Martyna Wojciechowska o czasach szkolnych: Przeżyłam bicie po rękach linijką, szarpanie za ucho do krwi…

Martyna Wojciechowska o czasach szkolnych: Przeżyłam bicie po rękach linijką, szarpanie za ucho do krwi…

Martyna Wojciechowska
Martyna Wojciechowska Źródło: Instagram / martyna.world
Podróżniczka znana jest jako kobieta, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, a wszystkie przeszkody da się pokonać. W rozmowie z Onetem opowiedziała o traumatycznych przeżyciach ze szkolnych lat.

Martyna Wojciechowska to polska prezenterka telewizyjna, dziennikarka, podróżniczka, a także pisarka. Największą popularność przyniósł jej jednak program „Kobieta na krańcu świata”, którego jest prowadzącą. W wywiadzie dla Onetu przyznała, że czasy szkolne były dla niej trudne. Nie umiała dopasować się do panujących w placówce sztywnych ram. – Pamiętam, że cały pierwszy dzień w zerówce przepłakałam. Odebrano mi mój cudowny świat biegania po krzakach w poszukiwaniu robaków w ogrodzie oraz regulacji gaźników i wymiany klocków hamulcowych w warsztacie samochodowym mojego taty… I to był dramat. Bo nagle miałam być wtłoczona do sali lekcyjnej i do ławki. Przyszło mi to z dużym trudem – powiedziała.

„Przeżyłam bicie po rękach linijką”

Podróżniczka opowiedziała również o traumatycznych przeżyciach, które ją spotkały w czasach, kiedy chodziła do szkoły. Mówiła o stosowaniu przemocy. – Za moich czasów szkolne warunki były dalekie od ideałów. Przeżyłam jeszcze bicie po rękach linijką, szarpanie za ucho do krwi i publiczne upokarzanie w ramach kary. Wtedy nikt nie mówił o prawach ucznia. Zorientowałam się jednak, że w tej przestrzeni rówieśniczej, zamiast akceptować gry i zabawy, które były powszechnie obowiązujące, mogę wymyślać swoje własne. Weszłam w rolę lidera, bardzo szybko zostawałam przewodniczącą samorządu klasowego, potem szkolnego, zaczynałam tworzyć nową przestrzeń i równolegle prowadzić działalność, umówmy się, uważaną za wywrotową – opisywała podróżniczka.

Wsparcie ze strony rodziny

Martyna Wojciechowska zaznaczyła również, że mogła liczyć na wsparcie ze strony rodziny, a jednocześnie miała możliwość uczenia się na własnych błędach. – Moja mama bardzo mnie wspierała w tym procesie i czułam, że mogę popełniać błędy. Że nikt w moim najbliższym otoczeniu nie szukał okazji, żeby coś wytknąć, wyszydzić. Zdaniem, które według mnie najbardziej rujnuje relacje międzypokoleniowe jest słynne: „A nie mówiłam?!” No pewnie, że mama mówiła i zazwyczaj miała rację. Rodzice zwykle chcą dobrze dla swoich dzieci, a my przekonujemy się o tym dość szybko. Ta lekcja bywa dotkliwa z samego faktu, że wiemy, że zrobiliśmy źle. Natomiast to nieszczęsne zdanie, które w takich chwilach pada, potrafi zrujnować wszystko. A ja tego zdania nigdy od mamy nie usłyszałam. Na szczęście! – dodała.

Czytaj też:
Martyna Wojciechowska spotkała się w Polsce z adoptowaną córką. „Moja kochana Kabula”

Źródło: Onet.pl