Marlo (świetna Charlize Theron) od lat nie czuła się sobą. Dwójka dzieci w wieku szkolnym i trzecie w drodze, sprawiają, że jest ciągle wykończona. Stawiając potrzeby domowników nad swoje, czuje że zgubiła gdzieś swoje”prawdziwe ja”. W jednej ze scen córka pyta ją nawet: “Mamo, co się stało z twoim ciałem?”, co ma tym bardziej podkreślać zmiany, które zaszły w jej życiu.
Jej dzisiejsza postawa i lekkie zagubienie w pragmacie codzienności, zostaje skonfrontowana z beztroskim podejściem, którą reprezentuje promiennie uśmiechnięta Tully (dobra Mackenzie Davies), nocna niania, zatrudniona przez brata bohaterki (Mark Duplass), aby pomagać jej w newralgicznych godzinach nocnych. Relacja obu pań jest siłą napędową obrazu Reitmana i wehikułem dla dostrzeżenia zmian i ewentualnej drogi powrotu do “dawnej siebie”.
“Tully” to kolejny film scenarzystki Diablo Cody, który dotyka tematu kobiety w ciąży. Film różni się jednak od nagrodzonego Oscarem “Juno”, nie tylko z powodu różnicy wieku oczekujących matek. Choć oba charakteryzuje podobna ostrość myślenia, gibkość języka i trafność dialogów, to sposób prowadzenia historii, charakterystyka postaci oraz większa dynamika relacji postaci kobiecych, sprawiają, że oba dzieła posiadają własny smak.
Najnowszy film Reitmana świetnie ogrywa podwójny standard wychowawczy i stereotypowy podział ról: zarabiający na życie ojciec i zajmująca się dziećmi matka. Mężczyzna wraca do domu po pracy, wita się z dziećmi, po czym wieczorami włącza konsolę i odcina się od świata. Dialogi wielokrotnie podkreślają beztroskę jednego z małżonków. Oburzony mąż powie: “Wyszła z domu i zostawiła dzieci same”. “Czy przypadkiem pan też nie był wtedy w domu?” padnie w odpowiedzi, dla uwypuklenia, że przy wychowaniu dzieci oboje rodziców ma swój wkład.
Najciekawszą w “Tully” jest jednak lekcja, która płynie z seansu. Konstatacja faktu, że tak naprawdę w nas samych drzemie siła, aby poradzić sobie z nową, z pozoru trudną sytuacją, która zdaje się być nie do okiełznania. Film Reitmana stawia jednak tezę, że musimy tylko odkryć i wyćwiczyć odpowiednie umiejętności, nie zapominać przy tym o sobie, dla balansu psychologiczngo, a reszta jakoś się ułoży.
Dzięki temu “Tully” to lekka, urokliwa komedia, która roztacza swój czar i wciąga do swojego świata. Ogląda się ją z uśmiechem na ustach. Rozważania bohaterów są zaś na tyle uniwersalne, że każdy odnajdzie w tym filmie coś dla siebie, zrozumie poszczególne punkty widzenia. Prosta, urokliwa historia, z ciekawym twistem.
Ocena: 7/10