Luca Guadagnino popełnił swój autorski film, choć czort wie, co twórcę leniwych wakacyjnych lekkich dramatów o spalonych słońcem ciałach łaknących pożądania skłoniło do nakręcenia ostentacyjnie staromodnego horroru o czarownicach w berlińskiej szkole tanecznej. Swoją drogą to dość szczególny horror, daleki od powtarzalnych slasherów konstruowanych w oparciu o mechanizm jump scare’ów.
Jeśli chodzi o warstwę fabularną, to źródeł poszukiwałbym raczej w takich dziełach, jak „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego. Estetycznie zaś, także poprzez alternatywny rysunek miasta, całość przypomina mi kultowy klasyk pod tytułem „Nie oglądaj się teraz” w reżyserii Nicolasa Roega. Nie jest to też film, który przyprawi widza o wyjątkowe dreszcze towarzyszące mu jeszcze długo po wyjściu z kina. Nie sądzę też, że taki był cel twórców.
Niezależnie od intencji, które pełnią rolę drugorzędną, ostatni wykwit talentu Guadagnino to kinofilski wizualny orgazm i zmysłowa uczta dla oka oraz ucha. Co do tego drugiego zmysłu, to genialnym pomysłem było zaangażowanie Thoma Yorka, aby ten stworzył partyturę do filmu. To muzyka wyjątkowa na tle ścieżek dźwiękowych pisanych na potrzeby różnych współczesnych filmów. Stylistycznie nawiązuje do dotychczasowej twórczości grupy Radiohead, której Thom Yorke jest liderem. Jednocześnie te psychodeliczne oniryczne brzmienia poprzez swoją świadomą wręcz anachroniczność stanowią integralny element filmu, który sam w sobie jest nawiązaniem do kina lat 70-tych XX wieku.
Najnowsza „Suspiria” to dzieło jednocześnie monumentalne, a zarazem paradoksalnie intymne. Bardzo powoli wprowadza widza w tajemnice przybytku, który jest miejscem akcji właściwie przez całe dwie i pół godziny. Mimo tych rozmiarów obraz ani na chwilę nie nuży, uwodząc szczególną urodą szaroburych zdjęć, w których sfotografowano rozpolitykowany Berlin lat 70-tych. Metoda ta przywołuje na myśl strategię, jaką zastosował rzeczony Roeg w wyżej wspomnianym filmie odnośnie do portretu Wenecji. Owe powolne dzianie się inkrustowane jest epizodami tanecznej frenetycznej feerii. Najbardziej symptomatyczną sceną jest sekwencja, w której główna bohaterka grana przez Dakotę Johnson wykonuje pewien złożony układ taneczny. Odbiciem tegoż jest szamocące się w dzikich konwulsjach maltretowane ciało jej koleżanki ulegającej mrocznym siłom w zamkniętym pomieszczeniu poniżej. Dwie strony tańca jako pierwotnej dzikiej siły. Finał to już dionizyjskie bachanalia, gdzie okultystyczno –satanistyczny sztafaż barokowej sekwencji jest ilustracją pierwotnego kobiecego żywiołu, w który wdrukowane jest nieustanne cierpienie zadawane kobietom przez mężczyzn. Emanacją tej siły jest właśnie taniec. Istotną cechą definiującą kobiecość w tym ujęciu jest też macierzyństwo. Nie bez powodu w retrospekcjach wspomnienie rodzinnego domu głównej protagonistki, z którego została wygnana. Postać dostojnej nauczycielki tańca granej przez Tildę Swinton staje się w tej interpretacji figurą zastępczej matki.
„Suspiria” to feministyczne kino bez mężczyzn. De facto jedynym przedstawicielem płci męskiej jest w filmie profesor psychologii, w którego wciela się również Tilda Swinton. Co znamienne w rozlicznych wywiadach i materiałach prasowych nadworna gwiazda Guadagnino nie przyznaje się do tej roli. Bohater ów pełni w filmie istotną fabularną rolę wprowadzając widza w tajemnice szkoły tańca, albowiem staje się powiernikiem sekretów zdradzanych mu przez dziewczęta w trakcie wizyt w gabinecie. Jednocześnie to postać, która ma swoją traumatyczną historię związaną z utratą ukochanej żony w trakcie drugiej wojny światowej. Jako taka, a więc złamana i słaba, postać profesora przeciwstawiana jest silnym emancypującym się kobietom, gdzie kulminacja owego wyzwolenia następuje w trakcie wieńczącego film parareligijnego rytuału. Historia i polityka, gdzie prym wiodą mężczyźni, kontrastowana jest z witalną seksualnością kobiet. Jest to seksualność bez erotyki realizująca się w takich wartościach jak płodność i macierzyństwo.
Wizja Guadagnino na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Zapewne rozczaruje tak zwolenników Argento, jak i fanów horroru w ogóle. Tym jednak, którzy nie trzymają się kurczowo utartych schematów, dostarczy mnóstwo satysfakcji.
Ocena: 9/10
Autor: Michał Mielnik
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.