W Cieniu Drzewa - Wojna Domowa

W Cieniu Drzewa - Wojna Domowa

Dodano: 
kadr z filmu "W Cieniu Drzewa" (2017)
kadr z filmu "W Cieniu Drzewa" (2017) Źródło: M2Films
Mając na uwadze fakt, że Islandię zamieszkuje ok. 330 tys. osób (w tym jakieś 5% stanowią Polacy) zaskakujące jest jak stosunkowo często na ekrany naszych kin trafiają filmy z tego wyspiarskiego kraju, w którym produkcja filmowa zdaje się obejmować jakieś trzy tytuły rocznie na krzyż. (Dość wymienić w tym miejscu znajdujący się wciąż w repertuarze studyjnych kin obraz „Zimowi bracia”, którego akcja ma miejsce w Danii, to jednak popełnionego przez islandzkiego twórcę oraz młodzieżowy dramat „Serce z kamienia”).

„W cieniu drzewa” zdobył grad nagród honorujących tę narodową kinematografię zwanych Edda, a wśród nich znalazły się statuetki za najlepszy film, reżyserię, scenariusz, aktora i aktorkę roku. Znalazł się także w selekcji sekcji „Horyzonty” ostatniego festiwalu w Wenecji. Wszystkie te laury były jak najbardziej zasłużone, ale będzie zżymał się ten, kto po tej smoliście czarnej komedii spodziewa się korowodu bulwarowych żartów wywołujących salwy śmiechu.

To symptomatyczne dla komedii skandynawskich, że dotknięte są pewną smugą cienia, jak chociażby świetny szwedzki „Mężczyzna imieniem Ove”, który oprócz tego, że stanowi współczesną trawestację dickensowskiej opowieści wigilijnej, to jest też filmem o odchodzeniu i przepracowywaniu żałoby. Nota bene „W cieniu drzewa” jest pod tym względem, tak w zakresie samej opowieści, jak i tonacji narracji, podobny, mając za oś fabularną sąsiedzki konflikt.

To nie francuska farsa bałamutnie wyszydzająca różne przywary post-burżuazyjnego społeczeństwa, de facto protekcjonalnie konserwując hierarchiczny ład społeczny. Wbrew pozorom nie jest tutaj też szczególnie istotna antynomia kultura versus atawistyczna biologia, jak miało to miejsce choćby w dość powierzchownej „Rzezi” Romana Polańskiego. Taka interpretacja dzieła Sigurossona byłaby spłycaniem ostatecznej wymowy fabuły. (Aczkolwiek jest to faktycznie w jakiejś mierze obraz antymieszczański w prowincjonalno – islandzkim tego słowa znaczeniu).

“W cieniu drzewa” jest swoistą kontaminacją estetyki uprawianej przez braci Coen i fatalizmu twórczości Ingmara Bergmana. Mamy tutaj do czynienia zatem z ludzką małostkowością, głupotą i złośliwością, która prowadzi do tragedii, ale wszystko to okraszone zostało nordyckim egzystencjalnym smutkiem. Właściwym tematem filmu staje się osobista trauma, która jest projektowana na przypadkowe osoby znajdujące się w polu rażenia. Film ma także coś z antycznej tragedii, nie tylko zresztą ze względu na posępną dramatyczną tematykę. Już samo hobby jednego z głównych bohaterów, którym jest mianowicie amatorsko uprawiany śpiew, kieruje nas w stronę zdyscyplinowanej struktury, gdzie kolejne akty są oddzielane partiami chóralnej klasycznej muzyki.

Na uwagę zasługują zdjęcia Moniki Lenczewskiej, znanej z pracy przy greckim filmie „Park”. Operuje ona bliskimi planami i eksponuje detale w sposób, który odbiega od stereotypowego portretowania Islandii w kategoriach zamaszystych pejzaży.

„W cieniu drzewa” jest udaną odtrutką od amerykańskiej konfekcji, oferującą sposób opowiadania daleki od tego, czego możemy się spodziewać. Zmierza w zaskakujących kierunkach i może wywołać u niektórych uczucie konsternacji, w szczególności po tym, czego mogli się spodziewać po materiałach promujących film.

Ocena: 7/10

Autor: Michał Mielnik

Źródło: FILM.COM.PL