Grinch jest wielkim zielonym człekokształtnym stworem, mieszkającym samotnie (no, z wiernym psem Maxem) we wnętrzu spiczastej góry, znajdującej się w pobliżu miasteczka Ktosiowo, zamieszkałego przez roześmiane i dobroduszne Ktosie. Mieszkańcy cały rok są niezwykle radności, ale w okresie świątecznym ich pozytywne nastawienie nasila się podwójnie, czy jak w tym roku zażyczyła sobie pani burmistrz, potrójnie. Ogólna życzliwość, płomienne uśmiechy, dobre rady i pomocne dłonie wyciągane z każdej strony, niezmiernie irytują zielonego stwora, który czuje się wśród promiennie uśmiechniętych Ktosiów, jak zwyczajny odludek. „Przez 53 lata znosiłem to piekielnie Święto. Czas wreszcie coś z nim zrobić”, zakrzyknie po jednej z wyjątkowo „nieprzyjemnych” wypraw do miasta. Tak rodzi się plan. Plan ukradzenia Świąt.
Postać Grincha oraz jego niecny plan pozbycia się Świąt Bożego Narodzenia, po raz kolejny wraca w popkulturze. Oryginalna opowieść powstała w 1957 roku, krótkometrażowa animacja pochodzi z 1966, zaś słynna wersja aktorska z Jimem Careyem, kończy w tym roku osiemnaście lat. Historia, z której dowiadujemy się co jest prawdziwą magią świąt, towarzyszy więc w różnych odsłonach kolejnym pokoleniom widzów i zaraża swoją pozytywną energią, ucząc ich co jest najważniejsze w tym okresie roku.
Najnowsza wersja poszerza znane z poprzednich odsłon przygody i perypetie głównego bohatera, wprowadzając nowe postaci oraz nowe motywacje działania większości z nich, dlatego przysparza radości, nawet tym, którzy zaznajomieni są z historią. Jednocześnie doskonale wyczuwa co leżało u podstaw sukcesu tej opowieści u jej zarania i umiejętnie buduje napięcie oraz sympatie i antypatie wobec postaci, bazując na prostych i łatwych do utożsamienia się mechanizmach.
Film wchodzi do kin w wersji dubbingowej. Trochę szkoda, biorąc pod uwagę, że w oryginale głosu Grinchowi podkłada Benedict Cumberbatch, czyli ukochany przez wszystkich Sherlock Holmes z doskonałego serialu BBC. Na szczęście polski dubbing stoi na wysokim poziomie, a Jarosław Boberek w tytułowej roli, jak zwykle dwoi się i troi, aby włożyć w bohatera swój autorski rys i przedstawić go jako wielowymiarową postać.
„Grinch” to idealna odskocznia od przedświątecznego szaleństwa, która jednocześnie porządnie potrafi wkręcić nas w klimat zbliżających się uroczystości. Urokliwe!
Ocena: 7/10
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.