Mały wielki serial!

Mały wielki serial!

Dodano:   /  Zmieniono: 
W najbliższą niedzielę na ekrany powraca długo wyczekiwana „Gra o Tron”. Jest to wiadomość, z której niezmiernie się cieszę. Jednak część mnie jeszcze bardziej raduje się z powrotu innej produkcji HBO, która w zaledwie kilka odcinków zaskarbiła sobie moje serce. Mowa o „Dolinie Krzemowej”.
Silicon Valley” jest opowieścią o rozkręcaniu biznesu komputerowego w Dolinie Krzemowej, ukazaną w pięknym, krzywym zwierciadle. Gdy młody programista, Richard, tworzy nikomu niepotrzebną aplikację, opierającą się jednak na niezwykłym algorytmie, przykuwa tym uwagę szefów znanej firmy, chcących niemal natychmiast odkupić jego pomysł. Los się wtedy do niego uśmiecha. Traf bowiem chce, że również znany przedsiębiorca, Peter Gregory, dostrzega potencjał aplikacji i składa chłopakowi propozycję nie do odrzucenia. Gdy Richard i jego ekipa zdecydują się przyjąć intratny kontrakt, ich życie odmieni się nie do poznania. Ciągła presja i goniące deadline’y staną się ich chlebem powszednim.

Dolina Krzemowa” obrazuje geeków w ich naturalnym środowisku, stając się historią o wzlotach i upadkach na drodze do wielkiego sukcesu. W premierowych odcinkach padają zresztą zgrabne uwagi dotyczące nerdowego świata. Jedną z celniejszych jest chociażby pytanie o to dlaczego programiści zawsze trzymają się w piątkach, w których występują przedstawiciele tych samych grup etnicznych? Czy wymieniają się między innymi grupami, by osiągnąć taki efekt?

Poziom humoru jest bardzo wysoki, oferując w zasadzie każdy jego typ – od dowcipów słownych i sytuacyjnych, po charakterologiczne, a chwilami nawet slapstickowe. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Najlepsze jest, że „im dalej w las”, tym lepiej, gdyż do najlepszych odcinków króciutkiego ośmioodcinkowego sezonu można zaliczyć prześmieszny epizod piąty „Signaling Risk”, w którym firma zatrudnia grafficiarza do zrobienia logo, a także odcinek szósty („Third Party Insourcing”), w którym dostrzegamy co może się przytrafić, gdy świat ogarnie nadmierna technologizacja. Oba odcinki oferują masę pozytywnego humoru, w każdym z przedstawionych wątków zaznaczając wyraźną oś komedii. Świetne są sceny niezręcznych rozmów szefów dwóch konkurencyjnych firm (Petera i Gavina), czy holograficzna konferencja z przełożonym. Niecodzienny deal Gillfoya z Ganeshem dotyczący dziewczyny jednego z nich, również potrafi włożyć uśmiech na usta widza.

Twórcy „Doliny Krzemowej” zdecydowanie złapali wiatr w żagle. Skrupulatnie tworzą słodko-gorzką opowieść o budowaniu firmy od zera, piętrząc przed bohaterami masę problemów w drodze do osiągnięcia upragnionego celu. Umiejętne rzucanie wszelkiej maści kłód pod nogi bohaterów umożliwia widzowi wczucie się w ich sytuację, zżycie z ich problemami oraz poczucie, jakby było się w ich skórze. Krzywe zwierciadło „Silicon Valley” ogląda się tak dobrze, że już zacieram ręce na drugi sezon serialu, którego premiera odbędzie się na początku przyszłego tygodnia.

Opowieść o młodych „wikingach naszych czasów”, jak w pewnym momencie mówi o sobie i swoich znajomych Richard, to produkcja, która bardzo pozytywnie zaskoczyła i przysporzyła mi mnóstwa wrażeń. Mały wielki serial!

Ocena: 8,5/10 < 3