Recenzja filmu „Ostatni pojedynek” Ridleya Scotta. Niekonwencjonalna formuła, nieco uwierająca treść

Recenzja filmu „Ostatni pojedynek” Ridleya Scotta. Niekonwencjonalna formuła, nieco uwierająca treść

Kadr z filmu „Ostatni pojedynek” (ang. „The Last Duel”)
Kadr z filmu „Ostatni pojedynek” (ang. „The Last Duel”) Źródło: 20th Century Studios
Czy Ridley Scott zdołał w nowym filmie z odpowiednią wrażliwością przedstawić trudny temat gwałtu? Obejrzałam „Ostatni pojedynek”, który robi wrażenie, jednak po zastanowieniu, nieco uwiera.

83-letni Ridley Scott nie zwalnia tempa i w tym roku przychodzi do swoich fanów nie z jednym, a z dwoma filmami, które mają ogromne szanse w zbliżającym się oscarowym wyścigu. Po „Gladiatorze”, „Łowcy androidów” czy „Thelmie i Louise” w polskich kinach oglądać już możemy „Ostatni pojedynek”, a w listopadzie czeka nas „Gucci”, w którym ponownie pojawi się Adam Driver, a na ekranie towarzyszyć będzie mu Lady Gaga.

Tymczasem kilka słów o „The Last Duel”.

Film jest adaptacją książki „The Last Duel: A True Story of Trial by Combat in Medieval France” autorstwa amerykańskiego autora Erica Jagera, wydanej w 2004 roku. Opowiada prawdziwą historię pojedynku stoczonego we Francji 29 grudnia 1386 roku, w którym starli się normański rycerz Jean de Carrouges i giermek Jacques Le Gris. Carrouges oskarżył Le Grisa o zgwałcenie swojej żony Marguerite. Udał się następnie do króla Karola VI Szalonego, wyzywając rzekomego oprawcę na pojedynek. Monarcha wyraził na to zgodę i tak odbyło się starcie, w którym sam wszechmocny Bóg, który zna prawdę, pozwolił żyć niewinnemu człowiekowi, a winnemu zgotował śmierć. Do tej pory, wśród francuskich historyków i prawników toczą się dyskusje, dotyczące tej ważnej dla kraju legendy.