrolę na dłużej. McAvoy wyraźnie bawi się rolą, korzystając z możliwości, jakie daje mu scenariusz i robi to wyjątkowo dobrze.

Ciekawie wypadają także ekranowe kobiety. Zarówno trzy porwane nastolatki, jak i terapeutka są wiarygodne i posiadają wyrazisty rys psychologiczny. Casey (dobra Anya Taylor-Joy, której ostatnio coraz więcej na ekranach) jest najbardziej rozwiniętą postacią, otrzymującą swoje własne ciekawe backstory. Równie dobra jest Claire (Haley Lu Richardson), która gdy dziewczyny zostają porwane, szybko mówi pozostałym: „Gdy nas porwał nic nie zrobiłyśmy, tylko krzyczałyśmy i byłyśmy przerażone. To zachowanie ofiary. Nie możemy tak działać, musimy zrobić coś sensownego, by stąd się wydostać”. Te zagrania dodają bohaterkom charakteru i sprawiają, że stają się bliższe widzowi. (Warto jednak dodać, że to nie przeszkadza Claire biegać w białym sweterku, a następnie w białym staniku, jak na bohaterkę horrorów przystało).

Umiejętne wykorzystanie filmowych klisz (jak ta wspomniana powyżej) to kolejny atut, który działa na plus reżysera. Dzięki temu wyraźnie widać, że umie je wykorzystać do swoich celów. Najbardziej cieszą też małe, nic nie znaczące wtręty, które jednak pokazują, że reżyser odrobił lekcję historii. Tak jest chociażby z pojawieniem się na kilka sekund na ekranie komputera imienia „Norma”, będącego ewidentnym nawiązaniem do jednego z najlepszych filmów, niekwestionowanego klasyka gatunku, czyli „Psychozy” Alfreda Hitchocka.

„Split” to wyraźny powrót do dobrej formy reżysera, co potwierdza tylko przewrotne zakończenie, inteligentnie wpisujące się w panujące obecnie trendy Hollywood. Dzięki niemu oraz samemu filmowi, Shyamalan wciąż może być jednym z gorętszych nazwisk Krainy Gwiazd.

Ocena: 7,5/10

ZapiszZapisz