„Searching” nie jest pierwszym filmem, który bawił się tą koncepcją, ale na pewno pierwszym, który rzeczywiście potrafił wzbudzić w widzu pożądane emocje. Wcześniejsza próba, produkcja „Link do Zbrodni” Nacho Vigalondo z 2014 roku z Elijah Woodem i Sashą Grey (sic!) w obsadzie, nie potrafiła bowiem tego uczynić. Była chaotyczną, a na domiar złego nudną opowieścią, której jedynym atutem był właśnie sposób przedstawienia akcji.
„Searching” to natomiast bardzo sprawnie opowiedziana historia, której sam przebieg jest w stanie budzić wiele emocji. Niecodzienny sposób pokazywania historii jest jedynie dodatkiem, a nie celem samym w sobie. A choć reżyser stosuje w swoim filmie bardzo ograne chwyty i najbardziej klasyczną formę opowiadania historii (od strony scenariusza), budując ją na odpowiednio usytuowanych zwrotach akcji, potrafi też przykuć naszą uwagę i wzbudzić zainteresowanie, inteligentnie manipulując napięciem.
Dzięki prostym zabiegom - pokazania życia rodziny z perspektywy zmian, które zachodziły w przeciągu lat - w serii zdjęć, wiadomości, czy fragmentów wideo (nota bene - wykorzystujących znane figury internetowego świata) - reżyser umiejętnie zbliżył nas do bohaterów. Tak, aby pierwszy zwrot akcji rzeczywiście nas zabolał i spowodował, że szybko wciągniemy się w prowadzone śledztwo. Oto bowiem córka bohatera (świetny John Cho) znika z dnia na dzień, próbując wcześniej kilkakrotnie skontaktować się z ojcem w środku nocy (ten nie słyszy telefonu). Gdy ten budzi się rano i nie może do niej oddzwonić, zaczyna się denerwować.
Rozpoczyna się gra z czasem o odnalezienie dziewczyny, zanim będzie za późno. Jeszcze zanim do sprawy włączy się policja, David na własną rękę zacznie kontaktować się ze znajomymi córki, szybko odkrywając, że wielu rzeczy o niej zwyczajnie nie wie. Tytułowe poszukiwania okazują się więc działaniami tyleż fizycznych poszukiwań dziewczyny, jak i zgłębienia jej wewnętrznego, nieznanego dotąd świata.
Film umiejętnie dawkuje napięcie, skrzętnie ujawniając nowe informacje w odpowiednim momencie, dzięki czemu obraz ogląda się z niegasnącym zainteresowaniem, niczym rasowy thriller. Fakt, że całość oglądamy przez pryzmat ekranu komputera i komórki, dodaje tylko wiarygodności całego doświadczenia, jeszcze mocniej wrzucając nas w sam środek akcji. Obraz żwawo gna do przodu, a widz cały czas kibicuje zrozpaczonemu ojcowi w jego działaniach. Zwyczajnie wciągamy się w prowadzone śledztwo, a fakt że poniekąd w nim współuczestniczymy, dodaje tylko rumieńców całej opowieści.
Jest w tym filmie wprawdzie parę zbędnych scen, które wydają się nastawione jedynie na to, aby dosłownie każdemu wprost wyjaśnić kolejny zwrot, ale dzięki temu, ze na ekranie oglądamy w zasadzie proces myślowy samego ojca, korzystającego z urządzeń techniki, tę nadmierną łopatologiczność łyka się bez bólu.
„Searching” to intrygujący thriller, przedstawiony w nietuzinkowej, ciekawej formie. Obraz, którego siła leży w prostocie. Film pokazuje tym samym, że czasem najprostsze rozwiązania maja największa sile rażenia.
Ocena: 8-/10
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.