„Creed” okazał się opowieścią o pewnym siebie, acz obarczonym przytłaczającym dziedzictwem, chłopaku, który nie tyle chce osiągnąć to co Apollo, co chce raczej podążyć własną ścieżką, nawet, jeśli oznaczać to będzie bunt wobec całego świata. Dzięki kapitalnie napisanej fabule, świetnie nakreślonym bohaterom, wybornemu soundtrackowi i niezwykłym kreacjom aktorskim (absolutnie zasłużony Złoty Glob dla Stallone’a – dalej jednak nie rozumiem jakim cudem Rylance pokonał Sylwka w wyścigu po Oscara), film zyskał uznanie zarówno wśród widzów jak i krytyków. Nic zatem dziwnego, że Adonis i Rocky musieli powrócić. Od zeszłego piątku na ekranach naszych kin gości już film „Creed 2” – czy zdołał osiągnąć poziom dzieła Cooglera?
Młody Adonis dumnie kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, nokautując swoich przeciwników po paru rundach. Jego życie wydaje się już ukształtowane, relacje z otoczeniem ułożone, miłość do Bianci kwitnie, a przyjaźń z Rocky’m zdaje się trwała. Niespodziewanie dla młodego Creeda w Filadelfii pojawia się ktoś, kto lata temu zabił w ringu jego ojca. Ivan Drago (dla mnie: jeden z najbardziej ikonicznych czarnych charakterów) od lat szkoli swojego syna, by ten osiągnął to, co chciał osiągnąć on – mistrzostwo świata. Kiedy ścieżki Adonisa i Viktora się przetną, świat może lec w gruzach.
Wydawać by się mogło, że z takiej fabuły nie da się ułożyć wciągającej opowieści. Nic bardziej mylnego. Steven Caple Jr. idąc tropem Ryana Cooglera na pierwszym planie nie stawia walk bokserskich, a swoich bohaterów. „Creed 2” to wulkan emocji: z jednej strony miłość i przyjaźń, z drugiej gniew i chęć zemsty. Tu nie ma jednowymiarowych bohaterów - każdy z nich ma swoje, przekonywujące, motywacje i w zasadzie każdemu z nich można kibicować. Dziwi to zwłaszcza w przypadku panów Drago. Większość spodziewała się, patrząc przez pryzmat czwartej części „Rocky’iego”, że Ivan i Viktor odegrają role typowo negatywne, a to właśnie ich relacja, ich trudna przeszłość, powodują, że nie można nazwać ich antagonistami. Mimo niewielu słów, które wypowiadają, historia tego duetu mocno uderza w widza, który rozumie ich motywacje i zaczyna ich (na swój sposób) szanować. Ogromne brawa należą się za to Lundgrenowi i Munteanu, którzy powodują że Ivan i Viktor nie są „papierowymi” czarnymi charakterami, a strasznie mocno doświadczonymi przez życie ludźmi, którzy mają światu coś do udowodnienia.
Mimo wszystko „Creed 2” to dalej jednak, w głównej mierze, opowieść o Adonisie. Tym razem reżyser zdecydował się bardziej nakreślić jego relacje z Biancą (doskonała Tessa Thompson) i Mary Anne (wspaniała Phylicia Rashad), ukazując, jak ważna w trudnych chwilach jest dla syna Apollo najbliższa rodzina. Młody Creed w filmie przechodzi sporą przemianę, która dzięki kapitalnej roli Michaela B. Jordana, staje się niezwykle wiarygodna. Adonisa można lubić lub nie, jednak trzeba przyznać, że twórcy dbają o to, by jego zachowanie było umotywowane i wiarygodne. Mądrą radą posłuży mu przecież zawsze jego „wujas” Rocky. Stallone nie ma równie mocnej roli jak u Cooglera, jednak i tak widz czuje z nim niezwykle silną więź i doskonale rozumie zachowanie dawnego pięściarza wobec nadejścia duetu Drago. Reżyser zadbał o to, by spotkanie Rocky’iego i Ivana po latach, było sceną, która wbije się w pamięć widzów – to niesamowite, łapiące za serce minuty, podczas których zapomina się o oddychaniu. W relacjach bohaterów nie ma ani grama fałszu, realność ich zachowań jest naprawdę godna podziwu.
Do zderzenia dwóch światów musiało dojść jednak w ringu. Sceny walk w „Creedzie 2” to prawdziwa petarda – kiedy wydawać by się mogło, że filmowcy w poprzednich częściach pokazali wszelkie możliwe tricki, Caple Jr. potrafi nieźle zaskoczyć, zwłaszcza świetnymi scenami na ringu z perspektywy pierwszej osoby. Tu aż czuć potęgę ciosów, tu nawet my, widzowie, doświadczamy bólu, jakiego doświadcza ekranowy bohater. Niesamowite uczucie. Kapitalna choreografia starć, niezwykłe emocje oddawane przez Jordana i Munteanu, mistrzowska praca kamery – boks na dużym ekranie nigdy nie prezentował się tak porywająco.
„Creed 2” w rewelacyjny sposób rozwija historię Adonisa i jego otoczenia. To dzieło niezwykle emocjonalne i emocjonujące. Fani serii (w tym ja) będą zachwyceni, osoby, które z poprzednimi częściami miały mniejszy kontakt i tak powinny być zadowolone. To już nie jest film o boksie, a perfekcyjny dramat rodzinno-sportowy. Dla mnie: arcydzieło!
Autor: Michał Olszewski