Jesień we Francji

Jesień we Francji

kadr z filmu "Jesień we Francji" (2017)
kadr z filmu "Jesień we Francji" (2017) Źródło: Aurora Films
Dodano: 
Mahamat Saleh Haroun jest już dziś uznanym twórcą i rozpoznawalną marką, a także zapewne jednym z najbardziej znanych na świecie reżyserów pochodzących z Afryki. W swoim czasie, świeżo po sukcesie „Krzyczącego mężczyzny” nagrodzonego nagrodą jury na festiwalu w Cannes doszedłem wręcz do poniekąd smutnej konstatacji, że w Czadzie robią lepsze kino niż w Polsce.

Twórczość Harouna można zdefiniować poprzez sformułowanie „styl zerowy”. Przejrzyste proste opowieści pozbawione formalnych fajerwerków i wysmakowanych wizualnych kadrów koncentrują się na treści, jaką jest intymna perspektywa konkretnego jednostkowego bohatera wpisana w określone uwarunkowania społeczno –polityczne.

Rezultatem tego jest swoiste kino moralnego niepokoju prezentujące etyczne dylematy, z którymi my Europejczycy nie mamy do czynienia. Najnowsze dzieło tego żyjącego na co dzień we Francji afrykańskiego twórcy jest jego pierwszym jego filmem zrealizowanym w całości nad Sekwaną przedstawiającym problemy, z jakimi borykają się przebywający w tym kraju uchodźcy z ogarniętej wojną Republiki Środkowej Afryki.

Co prawda kryzys imigracyjny to ostatnio dość modny temat, z którym mierzą się w różnych konwencjach tacy twórcy, jak Kornel Mundruczo w „Księżycu Jowisza” i Gianfranco Rosi w dokumencie „Fuocoammare”. Haroun jest jednak pierwszym twórcą, który to zjawisko przedstawia stricte z perspektywy imigrantów próbujących odnaleźć się w nowej dla nich sytuacji.

Czyni to w niezwykle sugestywny i empatyczny sposób, znakomicie portretując także proceduralne absurdy z jakimi ma do czynienia główny bohater Abbas. Przejmująca jest już scena publikacji orzeczeń w sprawach imigracyjnych, gdzie rozstrzygnięciom skazującym ludzi na deportację towarzyszy krzyk rozpaczy i spazmatyczny płacz.

Abbas stopniowo przechodzi przez kręgi piekielne kolejnych instancji, zmienianych mieszkań o pogarszającym się sukcesywnie standardzie, a w konsekwencji z następującymi po sobie upokorzeniami. Jego postawa jest zresztą w tym filmie zestawiana z dwoma innymi postaciami, które nie są tylko pustymi figurami uosabiającymi konkretne zjawisko imigracji, ale ludźmi z krwi i kości, którzy mają uczucia, kochają i są kochani. Z jednej strony jest to partnerka głównego protagonisty – „biała” zasymilowana Polka grana przez wybitną francuską aktorkę Sandrine Bonnaire, z drugiej zaś brat Abbasa Etienne – stosujący bardziej radykalne środki łącznie z aktem stanowiącym najwyższą ofiarę w geście protestu.

Haroun stawia zatem pytanie o to, jakie przesłanki decydują o tym, że przedstawiciele określonych nacji i kultur są akceptowani w Europie, inni zaś są wykluczani z europejskiego kręgu cywilizacyjnego. Nie daje przy tym jednej konkretnej odpowiedzi zostawiając widza samego z tym dylematem. Uprzedzenia rasowe są tu ledwo zasygnalizowane, a sprawę komplikuje nadto fakt, że obaj bracia są świetnie wydedukowanymi erudytami - intelektualistami znakomicie orientującymi w meandrach francuskiej filozofii.

Notabene jest to też przyczyną ich wyalienowania i wykorzenienia, na co sami zwracają uwagę podczas jednej z rozmów stwierdzając, że Afryka a także ich macierzysty kraj nie istnieją. Zresztą dość przypadkowo jak mniemam został tam zakreślony zupełnie inny problem wykraczający poza imigracyjny schemat. Otóż każdy z dwóch braci boryka się z problemem deficytu męskości. W przypadku Etienne ma to charakter zupełnie dosłowny – jest on impotentem. Jeśli zaś chodzi o Abbasa, to wielokrotnie widzimy go w sytuacjach, gdy bezradny rozpacza nad tym, że jako samotny ojciec nie może zapewnić stabilności swoim życiom.
Całość jest przyobleczona w konwencję przejmującego melodramatu o trudnej międzyrasowej miłości, która nie zawsze pokonuje przeszkody. Zgrzytem jest być może nazbyt publicystyczny, dosłowny i aktualny finał, ale to w dalszym ciągu bardzo dobre kino, o którym nie zapomnimy prędko po wyjściu z kina.

Ocena: 7/10

Autor: Michał Mielnik

Źródło: FILM.COM.PL