Celne ostrze krytyki, wymierzone w zaściankowy styl myślenia, ale także w przywary naszych czasów, widać już w sekwencji otwierającej. Już ona wzbudziła pierwsze salwy śmiechu na sali kinowej. Wystarczyły ku temu w zasadzie trzy słowa. Zawieszone na banerze sklepu spożywczo-ogólnego: „Wyprzedaż dla golasów”. Po chwili oglądamy jak ludzie, w samej bieliźnie, biegną po sklepie, bijąc się o wystawione na wyprzedaży telewizory. Obrazki te przypominają viralowe wideo z wyprzedaży Nutelli we Francji, czy Black-Friday w Stanach. Pokazują jednak także coś typowo polskiego - sposób myślenia wedle którego „inni nie mogą mieć lepiej niż ja”, dlatego o ostatni telewizor będą bić się niemal do ostatniej krwi.
Jednym z kupujących jest główny bohater, Jacek (niezły Mateusz Kościukiewicz) - chłopak, który pracuje na budowie największego pomnika Jezusa na świecie (co jak wiemy, znajduje się w przygranicznym Świebodzinie). Gdy w wyniku niefortunnego wypadku, trafi do szpitala, a następnie przejdzie pierwszą w Polsce transplantację twarzy, nie tylko sam nie pozna się w lustrze, ale wprawi w osłupienie całą rodzinę oraz okolicznych mieszkańców, którzy przestaną patrzeć na niego w ten sam sposób. Szumowska, odbierając bohaterowi twarz, kazała się nam zastanowić nad tym jak nasze oblicze ważne jest dla tego, jak widzimy sami siebie, ale przede wszystkim jak jesteśmy odbierani przez innych.
Ta sytuacja wyjściowa pozwala reżyserce wypunktować wiele z absurdów myślenia na temat odmienności, czy nieznanego. Bo choć wszyscy wiedzą, że Jacek nadal jest Jackiem, wielu tak bardzo obawia się inności, że zaczyna podważać nawet ten niezaprzeczalny fakt. Dość powiedzieć, że w filmie dostaniemy komiczną scenę egzorcyzmu, odprawianego na mężczyźnie.
„Twarz” swoim podejściem do tematu przypomina nieco niedawnego „Obywatela” Jerzego Stuhra, który przyglądał się ważnym momentom polskiej historii po transformacji systemowej, pokazując absurdy otaczające wiele z tych wydarzeń. Nowy film Szumowskiej stanowi pewnego rodzaju erratę do tamtego obrazu, opowiadając o przedziwnej sytuacji budowania w małej miejscowości największego na świecie pomnika Jezusa i przyglądając się problemom miasteczka wokół tego wydarzenia.
Reżyserka swoim filmem umiejętnie punktuje wiele absurdów dzisiejszych czasów, w tym wielu przywar, które można dostrzec w myśleniu Polaków. Nie chodzi tutaj tylko o ślepe zapatrzenie w religię (wyśmienite sceny spowiedzi), ale i o nadmierną wystawność (znakomita scena przyjęcia z okazji Pierwszej Komunii), niezrozumienie dla postaw (czy wyglądu) innych, czy zawiść względem tych, którym może powodzić się lepiej (scena na cmentarzu). Dostaje się też dzisiejszemu dziennikarstwu (wyśmienity epizod Krzysztofa Ibisza). Szumowska nie zostawia suchej nitki na nikim, podlewając swoją historię tak dobrze znanym z naszej rzeczywistości absurdem. Śmiejemy się, ale i kiwamy głowami, odnajdując prawdę w wielu scenach.
Interesujący jest także sposób filmowania obrazu - od samego początku właściwej akcji filmu, kadry są zamazane, rozmyte na brzegach, łapiąc ostrość jedynie w centrum kadru. „Chcieliśmy nadać tej historii niemal mitycznego, baśniowego rysu”, powiedział o tym zamyśle autor scenariusza i zdjęć, Michał Englert. Rozmycie to przypomina także sposób, w jaki po przeszczepie na świat może patrzeć sam bohater. Wyśmienite jest także użycie muzyki i uczynienie ze szlagieru „I’ll fly with you” Gigi D’Agostino leitmotivu produkcji, tematu muzycznego dla związku bohatera. Moment, w którym para w rytm piosenki jedzie na rumaku, to jeden z najciekawszych momentów obrazu, a fakt, że melodia zostaje później przywołana w scenie imprezy komunijnej, w wersji instrumentalnej, to zagranie niemal olśnione.
Zwykle na tym festiwalu narzekam na długość filmów. Wielokrotnie przez moją głowę przechodzi myśl „niezły film, ale powinien być krótszy”. W tym wypadku nastąpiła rzecz odwrotna - mimo dość optymalnego czasu trwania, 91 minut, zabrakło mi wyrazistej końcówki obrazu, która spięłaby całą historią w pełną całość. To, co dostajemy na ekranie w ostatnim kadrze jest wprawdzie zabawne, trafne i przewrotne, ale mimo wszystko zabrakło mi jakiegoś elementu, który stanowiłby jeszcze celniejszą i wyrazistszą kropkę nad i.
Film będzie reklamowany w Polsce hasłem „Twarz. Więcej niż Ciało”. Pomijając głupi wydźwięk tego tytułu (i wyjątkowe lenistwo jego autorów), nie zgadza się to nawet ze względu na poziom obydwu filmów. Mimo ciekawych założeń i interesującego tematu, „Twarz” ustępuje „Ciału” pod wieloma względami. Poprzedni film reżyserki wydaje się dziełem pełniejszym, ciekawszym, lepiej poprowadzonym. Niemniej „Twarz” warto zobaczyć na własne oczy i dać się omamić kilku naprawdę świetnym sekwencjom oraz usłyszeć tekst, który pewnie wejdzie do kanonu cytatów polskiego kina. Mimo uchybień, Szumowska po raz kolejny wyszła z twarzą.
Ocena: 7/10
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.